Conrad Festival już za nami, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby powspominać. Nie opowiedziałam Wam przecież jeszcze o spotkaniu z Jonathanem Franzenem, amerykańskim pisarzem, którego znakiem rozpoznawczym są, chyba na równi, doskonałe powieści i pomstowanie na nowe technologie*.
Przed spotkaniem przeczytałam zaledwie Wolność i kilka wywiadów, ale zdążyłam sobie wyhodować wyobrażenie o "wielkim amerykańskim powieściopisarzu". Złudzenia i stereotypy. A prawda jest taka, że nic nie wiedziałam.
Spotkanie poprowadził Grzegorz Jankowicz, dyrektor programowy Festiwalu. A może raczej powinnam była napisać: z gościem zmagał się Grzegorz Jankowicz. Dlaczego? Bo to była przedziwna rozmowa, a pisarz z każdym zdaniem zaskakiwał coraz bardziej. Jeśli ktoś, tak jak ja, miał własnej roboty wyobrażenie o Franzenie, szybko musiał je zweryfikować. Każdą wypowiedź pisarza oskrobać z grubej warstwy ironii i wziąć poprawkę na jego zmęczenie, które pewnie też nie pozostało bez wpływu na kierunek tej dyskusji.
Zaczęło się niewinnie -- pytaniem o wściekłość, która leży u podstaw pierwszych powieści Franzena. Pisarz odpowiedział, co było jej źródłem, ale szybko zaznaczył, że tego gniewu już w nim nie ma, co nie dziwi, ale zdradził też, że postaci, które wówczas stworzył dziś go śmieszą. Powoli na naszych twarzach zaczęło się malować zdziwienie, które narastało z każdą kolejną odpowiedzią.
Kiedy prowadzący zapytał o nowe technologie, odetchnęliśmy z ulgą. Znany grunt, tu nas Franzen nie zaskoczy, przecież wiemy, jakie jest jego zdanie. Doprawdy? Na jednym wdechu wyliczył mnóstwo zalet internetu i mediów społecznościowych. To brzmiało jak ironia, jak igranie z opinią, która do niego przyrosła, czysta przekora. A jednak dało się wyczuć jakąś gorycz, kiedy była mowa o tym, że dziś już nic nie trzeba wiedzieć, wszystko można natychmiast sprawdzić w sieci. No i uwaga, że ekspansja nowych technologii nie oznacza automatycznie postępu, zdradziła, że Franzen nadal wie, gdzie tkwi zagrożenie.
Była też mowa o tym, że pisanie o rodzinie nie jest niczym odkrywczym. Na pozór nuda, ale w rzeczywistości jednak relacje międzyludzkie są niesłychanie bogatym złożem tematów. Franzen wykorzystuje wątki autobiograficzne, ale w powieściach są one zaznaczone delikatnie, w dodatku czytelnicy na całym świecie widzą w nich raczej portrety swoich rodzin.
Natomiast czytelnicy w Pałacu pod Baranami byli bardziej zainteresowani stereotypowym przedstawieniem Europy Wschodniej, które widać w Korektach i Wolności. Usprawiedliwianie się "żelazną kurtyną", która przed laty zamykała Amerykanom dostęp do tej części świata, nie wydawało mi się wystarczające. Przekonało mnie raczej wyjaśnienie, że Litwa w powieści nie musi być prawdziwą Litwą.
I w końcu nadszedł moment, kiedy moje wyobrażenie okazało się kompletnie złudne. Tak, prawda jest taka, że nie wiedziałam nic. Ktoś zapytał, czy da się pisać bez tego napędzającego gniewu. Franzen odparł, że jest szczęśliwy z ukochaną kobietą u boku i rzeczywiście, gdyby to wszystko zniszczył, prawdopodobnie mógłby stworzyć kolejną wielką powieść. Po chwili wyznał jednak, że wolałby już nigdy niczego nie napisać.
Fotografie pochodzą z materiałów prasowych Festiwalu Conrada. Autorem jest Tomasz Wiech.
Podoba mi się to Twoje "własnej roboty wyobrażenie" :) Ja nawet takiego nie mam - Franzen jest mi obcy. Ale żeby aż tak zdumiały Was jego odpowiedzi?
OdpowiedzUsuńMnie tylko zdumiały, a byli tacy, których szalenie zasmuciły. Franzen robi wrażenie :)
Usuń