A.D. Miller to jedna z tych osób, które przedstawia się czytelnikom jako niezwykle utalentowanego debiutanta. Kilka ostatnich lektur każe mi jednak podejrzewać, że "utalentowany debiutant" i "debiut roku" to jedynie figury stylistyczne, które są tak prawdziwe, jak uparcie powtarzane w każdym cv "szybko się uczę". Ale A.D. Miller napisał wspomnianą książkę o mroźnej Moskwie, a ja potrzebowałam lektury, która dałaby mi wytchnienie od tego, co z taką radością ogłaszały pogodynki.
Co wam przychodzi do głowy, kiedy myślicie o przebiśniegach? Kwiaty, jakżeby inaczej! Gdybyście jednak posługiwali się moskiewskim slangiem (posługujecie się?), waszym pierwszym skojarzeniem byłyby prawdopodobnie "zwłoki pochowane lub ukryte zimą, wynurzające się spod śniegu w czasie roztopów".
Brzmi intrygująco? A do tego zachęcające recenzje, według których ta książka przyprawia o dreszcze i już jesteśmy przekonani, że znaleźliśmy coś, co zmrozi krew w rozpalonych majowym słońcem żyłach!
A co dostajemy w tym kuszącym opakowaniu? Odrobinę dłużącą się opowieść o brytyjskim prawniku, który przyjechał do Moskwy, żeby kontynuować swoją dobrze zapowiadającą się karierę, uszczknąć trochę petrodolarów i przede wszystkim odciąć się od nudnej rodziny. Tym sposobem wpadł w sidła oszałamiającej Rosji, a po pewnym czasie stracił głowę dla równie oszałamiającej Rosjanki.
Właściwie powinnam napisać wprost. Przebiśniegi to opowieść o niezwykle naiwnym jak na prawnika mężczyźnie, który jest tak łasy na wdzięki uroczej Maszy, że zdaje się ignorować fakt posiadania mózgu i uparcie nosi klapki na oczach.
Główny bohater jest więc żałosny, intryga szyta grubymi nićmi, a kraj przedstawiony bardzo stereotypowo. Wydaje mi się, że ta książka mogłaby być ciekawsza dla kogoś, komu Rosja wydaje się bardziej egzotyczna niż Polakom.
Nieuprzejme urzędniczki i przyzwolenie na łapówkarstwo do niedawna nie były dla nas niczym niezwykłym, ot ciągle żywy relikt minionej epoki. Oszustwa, w które Miller wplątał swoich bohaterów? Nie o takich rzeczach słyszy się w Wiadomościach. A przeraźliwy mróz -27 °C, przy których Brytyjski młodzieniec z trudem funkcjonował? U nas przy takiej temperaturze powolutku zaczyna się włączać ogrzewanie w środkach komunikacji miejskiej. No dobrze, przesadziłam, ale naprawdę mam wrażenie, że taki opis może polskiego czytelnika co najwyżej rozbawić.
A tytułowe przebiśniegi? Czytelnik od samego początku może się domyślać, czyje ciało ujawnią roztopy. No i gdybym bardzo chciała przekonać siebie samą, że to nie była zupełnie beznadziejna lektura, spróbowałabym dowieść, że miłość głównego bohatera, jego związek, prawdziwe zamiary ponętnych Rosjanek i interesy, które Brytyjczyk robi w Moskwie to metaforyczne blade trupy, których nie widać spod śniegu. Wiosna, która otworzyła oczy głównego bohatera, ujawniła prawdę o tym, co działo się zimą.
Ale nie będę się oszukiwać. Jeśli Przebiśniegi są "jednym z najlepszych debiutów roku", to strzeżcie się pozostałych - nie świadczy to o nich dobrze.
Szkoda,bo tytuł fajny.. M.
OdpowiedzUsuńTragedii nie ma, ale naprawdę mnie rozczarowała.
OdpowiedzUsuń