Towarzyszka Panienka

Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest żyć w cieniu tamtej pamiętnej niedzieli bez Teleranka? Nosząc nazwisko-piętno? Będąc dzieckiem jednej z najbardziej znienawidzonych postaci w Polsce? Jak to jest, kiedy nowo poznany kolega bezpardonowo żartuje: "Wiesz co, właściwie to ty jesteś jedyną osobą, która mogłaby Jaruzela zabić..." *?

Trzynastego grudnia ożyją dyskusje, które prowadzimy od lat. A kiedy wrócą niepozamykane sprawy, odmienimy to nazwisko przez przypadki. To chyba dobry czas, żeby porozmawiać o książce Moniki Jaruzelskiej.

"Towarzyszka Panienka" to autobiografia nietypowa pod względem narracji, bo składa się z krótkich tekstów, które autorka nazywa puzzlami. Każdy z nich jest zapisem wspomnień, dykteryjek lub przemyśleń, które wydały się jej istotne. Dowiadujemy się z nich na przykład, jakimi rodzicami byli Jaruzelscy, jak obchodzili święta, jakie lektury podsuwali córce. Poznajemy między innymi zabawną anegdotę o tym, jak mała Monika wykoncypowała, że jej imię pochodzi od napisu MON na telefonie ojca.

Jaruzelska chętnie dzieli się też opowieściami o swoich młodzieńczych wybrykach, o chłopaku z wpiętym w sweter opornikiem i o studiach na "rozpolitykowanej" polonistyce. Porusza też dosyć pobieżnie temat miłości i macierzyństwa. Opowiada wreszcie o tym, jak pracowała na to, by jej nazwisko nie kojarzyło się wyłącznie z generałem.

Wydawać by się mogło, że ta biografia jest dla autorki doskonałą okazją, by powiedzieć coś ważnego. Nikt inny nie ma przecież takiej wiedzy na temat Wojciecha Jaruzelskiego jak jego córka, nikt nie był tak blisko centrum wydarzeń. Tymczasem wspomnienia autorki są rzeczywiście okruchami i brak im pogłębionych przemyśleń, na które liczyłam, znając autorkę z mediów.

Wszystkie jej opowieści są bardzo powierzchowne i zachowawcze. Zwłaszcza fragmenty dotyczące stanu wojennego uderzają swoją zdawkowością, a przecież musiał to być jeden z najistotniejszych momentów w życiu Jaruzelskich. To mógłby być najmocniejszy element tej autobiografii, tymczasem bez porównania więcej miejsca zajmują w niej plotki o osobach znanych z pierwszych stron gazet. 

Wszystko to zostało poprzeplatane mało istotnymi, choć pewnie uroczymi, anegdotami o pierwszej wizycie syna u dentysty, albo o tym, co chłopiec myśli o istnieniu Boga. W efekcie książka jest chyba jednak bardziej pamiątką rodzinną niż lekturą, z której postronny czytelnik mógłby dowiedzieć się czegoś wartościowego.

Monika Jaruzelska pisze, że ta książka to jej wyjście z bezpiecznej szafy, a ja mam wrażenie, że jedną nogą w tej szafie ciągle stoi. Pozostawia niedosyt, bo napoczęła ciekawe tematy, by porzucić je bez wyjaśnienia. 

A to mogła być taka ważna książka.


* Jaruzelska M., Towarzyszka Panienka, Warszawa 2013, str. 223. 

Monika Jaruzelska, Towarzyszka Panienka, Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2013.

29 komentarzy

  1. Ostatnio zastanawiałam się nad przeczytaniem tej książki, ale po Twojej recenzji sobie raczej odpuszczę. Myślałam, że ta książka więcej wnosi..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślałam;) Nie jest zła, nada się do poczekalni u dentysty. No dobra, bez złośliwości- spodziewałam się po niej po prostu więcej (Co jest komplementem dla autorki. Zawoalowanym)

      Usuń
  2. Szkoda....liczyłam na coś dobrego.
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedna Jaruzelska. Ojciec zawsze uważał, że stać ją na więcej niż robi i czytelnicy mają to samo zdanie;)

      Usuń
    2. Eh, ale przynajmniej okładka ładna:)M.

      Usuń
  3. Szczerze to niezbyt interesowała mnie ta pozycja, a Twoja recenzja jedynie utwierdza mnie w przekonaniu, że lektura to raczej strata czasu. To trochę zabawne, że autorka pracowała mocno, by jej nazwisko nie kojarzyło się wyłącznie z Generałem, a koniec końców decyduje się na napisanie tego typu książki - w pewien sposób zaprzepaszcza swoje dotychczasowe działania.

    A tak na marginesie, to takich córek, czy synów może niekoniecznie generała, ale towarzysza jest w życiu publicznym, a szczególnie w mediach całkiem sporo. I przyznam, że obecność wielu, biorąc pod uwagę ich nikłe kompetencje, skromne umiejętności oraz ogromną pewność siebie, dość mocno mnie mierzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Widzę, że cały czas obracasz się w tematyce stanu wojennego. Czekam z niecierpliwością na recenzję kolejnej książki - "Wrońca" nie miałem jeszcze okazji przeczytać, a bardzo mnie on intryguje.

      Usuń
    2. Widzisz, ja właśnie myślałam, że Jaruzelska jest wyjątkiem. Brzmi rozsądnie i całkiem inteligentnie, kiedy wypowiada się w mediach, dlatego liczyłam na dobrą lekturę. To właśnie zawiedzione oczekiwania sprawiają, że nisko oceniam tę książkę.

      Usuń
    3. "Wroniec" już za mną, wkrótce podzielę się wrażeniami. Miłego dnia:)

      Usuń
  4. Dokładnie mam takie wrażenie jak Ambrose... Najpierw przez lata robi wszystko, by nie kojarzyć się z ojcem, a potem jej tego brakuje, więc wydaje książkę... Szkoda, że to nie jest mocniejsza pozycja...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam jej za złe, że wydała książkę. Mam jej za złe, że to taka płytka książka. Informacja o związku z Bogusławem Lindą? Uwagi do Danuty Wałęsy? To nie musiało się tam znaleźć.

      Usuń
  5. Pamiętam, że jak książka się ukazała to zastanawiałyśmy się z mamą czy warto ją kupować. Najpierw stwierdziłyśmy, że tak, bo zapewne Monika Jaruzelska uchyla rąbka tajemnic o swojej rodzinie, pisze o tym jak ona odebrała wprowadzenie Stanu Wojennego i ogólnie o tym jak to jest być córką "tego" Jaruzelskiego. Niestety jak przejrzałyśmy książkę to okazało się, że to właśnie takie luźne historyjki, może i sympatyczne, ale po prostu nie tego oczekiwałyśmy. Zgodnie z tym, co napisałaś całość jest taka niekonkretna, więc odpuszczę sobie lekturę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłaś w punkt! Te zawiedzione oczekiwania sprawiły, że książkę tak nisko oceniam. Wydaje się, że Jaruzelską stać na więcej.

      Usuń
    2. Też miałam takie wyobrażenie. Jestem ciekawa, po co w ogóle napisała książkę o swojej rodzinie skoro tak niewiele w niej zdradziła. Mogła milczeć i nie pisać już nic. A tak, taka praca wykonana na pół gwizdka.

      Usuń
    3. Ja nawet nie o tej rodzinie bym poczytała, chciałabym tylko, żeby autorka więcej swojego intelektu pokazała. Żeby było widać, że to książka dojrzałej kobiety.

      Usuń
  6. Ooo, a ja się zabierałam z entuzjazmem, a tu mi entuzjazm trochę przygasł i uwiądł... cóż, odkładam na późniejsze później ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odłóż, nada się do pociągu, albo do poczekalni;)

      Usuń
  7. Według mnie nie jest aż tak źle. :)
    Sporo w tej książce niedomówień, ale nietrudno się domyśleć, co się za nimi kryje i szczerze mówiąc wolę coś takiego niż wersja "kawa na ławę" a la pani M. Potocka. Mam tu na myśli np. wzmianki o potwornym zagubieniu i napięciu, kiedy ogłoszono stan wojenny, a Monika została zostawiona sama sobie, aluzje do załamania nerwowego, które też są tam widoczne.
    Przypuszczam, że autorka starała się być obiektywna - z jednej strony nie "dokopuje" ojcu, którego nienawidzi mnóstwo ludzi i tym samym z miejsca zdobyłby sobie sympatię tłumów (nie oszukujmy się, mnóstwo osób postąpiłoby tak na jej miejscu), z drugiej strony nie stara się za wszelką cenę go wybielić. Na pewno większe emocje czytelnika wzbudziłyby bardziej jaskrawe poglądy, ale ten wariant wyważony też ma swoje zalety. Na tle zalewu plotkarskich książek, których autorom przyświeca jeden cel: lans po trupach, "Towarzyszka panienka" jest moim zdaniem niezła. Autorka nie wygląda mi na osobę wylewną i rozgadaną, może stąd uczuciowa oszczędność w książce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście "zdobyłaby sobie sympatię tłumów", przepraszam za literówkę.

      Usuń
    2. Ale ja absolutnie nie oczekiwałam, że potępi ojca lub spróbuje go wybielać, że poda interpretację stanu wojennego, którą uważa za słuszną. Taka dyskusja toczy się od lat i ostatnią osobą, która powinna się do niej przyłączyć jest Monika Jaruzelska.
      Chodzi mi tylko o to, że zdawkowe pisanie o tamtych wydarzeniach sprawiło wrażenie, jakby ona teraz i ojciec przed laty bagatelizowali sprawę. Jakby to wszystko działo się nie tylko bez jej, ale i jego wiedzy.
      Jeśli pamiętasz, opisała tam telefon od ojca w sprawie Wujka. W jej relacji ojciec brzmi jakby to jemu ktoś krzywdę zrobił.
      Może ja się nie wyraziłam jasno. Nie chcę ocen, nie chcę rozdrapywania ran. To by było tak samo tabloidowe jak te plotki o Lindzie.

      Usuń
    3. Ale problem w tym, że ona może nie mieć nic obszernego i głębokiego do powiedzenia na temat stanu wojennego.
      Wyraźnie pisze o tym, że w tych trudnych chwilach rodzice zostawili ją samą, nikt nie zastanawiał się nad tym, co ona czuje, nikt nie wyjaśniał jej tego, co się dzieje. Pisze o tym, że właściwie przygarnęła ją wtedy rodzina Wojciecha Manna. Ojciec nie konsultował z nią żadnych decyzji, nie zwierzał jej się, nie opowiadał o politycznych planach, co w sumie nie dziwi biorąc pod uwagę, że była wtedy nastolatką, choć mam wrażenie, że w ogóle wyrażanie emocji nie było nigdy dobrą stroną tej rodziny.
      Zastanawiam się, co ona mogłaby napisać o stanie wojennym? Że przeprasza za to, że z rozkazu ojca mordowano ludzi,a ona miała 18 lat i nie mogła temu zapobiec? Przeżyła to na pewno bardzo - są aluzje do załamania nerwowego, być może nawet próby samobójczej.
      Zaznaczam, że nie jestem fanką autorki, decyzję generała oceniam wyłącznie negatywnie, ale uważam, że "Towarzyszka panienka" nie jest kiepską książką. Dużo dały mi do myślenia fragmenty o objawach nienawiści, z którymi Jaruzelska spotyka się od dziecka tylko za to, że tak a nie inaczej się nazywa. Na taką bezpodstawną agresję reaguję alergicznie i może dlatego autorka ma u mnie większy kredyt zaufania. :)
      "Towarzyszka panienka" nie jest absolutnie dziełem wybitnym, ale na tle biograficzno/autobiograficznych wynurzeń, pod którymi ostatnio uginają się półki księgarni, to całkiem przyzwoicie napisana, wyważona książka. Może będą kolejne i autorka rozwinie skrzydła. :)

      Usuń
    4. Sęk w tym, że ona moim zdaniem nie pokazała, że ma coś głębokiego do powiedzenia na jakikolwiek temat. A sądząc po tym, jak wypowiada się w mediach jest inteligentną i dojrzałą przecież kobietą. Może za dużo oczekiwałam, ale uważam, że stać ją na więcej. Już pisałam, że to w pewnym sensie komplement:) Liczę na rozwinięcie skrzydeł:)

      Usuń
    5. Jest jeszcze kwestia tytułu. "Towarzyszka panienka" sugeruje, że jednak będzie to Jaruzelska w kontekście ojca-generała. To też ma wpływ na to, czego się spodziewamy po książce.

      Usuń
    6. Nie śledzę poczynań medialnych Jaruzelskiej, ale domyślam się, że ta książka nie powstała całkiem bezinteresownie - być może jest wstępem do nowego rozdziału w jej karierze, co zresztą sugeruje w książce, więc będziemy chyba miały okazję oglądać to rozwijanie skrzydeł. :)
      Wydaje mi się, że wszystko rozbija się o oczekiwania. Moje przeczucia nie były najlepsze i stąd może w miarę pozytywne wrażenia. Bardzo jestem ciekawa, czy rodzice Jaruzelskiej przeczytali tę książkę i jakie były ich reakcje.

      Usuń
    7. Tak, to na pewno kwestia oczekiwań:)
      Jeśli Jaruzelski się nie zmienił od czasów dzieciństwa Towarzyszki Panienki, mógł powiedzieć, że ładnie, ale "kim jest ta blondyneczka, która...";) Zdaje się, że jakoś tak mawiał po akademiach, w których córka brała udział.

      Usuń
    8. :) A w ogóle to obsadzanie szkolnych akademii po znajomości i linii partyjnej to jakaś żenada do kwadratu. :)

      Usuń
  8. Szkoda, też bym spodziewała się więcej. Tytuł jest super!

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo długo się zastanawiałam nad tą książką, ale chyba jednak odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.