Szwecja czyta, Polska czyta

Szwecja czyta, Polska czyta Katarzyna Tubylewicz recenzja
To już dziś! Właśnie startuje siódma edycja krakowskiego Festiwalu Conrada, a niebawem rozpoczną się też Targi Książki. Najbliższy tydzień będzie świętem literatury, więc to dobry moment, żeby wspomnieć o książce, która opowiada właśnie o czytelnictwie.

Szwecja czyta, Polska czyta to, zredagowany przez Katarzynę Tubylewicz i Agatę Diduszko-Zyglewską, zbiór rozmów ze znawcami szwedzkiego rynku książki i z ludźmi zajmującymi się promocją czytelnictwa w Polsce. Na pierwszy rzut oka książka dla specjalistów, w rzeczywistości jednak bardzo inspirująca lektura dla wszystkich. Paradoksalnie najwięcej pożytku przyniosłaby chyba tym, którzy nie wiedzą, dlaczego warto czytać. Pachnie drewnianą dydaktyką? Nie martwcie się, rozmówcy Katarzyny Tubylewicz opowiadają o czytelnictwie z pasją i niepostrzeżenie zarażają entuzjazmem.


Szwecja czyta

Pierwsza część książki to rozmowy ze szwedzkimi krytykami literackimi, tłumaczami, pisarzami, wydawcami i bibliotekarzami. Jest mowa o historii czytelnictwa u naszych północnych sąsiadów, o tradycji czytania w rodzinach i o ważnej roli bibliotek, do których chodzi się nie tylko po to, żeby wypożyczać książki. Wiedzieliście na przykład, że w Sztokholmie powstała biblioteka TioTretton dla dzieci w wieku od dziesięciu do trzynastu lat? Dzieciaki, które już nie czują się dobrze w bibliotece dla maluchów, a jeszcze nie mogą korzystać z oddziałów dla dorosłych, mają teraz miejsce, w którym mogą realizować pasje. To dzieci rządzą, a dorośli (poza kadrą) właściwie nie mają tam wstępu.

To nie jedyna ciekawostka! Szwedzcy rozmówcy opowiadają też o Związku Pisarzy i Tłumaczy, który dba o interesy twórców, wspiera ich w negocjacjach z wydawnictwami, ale także broni prawa do wolności wypowiedzi i czuwa nad sytuacją bibliotek. Związek jest też partnerem do rozmów dla Ministerstwa Kultury, czy takie rozwiązanie nie przydałoby się też w Polsce?

Katarzyna Tubylewicz pyta swoich rozmówców też o to, co na pewno i Wam rzuciło się w oczy, skąd tak wielka popularność szwedzkich kryminałów. Przygląda się szwedzkiemu rynkowi książki i szuka odpowiedzi na pytanie, czy wydawnictwa powinny stawiać wyłącznie na książki, które najlepiej się sprzedają, czy może jednak warto zająć się tymi bardziej ambitnymi.

Skoro trwa Festiwal Conrada, nie mogę pominąć wątku spotkań autorskich, nagród literackich i festiwalu Stockholm Literature. To tutaj pojawiają się wskazówki dla organizatorów takich wydarzeń, jest też przepis na udane spotkanie czytelników z pisarzem. Możecie być pewni, że już dzisiaj sprawdzę, czy Ingemar Fasth ma rację, kiedy wspomina o ważnej roli moderatora.

A jakie pytanie jest w tej książce najważniejsze? Jak to się dzieje, że Szwedzi ciągle tak dużo czytają  średnio 20 minut dziennie.

Polska czyta

Szwedzka część książki nie do końca jest laurką, bo rozmówcy podkreślają, że tamtejszy rynek książki boryka się z różnymi problemami. Mimo wszystko te rozmowy są raczej optymistyczne i szalenie inspirujące. A potem zaczyna się część dotycząca Polski i robi się przygnębiająco. To nie jest wina osób, które zaproszono do rozmowy, bo one miewają ambitne pomysły i są pełne zapału. Sęk w tym, że rozmowy o polskich realiach okraszone są "samorządowcami", "brakiem funduszy" i innymi kłopotami nie do przeskoczenia. Trudno mieć nowatorskie plany, kiedy podstawowe kwestie nie są rozwiązane.

W naszym kraju od jakiegoś czasu bije się na alarm, że poziom czytelnictwa pełza. Ludzie, którym leży on na sercu, szukają rozwiązań, przygotowują ustawy, a przy okazji czytanie staje się poważne. Brakuje tu tylko argumentów, że czytelnictwo ma wpływ na PKB, że sprzyja innowacyjności społeczeństwa, poszerza horyzonty. To wszystko jest prawdziwe i pewnie kogoś przekona, ale ważniejsze wydaje mi się to, że ze szwedzkiej części książki bije radość lektury. Tutaj widzę podstawę. Póki nie damy sobie trochę luzu, nie zauważymy, że czytanie jest przyjemne i nie przestaniemy kręcić nosem na cudze wybory czytelnicze – nie będziemy mieć czytającego społeczeństwa. Bo czytaniem trzeba zarażać, co też z tej pierwszej części książki wynika. Najlepiej czytelnictwo promują właśnie czytelnicy.

Co dalej? Nie będę czekać, aż ktoś inny rozrusza polskie czytanie. Za chwilę zacznę świętować z Festiwalem Conrada, a potem o wszystkim Wam opowiem. Kto wie, może za rok przyłączą się ci, którym narobię ochoty? A może zachęcę kogoś do przeczytania książek gości?

Zacznijcie od Szwecja czyta, Polska czyta. Przyjemnej lektury!


PS W niedzielę 25 października o 13:00 w Pracowni pod Baranami Katarzyna Tubylewicz poprowadzi dyskusję pod tytułem Czytać po szwedzku. Jej rozmówcami będą Gunnar Ardelius i Beata Stasińska, którzy wypowiadali się też w książce, o której dziś opowiadałam. A tutaj przeczytacie o innych spotkaniach w ramach Festiwalu Conrada.


6 komentarzy

  1. O, a ja sądziłam właśnie, że jest to książka tylko dla specjalistów. Teraz widzę, że i mnie ona by zainteresowała :) O tym, że w Szwecji dba się o twórców, wiedziałam już wcześniej. Nasi pisarze i tłumacze mogą swoim szwedzkim kolegom pozazdrościć. Szkoda, że u nas lekceważy się ludzi pióra i zmusza do tego, by zamiast poświęcić się tylko pisaniu lub tłumaczeniom musieli tracili czas na pracę zarobkową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś do tego dojdziemy, mamy kim się inspirować :) Szwecja nie jest rajem, ale parę rzeczy sobie dobrze zorganizowała i moglibyśmy skorzystać z jej doświadczenia. Kreatywnych ludzi nam przecież nie brakuje :)
      Najbardziej zaskoczyły mnie informacje o tym, ile miejsca w prasie codziennej poświęca się literaturze, kulturze w ogóle. Świetna sprawa :)

      Usuń
  2. To już jest któraś recenzja tej książki, na którą się ostatnio natknęłam - ciekawe, biorąc pod uwagę, że to żadna beletrystyka. Książkę już mam na półce i bardzo jestem jej ciekawa, choć na pewno zdenerwuję się przy jej czytaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje się, że ja tylko raz się krzywiłam, bo ciągle nie wierzę, że ustawa o stałej cenie książki ma być sposobem na promocję czytelnictwa. Ale poza tym to dosyć inspirująca książka, dobrze jest poczytać, jak to się robi na świecie. No i teraz już wiem, że długo sobie na obecny stan pracowaliśmy.

      Usuń
  3. Czytałem o tej pozycji na łamach portalu "Lubimy Czytać" i uważam, że to b. ciekawa i wartościowa lektura, która dobitnie pokazuje, że czytelnictwo w narodzie to proces wymagający długotrwałych nakładów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to najważniejszy wniosek, a myśmy już sporo czasu zmarnowali.

      Usuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.