Znacie Łukasza Orbitowskiego? Pewnie tak, w końcu żadna z niego literacka świeżynka. Ma już na koncie wiele opowiadań i sporo książek, które nie są obce wielbicielom fantastyki. Ostatnio było o nim głośniej przy okazji wydania "Widm", opowieści o alternatywnych losach pokolenia Kolumbów. Później zrobił trochę zamieszania właśnie "Szczęśliwą ziemią", która była nawet nominowana do Paszportów Polityki. Ale ostatecznie do sięgnięcia po książkę Orbitowskiego przekonała mnie dopiero rekomendacja jego wybitnego kolegi po piórze. Jeśli bowiem sam Dukaj użyczył swojego nazwiska, żeby tę powieść wypromować, to musi być kawałek ciekawej literatury.
"Szczęśliwa ziemia" opowiada o pięciu przyjaciołach, którzy mieszkają w prowincjonalnym Rykusmyku. Pewnego wieczoru u schyłku lata chłopcy, których dzieciństwo właśnie dobiegło końca, wypowiadają życzenia na resztę życia. Ktoś prosi o pieniądze, ktoś inny o miłość albo usunięcie odpowiedzialności, która zanadto mu ciąży. Nie wiedzą jeszcze, że powinni uważać, czego sobie życzą.
Kolejne rozdziały pokazują, jak potoczyły się losy każdego z przyjaciół i w jaki sposób zrealizowały się ich życzenia. Opuszczamy wraz z nimi Rykusmyku, odwiedzamy Kopenhagę, Warszawę, Kraków. Nic zaskakującego, młodzi ludzie często wyjeżdżają z małych miasteczek, by szukać szczęścia w świecie. A powrót w rodzinne strony bywa okazją do podsumowań i konfrontacji.
Bohaterowie "Szczęśliwej ziemi" są konkretnymi osobami, mają oczywiście imiona i przezwiska, ale zdaje się, że nie mają one większego znaczenia. To może być opowieść o kimkolwiek, o każdym. Nie jest może uniwersalna, ale pewnie typowa dla wielu przedstawicieli pokolenia, które Orbitowski uważa za przegrane. I do którego sam zresztą należy*.
Wiem, to w ogóle nie brzmi jak powieść fantastyczna. Coś w tym jest, bo nazwałabym ją raczej powieścią obyczajową z fantastycznym tłem. Większość wydarzeń jest bowiem całkiem prawdopodobna, realistyczne są też postacie, ale Orbitowski bardzo zgrabnie wplótł w tę opowieść na poły mitologiczny wątek, który rewelacyjnie podkręca fabułę. Nie znaczy to jednak, że bez niego historia byłaby jałowa. Co to to nie! Trzeba przyznać, że te realistyczne fragmenty są tak przekonujące, że to właśnie one najbardziej poruszają. To w nich, a nie w legendarnej opowieści o szczęśliwej ziemi tkwi to, czego należy się obawiać.
Tyle o treści, jeśli zaś chodzi o formę, niewiele mam autorowi do zarzucenia. Nie ma tu wprawdzie żadnych nowatorskich rozwiązań, czasami pachnie efekciarstwem (zwłaszcza przy opisach miast), ale mimo to czyta się tak przyjemnie, że trudno lekturę przerwać. W dodatku bardzo intryguje i chyba każdy po przewróceniu ostatniej kartki próbuje znaleźć pierwowzór książkowego Rykusmyku. W każdym razie ja nie omieszkałam pobawić się w detektywa (i znalazłam!). Muszę jednak szczerze zauważyć, że moim zdaniem do wspomnianego na okładce Vonneguta czy Palahniuka jeszcze trochę Orbitowskiemu brakuje.
Ale czytać, koniecznie czytać. I czuć się ostrzeżonym, że wciąga.
Brzmi bardzo ciekawie! A rekomendacje kolegi po piórze i Twoja rekomendują do przeczytania! M.
OdpowiedzUsuńCieszę się
UsuńHa, znam Orbitowskiego i owszem, ale póki co, tylko ze słyszenia. "Szczęśliwa ziemia" oraz "Święty Wrocław" to dwie pozycje tego autora, które bardzo, bardzo mnie interesują. Twoje recenzja utwierdza mnie w przekonaniu, że ta pierwsza powieść jest mocno intrygująca :) Nie dostrzegam co prawda u Ciebie zbytniego entuzjazmu (tj. takiego, który nakazywałby klękać przed tą lekturą), ale nie wyczuwam też rozczarowania :)
OdpowiedzUsuńAni odrobinki rozczarowania! Bardzo mi się podobało. Zgrabna lekturka:) No i mam ochotę poznać inne książki Orbitowskiego, bo wygląda mi na pisarza z potencjałem:)
UsuńDla mnie to jednak świeżynka... wciągam jednak na listę, bo wydaje mi się, że będzie mi się podobać:) Intryguje mnie ten mitologiczny wątek:)
OdpowiedzUsuńSprawdź koniecznie, wydaje mi się, że warto. Bardzo dobrze mi się to czytało, dwa wieczory i żal, że koniec:) Wątki obyczajowe ładnie poprowadzone, wątek fantastyczny też. Czego chcieć więcej?!:)
UsuńŚwietna książka. Moje pierwsze spotkanie z Orbitowskim zakończone zostało sukcesem :D
OdpowiedzUsuńA to tak jak u mnie. Teraz upoluję "Widma" i "Tracę ciepło", może też mi się spodobają:)
UsuńOkładka tej książki do mnie nie przemawia, ale opis fabuły i pozytywne opinie (w tym Twoja) już tak. :)
OdpowiedzUsuńMoże to kwestia zdjęcia, "na żywo" okładka wydaje mi się całkiem udana;)
UsuńWczoraj skończyłam :D Masakra <3 Zachwyciłam się :D To moje pierwsze spotkanie z Łukaszem Orbitowskim i zdecydowanie nie ostatnie :D Wciąga jak diabli! (w przyszłym tygodniu recenzja u mnie :D)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Ci się spodoba. Ja wrzuciłam do ulubionych;) A recenzji nie mogę się doczekać, jestem straaaaasznie ciekawa, co tam wypatrzyłaś!
UsuńEmocje muszą opaść, bo jak na razie jedyne co mogę napisać to: MEGAAA :D
UsuńJa już ochłonąć zdążyłam, bo oczywiście mam zaległości w pisaniu i "Szczęśliwa ziemia" wyczekała się na "recenzję";) Dłuższa doba rozwiązałaby problem;)
UsuńZnamy, znamy! Ja znam z czytanej przed laty powieści pt. "Tracę ciepło". Wrażenia miałam mieszane. Niektóre strony bardzo mi się podobały, inne - te opisujące wydarzenia fantastyczne - o wiele mniej. Podobał mi się styl Orbitowskiego, jego umiejętność tworzenia bardzo plastycznych opisów :)
OdpowiedzUsuńO, proszę, a ja właśnie się na "Tracę ciepło" zasadzam. W "Szczęśliwej ziemi" te fantastyczne wydarzenia są całkiem ciekawie opisane, nie są jakieś kiczowate. To bardziej taka gra z mitologią, bardzo ładna zresztą:) No i ta fantastyka to tutaj naprawdę tylko tło. Ważne i intrygujące, ale jednak tło.
UsuńZnam jego "Widma" i cenię za wyobraźnię i sugestywny język. "Szczęśliwa ziemia" zapowiada się równie interesująco.
OdpowiedzUsuńTo dobra wiadomość, że "Widma" Ci się podobały, bo przymierzam się do czytania i łaknę pozytywnych recenzji;)
Usuń