E-krótko: Smilla w labiryntach śniegu

krótka recenzja, kryminałkrótka recenzja, kryminał

Nim wielki Stieg zesłał Millenium, półka z kryminałami ze Skandynawii  wcale nie świeciła pustkami. W tej dziedzinie harcowało już co najmniej kilkoro zdolnych autorów, a wśród nich Peter Høeg. W zeszłym roku pojawiło się u nas nowe wydanie jego najbardziej znanej książki, więc może odkryliście ją wcześniej niż ja, ale nie mogę pozwolić, żeby ktoś przegapił ten kąsek. Dlatego dziś w e-krótko trzy zalety Smilli w labiryntach śniegu

ZALETA PIERWSZA  SMILLA
Główna bohaterka jest niesłychanie ciekawa! Smilla ma nie tylko "wyczucie śniegu", ale i wspaniały zmysł obserwacji, a swoje spostrzeżenia doprawia szczyptą ironii. To silna, mądra i przebiegła kobieta, która pochodzi z Grenlandii i choć od lat mieszka w Kopenhadze, ciągle patrzy na nią z zewnątrz. To jedna z tych "niedostosowanych" postaci, może trochę dzikich i nieposkromionych. Drzewo genealogiczne mogłaby dzielić z Diną z książki Wassmo, Lisbeth Salander Larssona i Sagą Noren z serialu Bron.

peter hoeg, smilla w labiryntach śniegu, kryminał, recenzja
ZALETA DRUGA  TŁO
Wszystko zaczyna się w zimowej Kopenhadze, kiedy z ośnieżonego dachu spada mały Esajas. Szybko jednak okazuje się, że śmierć chłopca to (niemal dosłownie) jedynie wierzchołek góry lodowej. Więcej nie mogę zdradzić, żeby nie zepsuć Wam lektury, ale dodam, że wiedza Smilli o śniegu i lodzie będzie bardzo użyteczna. I to jest kolejna zaleta tej książki  wszystko, co dzieje się wokół głównej zagadki jest potrzebne i ciekawe. Nie ma tu tego, co przeszkadza mi w wielu nowych kryminałach skandynawskich, czyli nudnego tła obyczajowego. Tło jest, ale nie mniej atrakcyjne niż tajemnica, którą próbuje odkryć Smilla. Ciekawe wspomnienia z Grenlandii, obserwacje na temat Europejczyków, a wreszcie mnóstwo informacji o lodzie  dla mnie nie lada gratka.

ZALETA NAJWIĘKSZA  TŁUMACZENIE
Znacie to? Czytacie i chętnie podkreślalibyście co drugie zdanie. W kryminale! Jak to możliwe, że książka, która z założenia miała być czystą rozrywką, okazała się naprawdę dobra pod względem stylu? To proste, maczała w tym palce Iwona Zimnicka. To chyba nie jest przypadek, że książki, które tłumaczy, zapadają mi w pamięć. Poprzednio zachwycił mnie Odpływ w jej przekładzie, teraz Smilla. To książki z zupełnie różnych półek, ale obie tak ładnie przetłumaczone, że nie sposób nie docenić pracy Zimnickiej.

Przeczytajcie Smillę w labiryntach śniegu, a przekonacie się, że skandynawski kryminał to nie zawsze wydmuszka.


PS Na podstawie tej książki nakręcono film, którego polski tytuł to Biały labirynt  klik.

Tytuł oryginału: Frøken Smillas fornemmelse for sne,
Z duńskiego przełożyła Iwona Zimnicka.




41 komentarzy

  1. Słyszałam o książce, ale przyznam, że nie planowałam jej czytać. A przez Ciebie muszę plany zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Taką mam moc! :) Lubisz kryminały i thrillery, powinnaś być zadowolona. Tylko przydałaby się odpowiednia pogoda, śnieg, mróz, szron ;)

      Usuń
    2. Niestety zimowa aura u nas ostatnio zawodzi, nad czym ubolewam bardzo :(

      Usuń
    3. Właśnie! Ja też, bo jeszcze "Dotyk" Zentnera chciałam czytać w zaspach ;)

      Usuń
  2. No i tą Diną i Lisbeth przekonałaś mnie, że to książka zupełnie nie dla mnie :D "Millenium" było dla mnie koszmarne, z Diną też się nie polubiłyśmy, więc przypuszczam, że rozminęłabym się też ze Smillą, a jednak jak mi główny bohater nie pasuje, całość cały czas mi zgrzyta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że miałam trafne skojarzenia i nie zraziłam Cię niepotrzebnie ;) Ale tak, przemyslałam to, to podobna bohaterka do Diny, więc jeśli ona nie była w Twoim typie, Smillą też się nie pozachwycasz. Dla Ciebie znajdę inną lekturę :)

      Usuń
  3. Moja teściowa ostatnio zakochała się w skandynawskich kryminałach. Z moich półek przeczytała już niemal wszystko, co tam ze Skandynawii zebrałam i chce więcej, a ja już więcej nie mam. Więc w tej chwili polecasz książkę dwóm osobom. Ale to JA czytam pierwsza ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale się wpakowałam! Taka odpowiedzialność na moich wątłych barkach ;) Liczę, że będziecie zadowolone. Widziałam komentarze, że były dłużyzny, ale spójrzmy prawdzie w oczy, samymi dialogami się kryminału nie napisze ;)

      Usuń
  4. Ha, ta śnieżno-lodowe elementy najbardziej mnie zaintrygowały. Ciekawe wydają się również wspomnienia z Grenlandii i przemyślenia dotyczące Europejczyków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, jest dużo śniegu, lodu i Elementów Euklidesa. To jest w ogóle głębsze niż na pierwszy rzut oka wygląda ;)

      Usuń
  5. Czytałam lata temu. Zupełnie oryginalny klimat. Oryginalna i dość poetycka, z tego, co pamiętam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam Twoją ocenę na LC, byłaś ciut mniej łaskawa dla Smilli niż ja ;) Ale ja zachwycam się, bo to trafiło w mojego fisia na punkcie Północy, śniegu, lodu i innych niedogodności ;)

      Usuń
  6. I kolejna książka frunie moja Droga na listy obowiązkowych :D Chociaż najpierw będzie "Księga Diny" i "Odpływ", ale na wszystko znajdzie się czas :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Odpływ" musi mieć pierwszeństwo przed "Smillą", jest genialny. No i już będziesz miała okazję, żeby się przyjrzeć umiejętnościom Iwony Zimnickiej. To trudno oceniać, kiedy się nie zna oryginału, ale już w stylu widać, że zna się na rzeczy :)

      Usuń
  7. Nie ma w tej książce "nudnego" tła obyczajowego? Uuuuu, a ja tak lubię obyczajowe tło ;)
    Smilla - ładne imię, podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tło obyczajowe, ale absolutnie nie jest nudne :) Teraz może być? :)

      Usuń
  8. Od razu polubiłam główną bohaterkę, bardzo sympatycznie o niej piszesz:) I zawsze miło słyszeć o zasługach tłumaczy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba doceniać tłumaczy! Dlatego cieszę się, że jedna z moich ulubionych nagród - Nagroda im. Kapuścińskiego - nagradza nie tylko autorów książek, ale i autorów przekładów! Tak to powinno wyglądać :)

      Usuń
  9. A czytałam gdzieś, że słaba. I jeszcze ten tytuł... taki poetycki jak na kryminał ;) To były odczucia z kiedyś. Teraz mi wszystko zamotałaś :) Tak doskonałe tłumaczenie SKANDYNAWSKIEJ książki? Jak? A ja zawsze, ZAWSZE narzekam właśnie na tłumaczenie (bo przestałam wierzyć, że wszyscy pisarze skandynawscy są aż tak toporni w odbiorze tylko przez ich własny styl). No i się narobiło :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tradycyjnie odpowiem: kwestia gustu :) Musisz sama sprawdzić, bo ja też widziałam negatywne opinie o tej książce. Kilka osób zauważyło dłużyzny, mnie dłuższe opisy nie przeszkadzały. Decyzja należy do Ciebie :)
      Ale, ale! Ty nie miałaś czytać "Odpływu"? To jest ważniejsza sprawa! ;)

      Usuń
    2. A miałam i mam :) Leży od kilku w pracowej szafce i spoglądam na niego, gdy tylko po coś sięgam i codziennie powtarzam pod nosem: "dziś wezmę cię do domu" i codziennie zapominam :/ Pewnie szybciej minie mi termin wypożyczenia i kupię własny "Odpływ". Bo to chyba nie jest książka na jeden gryz :)

      Usuń
    3. Nie jest na jeden, ale trudno odłożyć - szczególnie pierwsza część jest nieodkładalna ;)

      Usuń
  10. Już kilka razy zatrzymywałam się przed półką z tą książką w bibliotece (mamy to pierwsze wydanie). Widzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to już nawet raz przytargałam z biblioteki do domu i oddałam nietknięte ;) A tym razem pochłonęłam i wrzuciłam do ulubionych. Pewnie nie wszystkim tak bardzo się spodoba, ale ja przepadłam :D

      Usuń
  11. Zimnicka robi same perełki, "Moja walka" Knausgarda też jest świetnie przetłumaczona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, własnie czytam i też to zauważyłam :)

      Usuń
    2. czytasz? jak wrażenia na szybko?

      Usuń
    3. Za mną jakaś jedna trzecia książki, można już oceniać? Na razie jest nieodkładalna i mam syndrom "jeszcze tylko kawałek" ;)

      Usuń
    4. chyba to się czyta cały czas tak samo ;) rozpisanie czterdziestoletniego życia na sześć tomów nie jest jak film akcji, tutaj chyba liczy się bardziej jak jest napisane, a nie co. a skoro jest 'nieodkładalna' to całkiem pozytywnie się przyjęła :)
      już zapomniałam jak to jest, kiedy książka jest 'nieodkładalna', potrafię skończyć w połowie zdania byle tylko iść spać

      Usuń
    5. Tak, rzeczywiście ważniejsze 'jak', bo jeśli chodzi o 'co' to po prostu samo życie, efektów specjalnych nie ma. I to jest niesamowite! Podobnie było z "Profesorem Stonerem", o którym muszę w końcu napisać :)

      Usuń
    6. musisz koniecznie, bo nigdy o nim nie słyszałam, a z tego co teraz googluję to "światowy bestseller". mam tyły w bestsellerach.

      Usuń
    7. Może to i lepiej, z bestsellerami różnie bywa (a propos naszej równoległej rozmowy) ;) Ale ten był zaskakująco dobry, właśnie z tej szufladki 'po prostu życie'.

      Usuń
    8. haha, bardzo lubię jednocześnie kilka tematów, to prawie jak jednoczesne pisanie na fejsie i przez smsy :D
      myślę, że generalnie wszystkie książki z rodzaju 'po prostu życie' (jeśli są zgrabnie napisane) są dobre, najłatwiej się w nich odnaleźć, utożsamić, rozemocjonować; pewnie to moje bardzobardzo subiektywne odczucia i gdyby ktoś się tu wtrącił pewnie zostałabym zjechana przez miłośników fantastyki, ale jeśli nie mogę czegoś przełożyć na ludzi to ciężko mi jest to sobie wyobrazić (może lepiej: zrozumieć). z tego samego powodu zupełnie nie interesuje mnie historia, totalnie nie potrafię się w to wciągnąć, a wystarczył jeden reportaż o bukareszcie i teraz ciągle myślę o komunizmie w rumunii.

      Usuń
  12. Dobrze wspominam zarówno książkę, jak i film. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, kolejny głos za filmem! Muszę to w końcu obejrzeć :)

      Usuń
  13. nie znam się na tłumaczeniach, chyba że są z angielskiego, ale tło i główny bohater zawsze są dla mnie ważni w powieściach;) Dlatego na pewno wpiszę tego autora na listę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeeeeest! Miałam nadzieję, że się skusisz :)

      Usuń
  14. Jest e-krótko, a powinno być e-zaraźliwie. ;) Zachęcasz, zwłaszcza tą główną bohaterką! I fajnie, że piszesz o tłumaczce. Ciągle sobie obiecuję, że zacznę zapisywać chociaż nazwisko tłumaczki/tłumacza we wpisach, bo często są oni niedoceniani (potem, oczywiście, zawsze zapominam) - przyjemnie więc u ciebie zobaczyć takie pochwały pod adresem tłumaczenia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to dobry pomysł - zapisywać nazwisko tłumacza :) Właśnie tak odkryłam, że lubię styl Zimnickiej i Kowadło-Przedmojskiej.
      'E-zaraźliwie' uwielbiam :)

      Usuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.