Czuły punkt. Teatr, naziści i zbrodnia

skandynawski reportaż, recenzja, czuły punkt, elisabeth asbrink
Bez względu na część świata, obszar językowy czy kulturę, początek opowieści zawsze odnosi się do określonego punktu w czasie, jest nacięciem na linii czasowego przebiegu. Jakiś bóg stworzył ziemię i niebo, chłopiec z utraconym losem nie poszedł dziś do szkoły, pewien hobbit przygotowywał pożegnalne przyjęcie, a niejaka pani Dalloway postanowiła sama kupić kwiaty*.

Jak zaczyna się ta opowieść? Pewien więzień napisał list do reżysera. Zapytał, czy znalazłby się jakiś jego utwór, który czterej osadzeni mogliby wystawić w ramach zajęć teatralnych. Traf chciał, że Lars Norén pracował właśnie nad sztuką o zakładzie karnym, więc propozycja wydała mu się niezwykle kusząca. W rezultacie powstał dramat Sju tre (Siedem trzy), którego tytuł nawiązywał do szwedzkiej ustawy o opiece penitencjarnej i paragrafu o więźniach podlegających szczególnym restrykcjom.

Projekt od samego początku był kontrowersyjny ze względu na udział groźnych przestępców. Głosy sprzeciwu nasiliły się jeszcze, kiedy wyszło na jaw, że twórców można podejrzewać o propagowanie treści nazistowskich. Więźniowie grali bowiem samych siebie i otwarcie przyznawali się do swoich poglądów. W Szwecji rozpoczęła się dyskusja na temat granicy między rzeczywistością a fikcją. Ale prawdziwa burza rozpętała się, kiedy jeden z aktorów” w czasie przepustki tuż po ostatnim przedstawieniu, dokonał napadu na bank, w wyniku czego zginęło dwóch policjantów.


Dziesięć lat później (prace nad sztuką rozpoczęły się wiosną 1998, a do zbrodni doszło w 1999 roku) Elisabeth Åsbrink postanowiła wrócić do tamtych dni:
Uprawiam coś w rodzaju archeologii pamięci. Nie ma prawie żadnych dokumentów potwierdzających wydarzenia wiosny roku 1998. Muszę polegać na wspomnieniach, które różni ludzie przechowali przez całą dekadę. Okazuje się, że gdy odwracamy się plecami do teraźniejszości i cofamy się w przeszłość, zaczynając od tego, co zdarzyło się ostatnio, uzyskujemy lepszy efekt. Tak jakby trzeba było rozbić słowami górną warstwę czasu, aż zostanie tylko pył, brzęczenie much, zanim pójdzie się dalej**.

Czuły punkt. Teatr, naziści i zbrodnia to rekonstrukcja faktów, które skończyły się zabójstwem policjantów w Malexander. Część z nich została odtworzona na podstawie wywiadów z uczestnikami tamtych wydarzeń, pozostałe zostały bogato udokumentowane korespondencją, zapiskami z dzienników, artykułami prasowymi z tamtych lat, notatkami pracowników więzienia. Wykaz źródeł liczy dwie i pół strony, to chyba dobry dowód na to, że Åsbrink pracowała bardzo rzetelnie. Nie zamierzała nikogo oskarżać, szukała tylko odpowiedzi na pytanie, jak doszło do tego, że niebezpieczni więźniowie zyskali taką swobodę, że w czasie pracy nad sztuką byli w stanie przygotowywać przestępstwa.

Ale wydarzeń związanych ze sztuką Sju tre, nie można rozpatrywać w oderwaniu od kontekstu. Dlatego właśnie Czuły punkt opowiada pokrótce o szwedzkim systemie penitencjarnym i o historii tamtejszego narodowego socjalizmu***. Dziennikarka przyjrzała się też życiorysom aktorów, szukając zapowiedzi późniejszej tragedii. Jak widzicie, ta książka jest naprawdę kompletna i doskonale dopracowana!

Ten reportaż powstał wcześniej niż W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa, ale jest tak samo dobrze napisany. Z klasą, w świetnym stylu, choć absolutnie nie bez emocji! Åsbrink bowiem umiejętnie przekazała napięcie, które ciągle tej sprawie towarzyszy, wystrzegając się przy tym tabloidowego szukania sensacji. Ale to, że czyta się tę książkę tak dobrze, to także zasługa Ireny Kowadło-Przedmojskiej, która jest autorką przekładu. Nie można jej nie docenić.

Zapisałam pięćset pięć słów, a wszystkie sprowadzają się do krótkiego zdania: Elizabeth Åsbrink zachwyca. Zaczynam się przyzwyczajać.


Elisabeth Åsbrink, Czuły punkt. Teatr, naziści i zbrodnia, Wydawnictwo Czarne 2014, s.19.
** tamże, s. 59.
*** W tym miejscu książka Åsbrink wiąże się z reportażem Gellerta Tamasa, o którym jakiś czas temu wspominałam i który ciągle polecam.

Tytuł oryginału: Smärtpunkten : Lars Norén, pjäsen Sju tre och morden i Malexander;
Przełożyła Irena Kowadło-Przedmojska;

16 komentarzy

  1. Oryginalna nie będę, bo stwierdzę tylko, że muszę przeczytać :) Już "W lesie wiedeńskim..." żyć mi spokojnie nie daje, bo mam ten tytuł gdzieś wciąż w pamięci. Tylko okazji do czytania brak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asbrink się nie zdezaktualizuje, więc spokojnie, zdążysz :) Ale bardzo, bardzo zachęcam! U mnie jest na podium, jeśli mowa o reportażystach :)

      Usuń
  2. Bardzo mi się podoba Twoja recenzja.
    Zgadzam się z twierdzeniem, że Elizabeth Åsbrink zachwyca. Najbardziej swoją wnikliwością i zaangażowaniem oraz sposobem, w jakim pisze zarazem subtelnie i mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetne podsumowanie: subtelnie i mocno, to jest kwintesencja reportaży Asbrink.

      Usuń
  3. Ja może trochę naokoło, ale zachwyca mnie to, jak różne rzeczy różni ludzie czytają i jak się tym potrafią zachwycić. W sensie, sporadycznie czytam reportaże, ale wiem, że gdy będę miała chęć na jakiś, to Twój będzie pierwszym miejscem, w którym poszukam inspiracji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to czytać :)
      Świetne jest też to, że niektórzy tak fajnie piszą o swoich ukochanych książkach, że naprawdę potrafią przekonać do czegoś, po co w życiu bym sama nie sięgnęła!

      Usuń
  4. Skoro autorka zachwyca, Ty się nią zachwycasz, to mi nie pozostaje nic innego, jak tylko zapisać sobie ten tytuł i mieć nadzieję, ze i mnie zachwyci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdź, myślę, że jest szansa, że Tobie też przypadnie do gustu. Rzadko się zdarza, że reportaże są tak pięknie napisane.

      Usuń
  5. Rany, w trakcie lektury tego tekstu miałem nieodparte wrażenie, że już go czytałem - muszę się skupić i zacząć egzystować tylko na jednej linii czasowego przebiegu :) Bardzo podoba mi się zdanie, którym otwarłaś swoją recenzję. Ciekawe są także wydarzenia, które zostały wzięte na warsztat przez panią Åsbrink - to zacieranie się granicy między fikcją a rzeczywistością. Do tego perspektywa 10 lat, tematyka związana z resocjalizacją - książka sprawia wrażenie naprawdę wartościowej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ręczę, że jest wartościowa :) Ten początkowy cytat rzeczywiście jest świetny. Tak właśnie Asbrink pisze reportaże - tu konkrety, tu pani Dalloway i już wiesz, że to po prostu niezła literatura :)

      Usuń
  6. Rzut oka na okładkę (już dawno temu) i kilka słów z okładki, i oczywiście nawet nie kwapiłam się, żeby spróbować. Czasem jestem na siebie zła o takie powierzchowne oceny ;) Ale tu jest miejsce dla Ekrudy. Tak, musisz mi opisywać takie książki! Na pewno po "Czuły punkt" kiedyś sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo popełniłaś podstawowy błąd! Jeśli widzisz nazwisko Asbrink, nigdy, przenigdy nie odkładaj książki! ;) Dobra jest, poważnie :)

      Usuń
  7. Dzięki Tobie przeczytałam "W Lesie Wiedeńskim..", a teraz taka recenzja! Znów kusisz i to jak! M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wiesz, czego się spodziewać po Asbrink :) Ten reportaż też wędruje do szufladki z najlepszymi!

      Usuń
  8. Widzę, że pozostajesz pod wrażeniem literatury reportażowej... Książka, o której piszesz, drogą skojarzeń, podsunęła mi pozycję "Z zimną krwią" Capote'go.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tej porze roku zwykle przechodzę przez falę reportaży. To łatwo uzasadnić wpływem Nagrody im. Kapuścińskiego ;)
      Z "Z zimną krwią" jeszcze nie czytałam, ale okazuje się, że już czekało grzecznie na liście "chcę przeczytać" ;)

      Usuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.