Księżniczka z lodu


Skąd się biorą kryminały? To proste! Ze Szwecji. No dobrze, Norwegia i Finlandia też dołożyły swoje trzy grosze. Stieg Larsson przyciągnął uwagę wielbicieli tego gatunku, zaskoczył ich i ogłuszył. Potem poszło już szybko. Świat odkrył, że szeroko rozumiana Skandynawia jest prawdziwą wylęgarnią talentów i zachłysnął się możliwością wyboru.

Dziś nie jest już tak prosto i żeby wyróżniać się w tym tłumie utalentowanych potomków wikingów, trzeba pisać naprawdę dobrze.

 Mój prywatny ranking kryminałów nie był dotąd pełny. Nie znałam na przykład książek Camilli Läckberg. Postanowiłam więc dać jej szansę i wysłuchać nagrania "Księżniczki z lodu". Liczyłam przy okazji na odmianę po poważnych opowiadaniach najnowszej noblistki, których ostatnio słuchałam. Munro jest mistrzynią w swojej klasie, zastanawiałam się czy Läckberg bryluje w swojej.

"Księżniczka z lodu" to pierwsza część serii, której główną bohaterką jest Erika Falck. Erika to niespełniona pisarka, która przyjeżdża do rodzinnej Fjällbacki, by zająć się domem zmarłych rodziców.  Przypadkiem podczas spaceru zostaje świadkiem makabrycznego odkrycia, znajduje ciało swojej dawnej przyjaciółki. Początkowo pragnie zapomnieć o tym traumatycznym wydarzeniu, szybko jednak zmienia zdanie i postanawia napisać książkę wyjaśniającą okoliczności śmierci Alex.  Towarzysząc jej rodzinie, prowadzi swoje prywatne śledztwo i odkrywa, że przyjaciółka z dzieciństwa miała liczne tajemnice.

Czy to może być dobry kryminał? Ależ oczywiście! Pod warunkiem, że sprawny pisarz uniknie standardowych rozwiązań, utrzyma napięcie i wywiedzie czytelnika w pole.
Läckberg niestety podąża utartym szlakiem i niczym nie zaskakuje. Miejsce akcji to małe szwedzkie miasteczko- typowe. Główna bohaterka ma bałagan w życiu prywatnym- typowe, ale w przerwach w tropieniu złoczyńcy, powoli pracuje nad nowym związkiem- typowe. Jest wielbicielką Bridget Jones- o, to jest nietypowe! 

Już dobrze, przyznaję, że trochę się wyzłośliwiam. Czy nie macie jednak wrażenia, że przynajmniej w tej jednej powieści autorce zabrakło pazura? Czegoś, co sprawiłoby, że się ją zapamiętuje? Bo ja podejrzewam, że to kolejny przykład książki, którą zabiły niedostateczne umiejętności autora. Najlepszym dowodem na porażkę jest to, że przez cały czas czułam się jak Jasnowidz z Człuchowa. Domyśliłam się wszystkiego tak nieprzyzwoicie szybko, że zaczęłam rozważać karierę w szwedzkiej policji! 

Dlatego, jeśli nie czytaliście jeszcze "Księżniczki z lodu", nie macie instynktu samozachowawczego i z niezrozumiałego powodu chcecie tę książkę poznać, bądźcie na tyle rozsądni, by nie sięgać po audiobook! Bo gorsze od czytania pierwszej części tej serii jest tylko słuchanie, jak Marcin Perchuć koncertowo kładzie jej interpretację.

Podejrzewam, że lektor czytał bez przygotowania, a myślami był gdzie indziej. Najbardziej jednak przeszkadzało mi to, że szalenie teatralnie przerysował dialogi, przez co bohaterzy stali się własnymi karykaturami, brzmieli groteskowo i histerycznie. W dodatku wydawnictwo nie pokusiło się o porządne zredagowanie nagrania, więc nie wyłapano nawet tego, że lektorowi zdarzało się mylić imiona bohaterów. Słuchało się tego tak źle, że przyznałam sobie medal za wytrwanie do końca.

Ciiii, słyszycie? To echo w przepaści dzielącej audiobooki, których ostatnio słuchałam. Munro a Läckberg, Gajewska a Perchuć, niebo a ziemia!

Camilla  Läckberg, Księżniczka z lodu, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2011
(z przykrością stwierdzam, że brzydko) czyta Marcin Perchuć

34 komentarze

  1. "Läckberg niestety podąża utartym szlakiem i niczym nie zaskakuje" - nie potrafiłabym tego lepiej wyrazić! Niestety, tak właśnie jest. Część pierwsza zraziła mnie do autorki tak bardzo, że po kolejne już nie sięgnęłam.
    Zapomniałam, że Erika była fanką Bridget Jones. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była, była:) Nawet miała identyczną przygodę z bielizną na randce;) Mnie też zraziła, a bardzo chciałam zobaczyć to, co widzą jej wielbiciele. W dodatku Perchuć czytał ją tak dziwnie, jakby mu się baterie kończyły i resztkami sił wypowiadał jej kwestie;)

      Usuń
    2. Może lektor był tak podekscytowany dramatyczną akcja powieści, że brakło mu tchu i stąd wrażenie totalnego wyczerpania. :)

      Usuń
    3. Taaak, to brzmi prawdopodobnie;) A może to z głodu? Erice ciągle burczało w brzuchu, może się wczuł;)

      Usuń
    4. :D W każdym razie dzięki za ostrzeżenie. :)

      Usuń
  2. Ojej, jak to dobrze, że to napisałaś.
    Raz też się skusiłam na Läckberg - "Zamieć śnieżna i woń migdałów". Bardzo dawno się tak bardzo nie zawiodłam. Tu już nie chodzi o to, że to było słabo napisane, bo to uważam za ryzyko czytania kryminałów i jeśli nawet kryminał jest słaby literacko, ale zagadka trzyma w napięciu to jestem w stanie wybaczyć autorowi (patrz Larsson), ale tu było wiadomo, kto zabił zanim pojawił się pierwszy trup...
    Nie było w tym absolutnie żadnej zagadki, żadnego suspensu, nic.
    Ale przyznam, że zastanawiałam się jeszcze (mimo wszystkim racjonalnym przesłankom) czy nie jest to po prostu jakaś słabsza książka tej pani.
    Teraz już wiem, że nie. I jestem szczęśliwa, że nie zmarnuję czasu po raz kolejny, bo jest jeszcze tyle książek do przeczytania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzisz, to ja już też wiem, żeby więcej z panią Läckberg nie ryzykować. O "Zamieci" już wcześniej słyszałam, że jest słaba, więc nawet nie rozważałam czytania, ale Erice chciałam dać szansę. Trudno, nie zdała egzaminu;)
      Myślałam, że z Läckberg będzie jak z Nesbo. Bo mam z nim tak, że mimo wad i słabszych momentów, ciąglę mam ochotę czytać dalej. Mistrzem nie jest, ale ma to coś:)

      Usuń
  3. Czytałam na wikipedii, że Camilla dostała kurs pisania kryminałów od brata, rzuciła pracę i została pisarką. I pozazdrościłam. Ale po przeczytaniu czegoś (nie pamiętam tytułu), pomyślałam:"no nie, niemożliwe....chyba własnym sumptem to wydaje..." Najschematyczniejsze na świecie, ściągnięte z Agathy Ch. i w ogóle do kitu...Już po nią nie sięgnę:) M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M., a to nie była właśnie wspomniana przez Basię "Zamieć śnieżna i woń migdałów"?

      Usuń
    2. Aaaa tak:) zgadza się :)

      Usuń
  4. Ostatnio przekonałam się do Stiega Larssona i przeczytałam pierwszy tom jego trylogii. I byłam bardzo zaskoczona! Spodobała mi się ta książka, chociaż się tego zupełnie nie spodziewałam. Mam zamiar też sięgnąć po jakąś książkę Läckberg. Ciekawa jestem, jak odbiorę jej książki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ja też jestem ciekawa, będę czekać na recenzję:) Pamiętaj, tylko nie audiobook;)

      Usuń
  5. Uwielbiam Larssona i tak naprawdę na nim zaczyna się i kończy moja znajomość skandynawskich kryminałów. Chciałabym ją poszerzyć, może nawet o Lackberg, jednak na pewno nie w formie audiobooka i nie od pierwszej części. Mojej przyjaciółce się podobały dwa kolejne tomy, może ten jej po prostu nie wyszedł? Mam taką nadzieję, gdyż sama mam zamiar się o tym przekonać :)
    PS Ja pewnie nigdy nie odgadnę żadnej kryminalnej zagadki, bo jestem w tych klockach tak słaba, że aż żal nawet zaczynać swoje dochodzenie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to ja poczekam aż wybierzesz się na zwiady po tych kolejnych tomach i ewentualnie dołączę, jeśli dasz znać, że warto;)

      Usuń
  6. Ja na razie od Skandynawii trzymam się dość daleko. Na półce mam co prawda książkę "Pokuta" autorstwa Olle Lönnaeus, ale w chwili obecnej z kryminałami jakoś mi nie po drodze. O wiele bardziej cenię sobie dzieła, które stroją się w kryminalne szaty, a tymczasem są czymś zupełnie innym, większym i obszerniejszym. "Gumy" Robbe-Griletta, "Katar" Lema, "Szmira" Bukowskiego czy "Paryski ekspres" Simenona to typ "kryminału", który zdecydowanie bardziej mi leży :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książki, które wymieniasz to jednak zupełnie inna półka niż taka Lackberg. Pełnią inne funkcje wg mnie. Lubię porządną literaturę, kocham Hertę Müller na przykład, ale w adiobooku do biegania to nie przejdzie. Muszę tam wrzucić literacki fast food. Z tym, że takie książki też mogłyby być przyzwoicie napisane.

      Usuń
    2. Małgosiu, a wiesz, to może być dobry pomysł taki audiobook do biegania :). Najlepiej mi się biega, gdy mam jakąś sprawę do rozważenia lub gdy rozmawiam z Tomkiem. Muszę spróbować z książką w słuchawkach ;)

      Jeśli chodzi o Läckberg i Perchucia to zaczęłam kiedyś słuchać "Kaznodzieję". Na prawdę nie mam nic do tego aktora, a nawet go lubię, ale z trudem wytrzymałam do drugiego rozdziału i już dalej nie mogłam. W sprawie twórczości pani Läckberg zgadzam się z Tobą w stu procentach. Typowe i brak pazura, od siebie mogę jeszcze dorzucić - po prostu słabe.

      Aha, od zeszłego tygodnia kanał Ale Kino! zaczął emisję sześciu pełnometrażowych filmów. Pierwszy z nich, "Niemiecki bękart", to adaptacja książki Camilli Läckberg. Kolejnych pięć produkcji inspirację czerpało z powieści autorki, ale powstało na podstawie zupełnie nowych, oryginalnych scenariuszy.

      Piękna jest ta Fjällbaka. Może warto by się tam kiedyś wybrać?

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    3. Kasiu, spróbuj audiobooka, spróbuj. Ja biegam sama:( No i lubię oglądać okolicę i w ogóle, ale czasami mi się troszkę dłuży:( Z audiobookiem nawet najbardziej męczące odcinki mi nie straszne;) Tylko, że nie sprawdzają się w moim przypadku poważniejsze teksty. Próbowałam biegać z reportażem Jagielskiego, nie da rady.
      A co do Fjallbaki, może w ogóle ciekawa byłaby taka wycieczka szlakiem kryminałowych miast i miasteczek? :)
      Jedno mam zaliczone przypadkiem, ale staram się nie czytać kryminałów z tym miastem w tle, bo uwielbiam spacerować po okolicznych lasach, a po kryminałach byłyby to spacery z dreszczykiem;)

      Usuń
    4. Małgosiu, mój stosunek do spacerów po szwedzkich lasach zmienił się diametralnie po obejrzeniu "Jägarna" i "Jägarna 2" ;)

      No, to teraz czekam na Twoją recenzję "Mamy muminków". Ta książka pojawiła się kiedyś na moim blogu w zestawie MUST HAVE. Nie czytałam jej, ale znam i cenię projekt graficzny okładki.

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    5. Kasiu, "Łowców" oglądałam, ale na dwójkę już się nie skusiłam:) "Moje" szwedzkie lasy to te cywilizowane ze szlakami do biegania, ale prawdą jest, że bywają wielkie i puste. A jesli się do tego doda moją bujną wyobraźnię:)

      Mamę Muminków mam już otwartą w połowie. Ale okładki nie mogę docenić, bo czytam na czytniku:( To ma swoje dobre strony, objętość książki nie przeraża w tej wersji;)

      Usuń
  7. Lackberg nie jest mistrzynią w swej dziedzinie, jest raczej rzemieślniczką, ale sprawną, więc lubię jej powieści :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ja tej sprawności nie widzę. Sprawny jest dla mnie Nesbo. Ale skoro Tobie się podoba, może coś fajnego da się w jej książkach zauważyć.

      Usuń
    2. Nesbo jest przez wielu uważany za geniusza niemal, ale ja jeszcze nie wyrobiłam sobie o nim zdania. Według mnie sprawność Lackberg polega na tym, że czytając zatapiam się w historię natychmiast. Ani się obejrzę a już jestem na 100 stronie, chociaż miałam tylko zacząć. I nawet jak zagadka nie jest skomplikowana to i tak mi się dobrze czyta jej książki.

      Usuń
    3. Nie wątpię, że Nesbo bywa uważany za geniusza. Najprzyjemniejsze jest to, że każdy może mieć własne zdanie o pisarzach i ich dziełach, prawda? :) Lubię jak książka wciąga tak jak Ciebie wciągają książki Lackberg. Ja tak miewałam z Theorinem, wiem o czym piszesz:)

      Usuń
    4. Pewnie, że prawda :) Theorin jeszcze przede mną, ale to tylko kwestia czasu :)

      Usuń
  8. Przyznaję bez bicia, że zanim mnie przyciągnął, zaskoczył i ogłuszył Larsson, byłam już po lekturze "Smilli w labiryntach śniegu" Petera Hoeg'a, którą czytałam lata temu i którą bardzo polubiłam. Natomiast nie padłam ofiarą masowej histerii i nie czytam wszystkiego, co skandynawskie. Pani Lackberg nie znam i widzę, że raczej od tego tytułu nie należy rozpoczynać tej przygody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo rozsądne podejścię, popieram;) Ja znam tylko tę jedną książkę Lackberg, więc nie jestem w tym temacie znawcą, ale wychodzę z założenia, że nawet czytadła powinny trzymać poziom.

      Usuń
  9. Wiesz co, to jest jedyna książka Lackberg, jaką czytałam, i właśnie sobie uświadomiłam, że prawie nic z niej nie pamiętam. I to idealnie potwierdza Twoją opinię, że pazura zabrakło, a szlak przetarty już po tysiąckroć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że ja zapamiętam Perchucia, bo strasznie mnie denerwował;)

      Usuń
  10. No proszę, znowu mamy bardzo podobne odczucia (choć ja czytałem, a nie słuchałem). Powoli zaczynam wypatrywać u Ciebie jakiejś recenzji, z którą bym się w końcu chociaż trochę nie zgodził :) Tymczasem trochę mnie zainspirowałaś do wpisu, choć obawiam się, że może okazać się niezbyt popularny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może się okazać niezbyt popularny, słusznie podejrzewasz;)

      Mnie też chodziło po głowie podobne podsumowanie. Można do niego dorzucić kryminały, które ze Skandynawii nie pochodzą, ale są wyraźnie inspirowane przez tamtejsze sławy. Pierwszy przykład, który mi przychodzi na myśl to książka "Umarli tańczą" Głuchowskiego.

      Usuń
  11. Ta autorka jeszcze przede mną. Choć słucham książek audio, to raczej tym razem zdecyduję się na wersję papierową.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ta pani pozostaje wciąż przede mną, byłam w bibliotece nawet trzymałam w ręku jej dwie książki, ale ostatecznie zdecydowałam się na coś innego.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.