Karaluchy

Nigdy nie lubiłam audiobooków.  Próbowałam się do nich przekonać, ale za każdym razem coś było nie tak. Zwykle irytowali mnie lektorzy, którzy sprawiali, że zamiast skupiać się na treści książki, zwracałam uwagę na wady wymowy albo słabą dykcję czytającego. Najgorsi jednak byli ci, którzy czytali z paskudną manierą, odbierając całą przyjemność lektury. Nienaturalnie wydłużali wyrazy, zniżając głos cedzili słowa, jakby samogłoski, które wypowiadali były z bardzo rozciągliwej gumy.

Weźmy na przykład Dukaja. Wiadomo, że bywa dosyć wymagający w odbiorze, prawda? A spróbujcie posłuchać "Innych pieśni" czytanych przez Krzysztofa Gosztyłę. Całość brzmi nieźle, ale w miejscach narratorskich dłużyzn pan Krzysztof daje popis przedłużania wygłosu tak, że każdy wyraz kończy się przeciągłym pomrukiem. I to uporczywe mruczenie tak bardzo mnie rozprasza, że gubię się, nie rozumiem treści i muszę słuchać od początku.

Ale gorszy od lektora, przykuwającego uwagę jest lektor, który bywa na bakier z trudną sztuką interpretacji. Taki lektor sprawia wrażenie, jakby czytał z marszu, bez żadnego przygotowania. Wykrzykuje coś, co miało być wyszeptane, albo na poważnie czyta żarty i zawsze kojarzy mi się z paniami z telewizji informacyjnych, czytającymi z promptera tekst-niespodziankę.

Mogłabym tak w nieskończoność, bo wiecznie mi coś w audiobookach przeszkadzało. Zaczynałam się już powoli godzić z tym, że taka forma obcowania z literaturą nie jest dla mnie, kiedy zobaczyłam światełko w tunelu. Jakiś czas temu brakowało mi towarzystwa do biegania, więc zaprosiłam Jo Nesbø, a on przyprowadził Szyca, Stenkę i zaczęli czytać.

"Karaluchy" to kolejna część przygód komisarza Harry'ego Hole'a, znanego już z "Człowieka nietoperza". Tym razem Nesbø również zadbał o nietypowe jak na skandynawski kryminał miejsce akcji i wysłał swojego bohatera do Tajlandii.  Hole miał tam prowadzić śledztwo w sprawie śmierci ambasadora Norwegii. Sęk w tym, że Harry dał się nam poznać jako delikatnie mówiąc hedonista, który nie stroni od używek i uciech cielesnych. Dlaczego więc jego przełożeni zachowali się tak nierozsądnie, wysyłając go do kraju słynącego z łatwego dostępu do niezupełnie legalnych rozrywek i zupełnie nielegalnych substancji? I w tym szaleństwie jest metoda! 

Dalej akcja podąża ścieżkami wytyczonymi w pierwszym tomie serii. Harry odwiedził egzotyczny kraj, wkradł się w łaski lokalnych policjantów, a w przerwach między bijatykami poznawał tajlandzkie obyczaje. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie kręciły się wokół niego kobiety rażone jego urokiem. Jednym słowem, Nesbø mnie nie zaskoczył, co nie znaczy, że było nudno.

Zagadka była bowiem łatwa jedynie na pierwszy rzut oka. Szybko okazało się, że autor przygotował kilka pułapek na zbyt pewnego siebie czytelnika i co jakiś czas wyprowadzał domorosłych detektywów w pole. Wprawdzie intryga ostatecznie okazała się grubymi nićmi szyta, ale może to ja popełniłam błąd i nie doceniłam możliwości intelektualnych złoczyńców.

Bardzo dużym plusem tej wersji książki jest świetny zespół aktorów, którzy użyczyli bohaterom swoich głosów. Trochę obawiałam się wszechobecnego Szyca w roli Harry'ego, ale przyzwyczaiłam się do niego na tyle, że nie mogę już inaczej wyobrazić sobie tej postaci. I w tym paradoksalnie upatruję najpoważniejszą wadę nie tylko tej realizacji, ale audiobooków w ogóle- zinterpretowane przez aktorów wypełniły się wszystkie miejsca, w których do tej pory mogła hulać wyobraźnia.  Wyobraźcie sobie, że wydawcy podeszli do sprawy tak poważnie, że w tle umieścili autentyczne dźwięki ulic Bangkoku.

Mimo wszystko z Nesbø biegało się tak dobrze, że jestem w stanie zgodzić się na to, by od czasu do czasu jakiś zdolny lektor odebrał mi przyjemność interpretowania, zostawiając w zamian możliwość podziwiania.


Jo Nesbø, Karaluchy, Wydawnictwo Dolnośląskie i Audioteka.pl, reżyseria: Krzysztof Czeczot, z udziałem m.in.  Borysa Szyca, Izabeli Kuny, Danuty Stenki, Magdaleny Cieleckiej, Bogusława Lindy, Łukasza Simlata i Mariusza Bonaszewskiego.

25 komentarzy

  1. Bardzo jestem ciekawa tego audiobooka odkąd usłyszałam o projekcie. A co do "Innych pieśni" to próbowałam kilka razy, ale pan Gosztyła tak mnie irytował (nie mówiąc o tym, że kilka razy zasnęłam), że w końcu wpisałam go na listę "omijać szerokim łukiem". Polecam do słuchania "Osobliwy dom pani Peregrine".

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze, nigdy nie słuchałam książek na poważnie, to znaczy próbowałam kilka razy, ale właśnie tak jak piszesz....nie podeszło mi;)
    Po drugie przeczytałam dopiero jednego Nesbo i chętnie spróbuję więcej:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i przeczytałam i jestem zachwycona!!! Zagadka fajna jak na skandynawski kryminał przystało, ale realizacja! Doskonała! Gdyby każdy audiobook był tak zrealizowany...no i też już zawsze Harry będzie wyglądał w mojej głowie jak Szyc:) M.

      Usuń
  3. Tigerlily, na listę pt. "można dać szansę" wpisz pana Falanę:) Daje radę, ale on chyba nie specjalizuje się w Dukaju. Pomysł z "Osobliwym domem pani Peregrine" dobry, skorzystam jak skończę to, co teraz męczę. Dziękuję za podpowiedź:)

    OdpowiedzUsuń
  4. M., spróbuj. Nie zmywam już naczyń bez audiobooka:) To się nazywa maksymalne wykorzystywanie czasu;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dla mnie biegania nie umili nawet Mieville, Rowling, Pratchett i Sapkowski razem wzięci, ale to kwestia gustu. Ale muszę w końcu Nesbø upolować, bo dużo dobrego słychać i czytać!
    Co do audiobooków - ja właśnie słucham "Cylindra van Troffa" Zajdla i naprawdę, daje radę to mało powiedziane.

    OdpowiedzUsuń
  6. Też nie potrafię przekonać się do audiobooków. W zasadzie jedynie słuchowisko "Żywe Trupy" przypadło mi do gustu, więc zdecydowanie wolę książki czytać niż ich słuchać :) Dlatego "Karaluchy" poznam w wersji papierowej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Joasiu, posłuchałam fragmentu w sieci i Łukasz Nowicki brzmi nieźle. "Cylinder van Troffa"- zanotowane:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dominiko, gdyby dało się biegać i czytać jednocześnie, na pewno nie bawiłabym się w audiobooki:) "Karaluchy" w wersji papierowej mają swoje zalety;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pan Falana zanotowany, w bibliotece namierzony, prędzej czy później będzie słuchany :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czasami sięgam po audiobooki, ale bardzo rzadko, głownie nie odpowiadają mi czytający za wolano, albo szybko, monotonnym głosem, zdecydowanie wolę widzieć literaki, a Karaluchy zacznę czytać w tym tygodniu w wersji papierowej :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Aniu, ja też wolę widzieć literki:) Świetnie, że planujesz to czytać, będę czyhać na recenzję:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hmmm...to na pewno dobra alternatywa dla wiecznie powtarzających się informacji na TVN24;)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  13. Heh, ja jeszcze nigdy nie przesłuchałem audiobooka w całości. "Niezwyciężony" Lema całkiem mi się podobał, chociaż to chyba bardziej słuchowisko niż audiobook, miło wspominam również "Czy androidy marzą o elektrycznych owcach" Dicka. Może zacznę biegać podobnie jak Ty i wtedy uda mi się dokończyć owe audiobooki - w domu, leżąc, czy siedząc i próbując słuchać po pewnym czasie czuję się bezczynny i odruchowo chwytam za książkę, a dźwięk lecący z głośników staje się już tylko szumem a nie powieścią :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ambrose, też tak miałam:) A teraz w audiobookach podoba mi się to, że czynnosci, które przy nich wykonuję są takie niezauważalne:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Też nie przepadam za Szycem, ale odkąd dowiedziałam się, że gra Hamleta, a w dodatku robi to dobrze, nic już mnie nie zdziwi. :)
    Nie czytałam jeszcze żadnej książki Nesbo, bo obawiam się, że jego kryminały są dla mnie za mocne, ale może kiedyś się odważę. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Lirael, Szyc w roli Hole'a nie zaskakuje, ale Szyc jako Hamlet to dla mnie niespodzianka:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Dla mnie to był szok, ale podobno naprawdę daje radę. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Małgosiu, "Karaluchów" nie znam. Natomiast przeczytałam "Doktora Proktora i Proszka Pierdzioszka" autorstwa Nesbø. Nie porwała ani malucha, ani mnie.
    Obecnie czaimy się na "Biuro detektywistyczne Lassego i Mai" Martina Widmarka, bo kto powiedział, że dzieci nie mogą też czytać kryminałów? ;) W Teatrze Miniatura w Gdańsku wystawiają fajną sztukę na podstawie jednej z części tej szwedzkiej serii.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  19. Kasiu, wybierasz maluchowi świetne lektury! Znam pewną małą dziewczynkę, która bierze z nich swoich wyimaginowanych przyjaciół:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Brzmi bardzo zachęcająco. Słuchałem "Człowieka nietoperza", ale tam był jeden lektor - tu zanosi się na coś bardziej rozbudowanego. Swoją drogą pytanie gdzie się kończy audiobook, a gdzie zaczyna słuchowisko (ktoś wyżej wspominał o "Niezwyciężonym" - dla mnie to również już słuchowisko).
    A z lektorów audiobooków polecam Rocha Siemianowskiego - mi bardzo podszedł (McCarthy, Card, Zajdel...)

    OdpowiedzUsuń
  21. DobryJanie, "Człowieka nietoperza" czytałam, ale gdybym wiedziała, że lektorem jest mój ulubiony Bonaszewski, chętnie bym posłuchała.

    Zdecydowanie łatwiejsze w odbiorze jest dla mnie to, co nazwałeś słuchowiskiem. Muszę jednak przyznać, że dobrze przeczytana przez jednego lektora książka też może się podobać. Powoli się do tego przekonuję:)

    Sęk w tym, że na razie słucham tylko lekkich książek, bo boję się, że przy lepszej literaturze da o sobie znać moja natura wzrokowca;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Heh, chyba nie znam jeszcze nikogo, kto by słuchał innych książek, niż stosunkowo lekkie fabuły :)
    Z drugiej strony ja chyba wolę dobrego lektora przy książce - lekka interpretacja jest w porządku, ale dodatkowa muzyka, wielu aktorów, efekty specjalne - dodać tylko obraz i już jest film, a nie książka. Jednak przy książce, nawet słuchanej, chcę sobie większość wyobrażać :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Czytałam właśnie jego Pierwszy śnieg, i coś w tym facecie jest - oj jest! :)

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.