Nie jest łatwo przyznawać się do grzechów, nawet jeśli minęło sporo czasu i popełnili je nasi przodkowie. Chcielibyśmy mieć wyłącznie piękną przeszłość, opowiadać z dumą o bohaterach i ich zasługach, jakbyśmy po trosze mieli w nich udział. Tymczasem historia pełna jest ludzi, od których nikt nie wymagał poświęceń - wystarczyło, by zachowali się przyzwoicie, kiedy świat walił się w gruzy. Tylko tyle i aż tyle, a jednak nie wszyscy sprostali.
Nasze rachunki win po drugiej wojnie światowej ciągle trwają i po wielu latach wciąż z trudem przyznajemy, że wśród Polaków też byli oprawcy. Czarne karty naszych dziejów najchętniej byśmy przemilczeli. Zdaje się, że podobnie czują Szwedzi, bo kiedy w 2011 roku ukazała się książka Elisabeth Åsbrink, wzbudziła wśród nich kontrowersje. Oni też woleliby zapomnieć o niechlubnej przeszłości.
Reportaż "W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa" pokazuje drugą wojnę światową z innej perspektywy niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Szwecja przyglądała się jej z zewnątrz, z punktu widzenia państwa zdecydowanie mniej zaangażowanego. Już w latach trzydziestych docierały do niej wieści o poczynaniach Hitlera, ale na początku raczej nie budziły niczyich wątpliwości. Szwecja i Niemcy zawsze były ze sobą silnie związane, nawet ich języki są podobne, w ich wzajemnych relacjach nie było miejsca na podejrzliwość. Kiedy zaś w Niemczech zapanował nazizm, w Szwecji jedni płakali z żalu, inni drukowali ulotki własnych rosnących w siłę partii nazistowskich.
Tymczasem w Wiedniu działała Szwedzka Misja dla Izraela - organizacja mająca na celu nawrócenie Żydów, którzy przed wiekami popełnili błąd, biorąc udział w ukrzyżowaniu Chrystusa. Kiedy nasiliły się prześladowania, szwedzcy księża zaczęli organizować wyjazdy Żydów. Åsbrink zauważa jednak, że nie była to pomoc zupełnie bezinteresowna. Jej zdaniem emigracja była przynętą, w rzeczywistości ciągle chodziło o pozyskiwanie wyznawców. Jakiekolwiek były jej pobudki, ze stu dziewięćdziesięciu tysięcy wiedeńskich Żydów Szwedzka Misja wywiozła około trzech tysięcy. Wśród nich był Otto Ullmann - chłopiec, który miał już nigdy więcej nie spędzić niedzieli wśród szumu drzew w Lesie Wiedeńskim.
W Szwecji Otto trafił do domu dziecka w Tollarpie, potem mieszkał i pracował w różnych wiejskich gospodarstwach, aż w końcu trafił do Elmtaryd i został parobkiem Kampradów. Było to dosyć zaskakujące, bo rodzina ta znana była z nazistowskich poglądów. Wszyscy jednak polubili Ottona i dobrze go traktowali, a jego najlepszym przyjacielem został Ingvar Kamprad, który po latach założył dobrze nam znane przedsiębiorstwo IKEA.
Czego zatem wstydzą się Szwedzi, skoro pomagali ofiarom Hitlera i nawet pronazistowska rodzina pokonała uprzedzenia i dostrzegła w Ottonie równego sobie? Myślę, że żałują swojej zachowawczej polityki i ślepoty. Bo Szwedzi długo nie dostrzegali grozy sytuacji, a kiedy naziści zaczęli mordować Żydów, wprowadzili nawet utrudnienia, by ci nie mogli szukać schronienia w Szwecji. Zrozumieli swój błąd dopiero, gdy zaczęto wywozić Żydów z sąsiedniej Norwegii. O wiele za późno. A Kamprad? Prowadził podwójne życie. Przyjaźnił się z Ottonem i równocześnie werbował członków nazistowskiej partii. Czy to naprawdę tylko błąd młodości?
Elisabeth Åsbrink połączyła historię całych narodów z opowieścią o konkretnych rodzinach - Ullmannów i Kampradów, Żydów i sympatyków nazistów, Ottona i Ingvara. To właśnie dlatego ta książka jest tak bardzo przejmująca, w takim zbliżeniu z całą ostrością można zobaczyć, jaką krzywdę wyrządzono Żydom. Świadectwem tego jest też przytoczona przez autorkę korespondencja rodziców do Ottona. Około pięciuset listów, w których przemilczeli najgorsze, by ochronić dziecko, którego mieli nigdy więcej nie spotkać.
"W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa" to bardzo subtelna i równocześnie niezwykle mocna książka. Pięknie napisana przez Åsbrink i znakomicie przetłumaczona przez Irenę Kowadło-Przedmojską. Ta historia boli. Musi boleć.
Przeczytajcie, bo kiedy znowu czyjś świat legnie w gruzach, musimy zachować się przyzwoicie.
Jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki,chociaż nie jestem nawet w połowie.Ale wiem,że zapamiętam ją do końca życia. M.
OdpowiedzUsuńO tak, ja też. Ale pięknie napisana, prawda? Należą się nagrody, należą.
UsuńPięknie, niesamowita pod każdym względem. M.
UsuńNie słyszałam o tej wcześniej, ale teraz zapisuję ją na listę. Masz rację, nie można zapominać, trzeba wiedzieć jak się zachować w sytuacjach granicznych dla człowieczeństwa.
OdpowiedzUsuńJest nominowana do Nagrody im. Kapuścińskiego, robi się o niej głośno. I słusznie:)
UsuńŚwietna recenzja! Już od dłuższego czasu mam ogromną ochotę na tę książkę, ale niestety nie ma jej w bibliotece :(
OdpowiedzUsuńJa kupiłam e-book jakiś czas temu i kazałam czekać, bo nie wiedziałam, że to taka dobra książka. Robi naprawdę wielkie wrażenie.
UsuńTeż się pewnie szarpnę na zakup, ale tradycyjnej książki, bo ebooków nie lubię :)
UsuńKoniecznie muszę przeczytać, choć wiem, że będzie to lektura bardzo bolesna. Godne podziwu jest to, że w tyle lat po wojnie powstają książki takie jak ta, że komuś się chce odgrzebywać stare historie, odczytywać setki listów... Większość ludzi niestety uważa, że "było, minęło, nie warto o tym myśleć, są ciekawsze sprawy".
OdpowiedzUsuńA czy w tym reportażu jest dużo zdjęć?
Koczowniczko, nie ma, ale jest bardzo dużo odwołań do materiałów źródłowych, listów i innych dokumentów. Masz rację, to bolesna historia, ale równocześnie bardzo delikatna. Myślę, że zrobi na Tobie duże wrażenie.
UsuńPomimo braku zdjęć oczywiście zdecyduję się na lekturę. A ten chłopiec na okładce to Otto?
UsuńNie pamiętam czy była taka informacja w książce, ale zdjęcie pochodzi z archiwum Ullmannów, więc to prawdopodobne:)
UsuńPięknie napisałaś o tej książce... Ciekawa jestem czy to jest oryginalny tytuł. Ile w nim mieści się tęsknoty...
OdpowiedzUsuńOlu, oryginalny tytuł brzmi "Och i Wienerwald står träden kvar", zdaje się, że dosłownie szumu tam nie ma, ale ogólnie brzmi całkiem podobnie. Myślę, że Irena Kowadło-Przedmojska ma tu wielkie zasługi:)
UsuńTę tęsknotę i żal też wyczułam:)
Porównuję tytuły oryginalne do polskich i często zaczynam się zgadzać ze zmianami... Często dostosowane są do "polskiej melancholii". Skończyłam książkę "Dom nad jeziorem smutku", która w oryginale brzmiała: "Housekeeping". Marketingowo - książka z oryginalnym tytułem chyba by poległa, a ten - upoetyczniony się obronił:)
UsuńCzasami jednak tłumacze potykają się o drobiazgi, które mogą sporo zmienić. Tak chyba było z "Zaopiekuj się moją mamą", w polskiej wersji w porównaniu z angielską doszedł zaimek, który trochę okroił znaczenie tytułu. "Zaopiekuj się mamą" albo nawet "Zaopiekuj się matką" dawałoby inne możliwości interpretacyjne. Nie wiem jednak jak było w oryginalnej wersji językowej. Drobiazg, ale dla interpretacji może mieć znaczenie:)
Usuń"Dom nad jeziorem smutku" brzmi o wiele bardziej poetycko:)
Mocny kawał dobrego i strasznego buka. :)
OdpowiedzUsuńZaiste, mocny i potem się chwilę o nim myśli:)
UsuńNowe, świeże spojrzenie na II WŚ? Biorę w ciemno. ;)
OdpowiedzUsuńNie, nie, nowe i świeże raczej nie:) Ale perspektywa inna niż polska:) My patrzymy tak jak nas w szkole uczono, tak jak w polskich książkach czytaliśmy. Chyba rzadko zastanawiamy się jak to z zewnątrz wyglądało? Tak czy inaczej polecam:)
UsuńWojna to ciężki temat. Szczególnie trudne są rozmowy na temat zachowań oraz postaw, jakie ludzie przyjmowali w trakcie trwania konfliktu. W końcu zawsze ktoś musi znaleźć się po niewłaściwej stronie barykady, a i po tej prawidłowej nie brak oznak słabości, małości. Wiele rzeki musi upłynąć w rzece historii, zanim dyskusje można prowadzić w stylu rzeczowym, spokojnym, bez zbędnych emocji, bez chęci zakamuflowania, przemilczenia, niedopowiedzenia.
OdpowiedzUsuńP.S. Jestem ciekaw, czy na książkę zareagowano równie histerycznie jak na pojawienie się filmu "Pokłosie" :)
Tego nie wiem :) Trzeba będzie podpytać znajome blogerki ze Szwecji:)
UsuńO widzisz, podejścia Szwecji do tego tematu za bardzo nie znam... Musze to nadrobić...Dobrze, że napisałaś o tej książce.
OdpowiedzUsuńOwocnej lektury zatem:) Będzie o niej jeszcze głośniej przy okazji Nagrody im. Kapuścińskiego, mam nadzieję:)
Usuńto nie do końca moja tematyka, ale czuję się zaintrygowana tą lekturą;) I zdecydowanie jej poszukam
OdpowiedzUsuńMoże w wersji elektronicznej kupisz na jakiejś dobrej promocji i nakarmisz swój nowy czytnik;)
Usuńjedna z tych które must have....
OdpowiedzUsuńZdecydowanie must have, bardzo dobra. Będzie nagroda?
Usuńa tego to już nie wiem... z tych wszystkich nominowanych cieżko wybrac....:)
UsuńPrzerażające jest to, że ludzie wciąż popełniają rzeczy, których potem się wstydzą, nie w skali prywatnej, lecz globalnej. A ponieważ ludzka pamięć jest krótka, dobrze że powstają książki, które przypominają, ostrzegają, pokazują czyjeś cierpienie. Musze koniecznie przeczytać, chociaż będzie bolało
OdpowiedzUsuńNa pewno na długo zapamiętasz tę lekturę:)
Usuń