Czas na mały kompromis. Coś dla tych, którzy chętnie czytują wszelkich "nowych Larssonów" i dla tych, którzy skandynawskie kryminały uważają za przereklamowane czytadła. Książki, o których myślę, mają najlepsze cechy wspomnianego gatunku, mimo że wcale nie są ze Skandynawii, a i o to czy są kryminałami można by się spierać. Hej, Mistrzowie z Północy, spójrzcie jaka konkurencja wyrosła wam pod bokiem!
WYSPA LEWIS
Wszystko zaczęło się przed laty, kiedy Peter May, wówczas scenarzysta, pracował nad serialem Machair. Wtedy własnie po raz pierwszy odwiedził szkocki archipelag - Hebrydy Zewnętrzne. Ze względu na pracę przez kilka lat spędzał tam po kilka miesięcy w roku i zdaje się, że uległ urokowi wysp. Nic w tym dziwnego, bo piękna przyroda, która zachwyca nawet na zdjęciach, ma w sobie coś niesamowitego i trudno jej się oprzeć.
Ciekawostką jest to, że Machair kręcony był w języku gaelickim, którym posługuje się coraz mniej użytkowników, na Hebrydach Zewnętrznych jest to jednak język urzędowy. May tak bardzo zainteresował się tym tematem, że włączył się w starania o zachowanie języka dla przyszłych pokoleń, mimo że sam gaelickiego nie zna. Przy okazji pracy nad Machair zebrał też sporo informacji na temat tamtejszej historii i kultury, co zaowocowało powstaniem trylogii Wyspa Lewis.
Ciekawostką jest to, że Machair kręcony był w języku gaelickim, którym posługuje się coraz mniej użytkowników, na Hebrydach Zewnętrznych jest to jednak język urzędowy. May tak bardzo zainteresował się tym tematem, że włączył się w starania o zachowanie języka dla przyszłych pokoleń, mimo że sam gaelickiego nie zna. Przy okazji pracy nad Machair zebrał też sporo informacji na temat tamtejszej historii i kultury, co zaowocowało powstaniem trylogii Wyspa Lewis.
CZARNY DOM
Trylogia zawdzięcza swoją nazwę największej wyspie archipelagu - Lewis. To właśnie tam May umieścił akcję Czarnego domu. Gdy w spokojnej dotąd okolicy dochodzi do zbrodni, na wyspę przybywa policjant, Finlay Macleod, który prowadził już śledztwo dotyczące podobnego morderstwa popełnionego w Edynburgu. Wszystko jest jednak dodatkowo skomplikowane, bo Fin pochodzi z Lewis, ale przed laty opuścił rodzinne strony, zostawiając za sobą kilka nieuporządkowanych spraw. Teraz wraca, by rozwiązać zagadkę śmierci człowieka, którego kiedyś znał. Musi też zmierzyć się z własną przeszłością.
Dotąd wszystko brzmi jak opis typowego skandynawskiego kryminału. Taka fabuła pewnie mogłaby przyjść do głowy Mankellowi czy Nesbø, ale May nie tylko w niczym im nie ustępuje - korzystając z podobnych środków potrafi stworzyć coś oryginalnego.
Czarny dom to nie jedna, a dwie zagadki do rozwikłania. Pierwsza to oczywiście sprawa brutalnego morderstwa na Lewis, druga to tajemnicza przeszłość głównego bohatera. Jest to wyraźnie zaznaczone w narracji, która zmienia się z trzecioosobowej - gdy mowa o wydarzeniach aktualnych, na pierwszoosobową - kiedy przywoływane są wspomnienia z dzieciństwa Fina. Te opowieści przeplatają się, dzięki czemu obie zagadki poznajemy po trochu, kawałek po kawałku odkrywając straszną prawdę.
Najbardziej charakterystyczne w książce Maya są jednak elementy związane z miejscową kulturą i obyczajami. Raz po raz pojawiają się wzmianki o języku, gaelickich imionach bohaterów czy też o problemach szkolnych dzieci, które w domu nie rozmawiały po angielsku. To nie jest jedynie tło dla akcji, lokalne zwyczaje odgrywają w niej istotną rolę. Jednym z ważniejszych punktów Czarnego domu jest polowanie na głuptaki - kilkunastu mężczyzn wyrusza na trudno dostępną wyspę, by spędzić dwa tygodnie na polowaniu lub, jak kto woli, rzezi tych ptaków. Zabijanie głuptaków poza tym okresem jest zabronione, a mięso gugi (głuptaka) to tradycyjny przysmak wyspiarzy, więc polowanie jest wielkim wydarzeniem. Kiedy czyta się bardziej szczegółowy opis, można pomyśleć, że te krwawe łowy są kompletnie nieprawdopodobne, jednak polowania naprawdę się odbywają. Jakie wymyślone okoliczności przydałyby książce tak mrocznej atmosfery?
Ale Czarny dom to nie tylko tajemnice i groza w otoczce z lokalnych obyczajów. Ci, którzy nie lubią kryminałów, odczytają tę książkę jako opowieść o konsekwencjach naszych młodzieńczych wyborów. O tym, jak mszczą się zmarnowane szanse. I to jest bardzo mocna strona tej powieści.
Dotąd wszystko brzmi jak opis typowego skandynawskiego kryminału. Taka fabuła pewnie mogłaby przyjść do głowy Mankellowi czy Nesbø, ale May nie tylko w niczym im nie ustępuje - korzystając z podobnych środków potrafi stworzyć coś oryginalnego.
Czarny dom to nie jedna, a dwie zagadki do rozwikłania. Pierwsza to oczywiście sprawa brutalnego morderstwa na Lewis, druga to tajemnicza przeszłość głównego bohatera. Jest to wyraźnie zaznaczone w narracji, która zmienia się z trzecioosobowej - gdy mowa o wydarzeniach aktualnych, na pierwszoosobową - kiedy przywoływane są wspomnienia z dzieciństwa Fina. Te opowieści przeplatają się, dzięki czemu obie zagadki poznajemy po trochu, kawałek po kawałku odkrywając straszną prawdę.
Najbardziej charakterystyczne w książce Maya są jednak elementy związane z miejscową kulturą i obyczajami. Raz po raz pojawiają się wzmianki o języku, gaelickich imionach bohaterów czy też o problemach szkolnych dzieci, które w domu nie rozmawiały po angielsku. To nie jest jedynie tło dla akcji, lokalne zwyczaje odgrywają w niej istotną rolę. Jednym z ważniejszych punktów Czarnego domu jest polowanie na głuptaki - kilkunastu mężczyzn wyrusza na trudno dostępną wyspę, by spędzić dwa tygodnie na polowaniu lub, jak kto woli, rzezi tych ptaków. Zabijanie głuptaków poza tym okresem jest zabronione, a mięso gugi (głuptaka) to tradycyjny przysmak wyspiarzy, więc polowanie jest wielkim wydarzeniem. Kiedy czyta się bardziej szczegółowy opis, można pomyśleć, że te krwawe łowy są kompletnie nieprawdopodobne, jednak polowania naprawdę się odbywają. Jakie wymyślone okoliczności przydałyby książce tak mrocznej atmosfery?
Ale Czarny dom to nie tylko tajemnice i groza w otoczce z lokalnych obyczajów. Ci, którzy nie lubią kryminałów, odczytają tę książkę jako opowieść o konsekwencjach naszych młodzieńczych wyborów. O tym, jak mszczą się zmarnowane szanse. I to jest bardzo mocna strona tej powieści.
CZŁOWIEK Z WYSPY LEWIS
Peter May nie planował kontynuacji Czarnego domu. Uważał, że nie da się napisać wiarygodnej serii "kryminałów" z akcją na wyspie, na której morderstwa zdarzają się niesłychanie rzadko. Sukces zwietrzyli jednak wydawcy i tak długo przekonywali, że pisarz przystał w końcu na trylogię. I dzięki temu mógł powstać rewelacyjny Człowiek z wyspy Lewis.
W drugim tomie May zastosował ten sam zabieg z przeplatającymi się sposobami narracji, ale Fin schodzi na dalszy plan i tym razem w retrospekcjach towarzyszymy Tormodowi. Ten starszy człowiek znalazł się w samym środku śledztwa w sprawie morderstwa sprzed lat. Jeśli sam nie popełnił zbrodni, prawdopodobnie jest jedyną osobą, która może pomóc w rozwikłaniu zagadki. Sęk w tym, że Tormod cierpi na demencję i nawet gdyby chciał, nie potrafi wyjaśnić, czyje zwłoki odnaleziono na torfowisku.
W tym tomie miejscowe zwyczaje znowu odgrywają wielką rolę. Właściwie kluczową, bo to w nich tkwi klucz do odkrycia tajemnicy. Trzeba przyznać, że autor naprawdę potrafi zrobić użytek z wiedzy na temat historii i kultury wyspy. Zupełnie jakby to Hebrydy były głównym bohaterem jego opowieści.
Człowiek z wyspy Lewis jest chyba jeszcze lepszy niż Czarny dom. Tutaj ludzkie okrucieństwo wydaje się bardziej dotkliwe, groza wzmaga się, a tajemnica Tormoda ciąży nawet czytelnikowi. Nie zrozumcie mnie źle, czyta się świetnie, ale już bez dowcipkowania, które bawiło mnie w pierwszym tomie. To już jest ponura i straszna lektura, z niechlubnym kawałkiem szkockiej historii w tle. I jeśli się uprzeć, że to kryminał, to trzeba przyznać, że ma wyjątkowo dobrze skonstruowane elementy obyczajowe. Czego chcieć więcej?
W drugim tomie May zastosował ten sam zabieg z przeplatającymi się sposobami narracji, ale Fin schodzi na dalszy plan i tym razem w retrospekcjach towarzyszymy Tormodowi. Ten starszy człowiek znalazł się w samym środku śledztwa w sprawie morderstwa sprzed lat. Jeśli sam nie popełnił zbrodni, prawdopodobnie jest jedyną osobą, która może pomóc w rozwikłaniu zagadki. Sęk w tym, że Tormod cierpi na demencję i nawet gdyby chciał, nie potrafi wyjaśnić, czyje zwłoki odnaleziono na torfowisku.
W tym tomie miejscowe zwyczaje znowu odgrywają wielką rolę. Właściwie kluczową, bo to w nich tkwi klucz do odkrycia tajemnicy. Trzeba przyznać, że autor naprawdę potrafi zrobić użytek z wiedzy na temat historii i kultury wyspy. Zupełnie jakby to Hebrydy były głównym bohaterem jego opowieści.
Człowiek z wyspy Lewis jest chyba jeszcze lepszy niż Czarny dom. Tutaj ludzkie okrucieństwo wydaje się bardziej dotkliwe, groza wzmaga się, a tajemnica Tormoda ciąży nawet czytelnikowi. Nie zrozumcie mnie źle, czyta się świetnie, ale już bez dowcipkowania, które bawiło mnie w pierwszym tomie. To już jest ponura i straszna lektura, z niechlubnym kawałkiem szkockiej historii w tle. I jeśli się uprzeć, że to kryminał, to trzeba przyznać, że ma wyjątkowo dobrze skonstruowane elementy obyczajowe. Czego chcieć więcej?
JEZIORO TAJEMNIC
Po tak wspaniałych dwóch tomach pozostaje tylko czekać na polskie wydanie ostatniej części trylogii.
The Chessmen pojawi się u nas marcu 2015 pod zaskakującym tytułem Jezioro tajemnic. Pierwszy tom był bardzo dobry, drugi jeszcze lepszy, strach pomyśleć, jaki będzie trzeci!
Brytyjscy wydawcy nie dostrzegli potencjału Czarnego domu, po latach wydali go dopiero Francuzi. Wyobrażacie sobie jak ci pierwsi musieli żałować, kiedy książka okazała się strzałem w dziesiątkę?! Dajcie szansę Mayowi, nie pożałujecie!
The Chessmen pojawi się u nas marcu 2015 pod zaskakującym tytułem Jezioro tajemnic. Pierwszy tom był bardzo dobry, drugi jeszcze lepszy, strach pomyśleć, jaki będzie trzeci!
Brytyjscy wydawcy nie dostrzegli potencjału Czarnego domu, po latach wydali go dopiero Francuzi. Wyobrażacie sobie jak ci pierwsi musieli żałować, kiedy książka okazała się strzałem w dziesiątkę?! Dajcie szansę Mayowi, nie pożałujecie!
Tytuł oryginału: THE BLACKHOUSE,
Przełożył Jan Kabat,
Peter May, Czarny dom, Wydawnictwo Albatros 2014.
Tytuł oryginału: THE LEWIS MAN,
Przełożył Jan Kabat,
Peter May, Człowiek z wyspy Lewis, Wydawnictwo Albatros 2014.
O kurcze, jako wielbicielka skandynawskich serii - zapamiętuję, zafascynowałaś mnie:) Faktycznie, wygląda jakby to miejsce było stworzone do zbrodni! Ciekawe, kiedy powstanie jakaś seria np. z Helu:) M.
OdpowiedzUsuńTa wyspa z głuptakami? Tak, tam mogą się dziać dziwne rzeczy i rzeczywiście pachnie zbrodnią. Bo sama Lewis to już sielanka na klifach ;) A propos naszego morza, Pochłaniacz już za Tobą? Bo nie pamiętam.
UsuńJuż taki film powstał 2 -odcinkowy z panem Zielińskim w roli głównej
UsuńZainteresowałaś mnie tą serią... zapisuję sobie tytuły ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com/
A czym szczególnie?
UsuńCzułam to w lędźwiach, czułam w kościach, że to będzie coś, co pokocham na pewno <3 Czekałam na Twoją recenzję bardzo bardzo, bo to ona miała przeważyć nad wpisaniem na listę "do zdobycia i przeczytania tej zimy" - powiodło Ci się <3 Razem z kwartetem olandzkim i "Stuleciem" (a to tylko ostatnie tytuły) niebawem zdobędę :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że spodoba Ci się co najmniej tak jak mnie. Mam wrażenie, że te książki to akurat ten fragment literatury, który lubimy wspólnie :) Te chłody, mrozy, klify, zimne morza :)
UsuńO tak! Wiatr prosto z morza, zapach soli, szum sztormu.. Mniam mniam :D Będzie zimą :D
UsuńCzęsto się zdarza, że bardzo dobre powieści są odrzucane przez wydawców. Nie pierwszy to przypadek w historii. Dobrze, że wreszcie ktoś odważył się zaryzykować i je wydał. Tytuł zapisuję.
OdpowiedzUsuńTeraz to już właściwie wydali je wszyscy. Sztuką jest dostrzec, że warto, zanim inni dostrzegą :)
UsuńSłyszałam już o tych książkach, ale nie do końca potrafiłam sobie wyobrazić o czym tak naprawdę jest ta historia i czy ma szansę mi się spodobać. Po twojej recenzji mam wreszcie wrażenie, że coś mi się w głowie rozjaśnia i chyba chciałabym poznać te opowieści o wyspie :)
OdpowiedzUsuńJe, je, je :D Cieszę się, bo to się tak dobrze czyta, że szkoda by było, gdyby nie udało mi się nikogo zachęcić. A znając Twoje wybory książkowe, podejrzewam, że będziesz zadowolona :)
UsuńW takim razie daję tej serii zielone światło :)
UsuńJa ostatnio coś bardziej kryminałolubna, ale ten gaelicki kupił mnie całkowicie. Zaczynam powoli tworzyć listę upragnionych prezentów okołogrudniowych, więc... ;)
OdpowiedzUsuńTak, "Czarny dom" powinien znaleźć się w liście do Mikołaja :D Gaelicki to niezła ciekawostka, dla mojego nosa filologicznego to też była gratka :)
UsuńMam ambiwalentny stosunek do skandynawskich kryminałów, dlatego że niekoniecznie podoba mi się to, że wątek kryminalny jest tłem do ukazania społecznych problemów. Ale "Czarny dom" za mną chodzi, tak w ogóle to nie miałam pojęcia, że ma kontynuację :-) Człowiek cale życie się uczy...
OdpowiedzUsuńBrytyjczycy pewnie płakali w obie ręce, że ich Francuzi przechytrzyli ;-)
Mój problem ze skandynawskimi kryminałami polega przede wszystkim na tym, że niektóre są do bólu typowe, mało jest oryginalnych. No i niektóre mogłyby się dziać gdziekolwiek, najwyżej zamiast pyttipanny bohater jadłby flaczki, bo Skandynawia nie ma w nich większego znaczenia.
UsuńA u Maya miejsce akcji jest ważne i nie można przy nim majstrować bez szkody dla opowieści.
I tym oto sposobem moja lista książek do przeczytania znów się wydłużyła... Ach.... Jak ja się z tego cieszę ;) Czuję, że te książki przypadną mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że przypadną :) Podziel się wrażeniami. A z listą mam podobnie, końca nie widać.
UsuńNiestety kryminały to nie moja bajka :) ale już widzę wściekłość Brytyjczyków na wieść o nosie Francuzów. Kolejna cegiełka do odwiecznych sporów :)
OdpowiedzUsuńNic nie szkodzi, napisałam, że to niezupełnie kryminały :)
UsuńNo, powiem Ci, że chętnie zagłębiłabym się w te klimaty... Z pewnością dam pisarzowi szansę!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, daj znać czy się podobało :) Ja już wypatruję marca!
UsuńHa, podróżowałem niedawno pociągiem, a jako, że w kwestiach książkowych mam naturę podglądacza (tzn. ogromnie mnie kusi, żeby kuknąć i sprawdzić, co czyta dana osoba), to nieźle się nagimnastykowałem, żeby przekonać się, co też za lektura pochłonęła współpasażera, który siedział na wprost mojej osoby :) Gdy po wielu próbach dostrzegłem nazwisko na okładce, okazało się, że był to właśnie Peter May :)
OdpowiedzUsuńP.S. Uroki szkockich kryminałów poznał już Andrew, który bardzo ceni sobie twórczość Val McDermid :)
Też się ostatnio w podglądanie bawiłam w tramwaju :) Tam była książka Jadowskiej. A twórczości Val McDermid nie znam, a widzę, że to płodna pisarka i już kilka serii popełniła. May zawiesił poprzeczkę wysoko, ale może mogłaby mi umilić oczekiwanie na ostatni tom :)
UsuńJestem zachwycona Twoją recenzją, choć gdzieś z tyłu głowy siedzi mi nadal pewne rozczarowanie Czarnym domem. Choć nie wiem, czy można to nazwać rozczarowaniem. Książki nie doczytałam, nużyła mnie. W Twoich oczach pewnie bluźnię ;) Po recenzji mam ochotę spojrzeć na nią inaczej, spróbować jeszcze raz...
OdpowiedzUsuńNie, nie bluźnisz :D Ja też czasem jestem zawiedziona książką, która innym bardzo się podoba. Zdarza się :) Ale to bardzo miłe, że obudziłam jakieś Twoje wątpliwości :) A "Człowieka" też niuchałaś czy już wolałaś nie ryzykować? :)
Usuń!!!!!!!!!!!!!! bardzo dobre książki. Również czekam na trzecią część!. Szkoda że dopiero w marcu. Bo fajnie się czyta jedną po drugiej. Peter May stworzył genialne historie i zbudował je z idealnego napięcia.
OdpowiedzUsuńZgoda, zgoda :) A nie masz wrażenia, że w zakończeniach troszkę szarżuje? Wydaje mi się, że ma tendencję do brawury. Co nie znaczy, że mi się nie podoba! :)
UsuńRzadko czytam kryminały, ale nie mówię nie:)
OdpowiedzUsuńZauważ, że to niezupełnie kryminał :)
Usuńto autor, który znajduje się na mojej liście must have i must read! wszyscy mnie tak do niego zachęcają, że nie mogę...skąd brać na to wszystko pieniądze!
OdpowiedzUsuńChciałam także poinformować, iż przeniosłam się na własną domenę: okiemMK.com i dodałam Ciebie do odwiedzanych blogów, by nic mi nie umknęło.
Pozdrawiam ciepło!
Martusiu, widziałam nowy blog, chyba pierwszego dnia sobie tam pobuszowałam :) Adres zaraz zmienię :)
UsuńA May jest idealny dla Ciebie. Jesli będzie okazja, przeczytaj :)
Nie muszę nawet zagłębiać się w fabułę, żeby wiedzieć, że to coś dla mnie;) Kryminał (przynajmniej częściowo;) i takie miejsce akcji (przepadam za podobnymi klimatami) - to wystarczy, żeby sięgnąć po książkę;)
OdpowiedzUsuńTo mamy coś wspólnego, TAKIE miejsca akcji i mnie się podobają :) Myślę, że kiedy już zagłębisz się w fabułę, nie będziesz zawiedziona.
UsuńJa się zaliczam do grona fanów "nowych Larssonów", ale o dziwo tego autora poznać jeszcze nie zdążyłam. :) Za dużo książek i za mało czasu...
OdpowiedzUsuńZa dużo książek? Nie może być! Za mało czasu - z tym się zgadzam :D Ale Maya poczytaj, lubisz takie rzeczy (tak mi się wydaje) :)
Usuń