Zawsze myślałam, że Szwecja to idealne miejsce do życia. Wszystko
doskonale zorganizowane, przemyślane. Jasne reguły, których wszyscy
przestrzegają. Nikt nie śmieci na ulicy, samochody zatrzymują się przed
przejściami dla pieszych, wszyscy sprzątają po swoich psach, płacą
podatki.
Maciej Zaremba otworzył mi oczy - idealne społeczeństwa nie istnieją.
Jest tu mowa o nieuzasadnionym strachu przed napływem nowych
europejczyków po otwarciu granic. O widmie polskiego hydraulika, który
odbierze pracę Szwedom. O niechęci do licznych robotników z zagranicy,
którzy nie tylko dobrze wykonują swoją pracę, ale są tani, co może
zepsuć rynek. Pojawiają się tutaj szwedzkie związki zawodowe, które
wykorzystują niedoskonałe prawo do tego, by utrudnić pracę cudzoziemcom.
W innym reportażu Zaremba uzupełnia ten niechlubny obraz, wspominając o
rasizmie i ksenofobii niektórych Szwedów. Odwiedza Gimo, niewielką
miejscowość liczącą niespełna 2700 mieszkańców. To właśnie tam Urząd
Imigracyjny ulokował kilkuset uchodźców, przedstawicieli trzydziestu
pięciu nacji. Potem zostawił ich właściwie samym sobie. W tak
zróżnicowanym środowisku nie sposób uniknąć nieporozumień, wynikających
choćby z odmiennych stylów życia. Nikt jednak nie czuje się
odpowiedzialny za konflikty, do których dochodzi w Gimo. Urzędnicy
jedynie wypełniają swoje obowiązki, nie zajmują się problemami, których
nie przewidział ustawodawca.
Tu dotykamy problemu, który wyłania się z kilku reportaży w tym zbiorze-
każde stanowisko pracy łączy się oczywiście z określonymi obowiązkami,
ale w Szwecji nie jest dobrze widziane robienie czegokolwiek więcej.
Urzędnicy, opiekunowie społeczni, pielęgniarki- wszyscy pracują w
określonych godzinach i nie dłużej, robią, co do nich należy i nie
więcej, wykonują powierzone im zadania, ale bez nadmiernego
zaangażowania. Nie powinno się być oddanym swojej pracy, stanowczo nie
powinno się poświęcać. Nie należy być zbyt miłym dla swoich
podopiecznych, żeby nie czuli się do niczego zobowiązani, żeby nie czuli
się poniżeni. Pielęgniarce nie wolno się przyjaźnić z pacjentami, nie
można odwiedzać ich po godzinach pracy. A jeżeli któraś jest za bardzo
lubiana, musi pożegnać się ze swoimi podopiecznymi.
Szwedzi zdają się nie przepadać za tymi, którzy wychodzą poza schemat.
Bo ci, którzy przekraczają normy, powodują dyskomfort u pozostałych. A
jeżeli ktoś nie chce się dostosować i sprawia, że inni nie czują się
dobrze, zostaje delikatnie usunięty z grupy.
A to tylko kilka problemów, które Zaremba poruszył. Wspomina przecież
jeszcze o zasadach, które tak bardzo mi się podobały. Wszyscy muszą
płacić podatki, to oczywiste. Ale Szwedzi są tak konsekwentni w
egzekwowaniu ich, że nie omieszkali aresztować marynarzy, którzy wrócili
do kraju po czterech latach niewoli. Przebywając w japońskich obozach
pracy, nie płacili wszak podatków.
Autor przygląda się też szwedzkiej służbie zdrowia, której liczne wady
mogłyby pocieszyć ministra Arłukowicza. Wystarczy wspomnieć o tym, że w
Szwecji tak trudno jest dostać się do psychiatry, że najszybszym
sposobem na skorzystanie z takiej konsultacji jest popełnienie poważnego
przestępstwa, dzięki czemu sąd (po uprzednim osądzeniu), może skierować
chorego do szpitala psychiatrycznego.
Na koniec Zaremba zostawił reportaż, który pozbawił mnie wszelkich złudzeń. Opisał bowiem liczne przewinienia urzędników ONZ w Kosowie. Jeżeli ktoś wierzył, że ONZ zawsze kieruje się wzniosłymi zasadami, które deklaruje, srodze się mylił. W Kosowie ta organizacja dała się poznać z najgorszej strony. Nepotyzm, malwersacje finansowe, nadużycia władzy- z tym ONZ kojarzy się ludziom, którzy kiedyś wiązali z nim wielkie nadzieje.
Odkładam książkę Zaremby z poczuciem, że dużo się nauczyłam. Nie zawsze
niepodważalne zasady są dobre, czasami wyobraźnia jest potrzebna.
Paradoksalnie za dużo rozsądku bywa nierozsądne. W każdym społeczeństwie
można spotkać nieuczciwych ludzi, nietolerancyjnych, rasistów i
ksenofobów. Szwecja nie jest niestety od tego wolna.
Pamiętam o tym, ale zapamiętam też uśmiechnięte twarze i radosne "Hej, hej" na powitanie.
Nie taka fajna Szwecja, jak się ją maluje?! Hmmm..., no nie wiem, chyba muszę poczytać.
OdpowiedzUsuńM.
Szwecja ciągle wydaje mi się atrakcyjna. Powiedziałabym nawet, że teraz jest jeszcze ciekawsza. Trochę swojska, trochę egzotyczna. Zaremba nie miał zniechęcać, miał tylko pokazać mniej znane oblicze tego kraju. Ja ciągle jestem oczarowana;)
OdpowiedzUsuńSzwecja bez złudzeń, to nadal fajna Szwecja:)
OdpowiedzUsuńM.
Ciekawa, rzeczowa propozycja czytelnicza.
OdpowiedzUsuńWłaśnie jestem świeżo po lekturze "Higienistów" tego samego autora, która też odbiera złudzenia. Myślę, że Zarembie nie chodzi o to, aby nam Szwecję obrzydzić, ale żeby pokazać, że każdy kij ma dwa końce, o czym czasami się zapomina. A myślę, że Szwecja była jednym z krajów, które najczęściej przedstawiano trochę zbyt optymistycznie.
OdpowiedzUsuńBasiu, zgadzam się z Tobą:) Dlatego napisałam, że będę pamiętać o tym, co zauwazył Zaremba, ale i o tym uroczym "hej, hej".
OdpowiedzUsuń