Dziewczyna ze śniegiem we włosach

Dziewczyna ze śniegiem we włosach Ninni Schulman kryminał recenzja
Przyciągnął mnie ten tajemniczy, niemal poetycki tytuł.  To dobry znak, jeśli intrygująco jest zanim się nawet otworzy książkę. A jeśli ta książka to szwedzki kryminał, z góry można spodziewać się czegoś naprawdę ciekawego.

Dziewczyna ze śniegiem we włosach opowiada o małym miasteczku Hagfors, gdzie wszyscy się znają od pokoleń. Prowadzą spokojne życie wśród lasów i nawet nie przypuszczają, że w tej maleńkiej społeczności ktokolwiek byłby w stanie utrzymać swój sekret z dala od ciekawskich spojrzeń sąsiadów. 

Po latach do rodzinnego miasteczka wraca dziennikarka Magdalena Hansson. Spodziewa się nudnej pracy w lokalnej gazecie, nie sądzi, że mogłyby czekać na nią jakieś poważne reporterskie wyzwania. Tymczasem sennym Hagfors wstrząsa tajemnicze zaginięcie nastoletniej Heddy. Wkrótce w ziemiance przy rzadko odwiedzanym domu zostaje znalezione ciało młodej kobiety. A kiedy w pobliskim lesie policjanci odnajdują jeszcze jedne zwłoki, okazuje się, że małe miasteczko nie jest tak bezpieczne, jak wszyscy sądzili. Niektórzy mieszkańcy skrywają bowiem mroczne sekrety. Tajemnicę, która ciąży nad Hagfors próbują rozwikłać lokalni policjanci, którym depcze po piętach nieustraszona Magdalena.

Dziewczynę ze śniegiem we włosach czyta się przyjemnie. Nie wiem jak w oryginale, ale w polskim tłumaczeniu  forma nie przeszkadza, ale i nie przykuwa specjalnie uwagi. Jest raczej poprawnie przezroczysta.

Ninni Schulman zgrabnie połączyła niezbyt skomplikowany wątek kryminalny z opowieścią o życiu głównej bohaterki i jej nowych sąsiadów. Zwykle takie poboczne wątki nie są dla mnie interesujące, tym razem jednak udało im się mnie zaciekawić. Z największą przyjemnością odkrywałam typowo szwedzkie akcenty. Mieszkańcy Hagfors są uroczo skandynawscy - jedzą semle, leczą się alvedonem, organizują przyjęcia z rakami, a w oknach stawiają lampy i wieszają gwiazdy. To wszystko pozwala czytelnikowi jeszcze wyraźniej poczuć atmosferę szwedzkiego miasteczka.

Jeżeli tak wygląda książkowy debiut Ninni Schulman to z przyjemnością poznam dalsze losy Magdaleny Hansson i innych mieszkańców Hagfors. Zapowiada się obiecująco, ale w moim osobistym rankingu skandynawskich kryminałów ciągle zwycięzcą jest Wagner.

6 komentarzy

  1. Bardzo polubiłam Magdalenę, mam ją ciągle przed oczami, na początku wyobrażałam sobie, że jest brzydka, nie wiem czemu:) a potem była informacja, że jest ładna i już inaczej:) ale poza takimi głupotkami, książka mi się podobała i chętnie jeszcze spotkam się z bohaterami:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli bez fajerwerków jednak... Znasz Mankella? Czytałam go jeszcze przed tą całą modą na skandynawskie kryminały. Podobał mi się bardziej od Wagnera ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kornelia, dużo słyszałam, ale jeszcze nie czytałam, jesli lepszy niż Wagner, to lada chwila sięgnę po Mankella. Dzięki za podpowiedź:)

    OdpowiedzUsuń
  4. M., no ja własnie nie za bardzo ją polubiłam. Wolę tę policjantkę z elkhundem:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba poczekam na recenzje kolejnych książek Schulman bo o ile atmosfera szwedzkiego miasteczka (o którym nie mam pojęcia) brzmi ciekawie, to "niezbyt skomplikowany wątek kryminalny" trochę mnie zniechęca. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Choćbym bardzo chciała, nie uda mi się obronić tego wątku kryminalnego. Nie da się ukryć, że to nic specjalnego. Ta książka to chyba taki standard- wszystko już gdzieś kiedyś było;-)

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.