Miłość z kamienia

Miłość z kamienia, Grazyna Jagielska, literatura faktu, recenzja
Byłam niesprawiedliwa. Zaszufladkowałam tę książkę zanim ją przeczytałam. Może to ta okładka? (Wiem, nie ocenia się książki po okładce.) Może wizyta autorki w telewizji śniadaniowej? (Można oceniać autora na podstawie sposobów, w jaki promuje swoje dzieło?)

Spodziewałam się tanich chwytów, łzawej papki dla niewymagających czytelników. Nie wierzyłam, ze można napisać dobrą książkę na tak osobisty temat. Tylko najlepsi mogą sprostać temu wyzwaniu.  

To miała być lektura z gatunku tych wstydliwych - przeczytam, ale obnosić się z tym nie będę. Jak tu się przyznać, że podglądało się kogoś, komu właśnie rozpadła się misternie budowana stabilność. Jakaś kobieta postanowiła się odsłonić w chwili największej słabości, opowiedzieć o tym, co zwykle chroni się przed ciekawskimi spojrzeniami. Nie sprostała wymaganiom, które postawiło przed nią życie, nie poradziła sobie. Dlaczego więc chce, żebyśmy się o tym dowiedzieli?

Miłość z kamienia jest częścią terapii Grażyny Jagielskiej. Autorka opowiada o tym, jak trafiła do kliniki psychiatrycznej z objawami stresu bojowego. Powoli analizuje swoją przeszłość i szuka przyczyny tego, co się stało.

Marzyła o życiu pełnym przygód i wspaniałych podróży u boku mężczyzny, który podzielał jej pasje. Tymczasem wszystko potoczyło się inaczej.
Wojciech Jagielski został korespondentem wojennym, a jego żona stworzyła dom, do którego wracał z niebezpiecznych podróży. Nikt jednak nie przewidział, że nieustanny strach o męża sprawi, że Jagielska straci kontrolę nad własnym życiem. We wnęce między między pokojem i kuchnią czekała ciągle na telefon:

Czekałam aż ktoś do mnie zadzwoni i powie, że to już koniec. Nie chodziło mi o to, żeby to był szczęśliwy koniec, tylko jakikolwiek. Myślę, że czasem można chcieć już tylko, żeby coś się skończyło, obojętne jak.

Miłość z kamienia to książka podwójnie intymna. Po pierwsze dlatego, że autorka opowiada o swojej chorobie, ale pewnego rodzaju intymność wynika także z tego, że Jagielska wprowadziła postać Lucjana, który staje się jej powiernikiem. Czytelnik jest podglądaczem, podczas gdy bohaterka otwiera się przed kimś zaufanym. Lucjan jest jej bliski, bo on także ma coś, z czym sobie nie poradził i boryka się z ogromnym poczuciem winy.

Jagielska okazała się sprawną pisarką. Jej opowieść porusza i daje do myślenia. Prosta forma skrywa perełki, które trafnie obrazują życie Jagielskich. Moją uwagę przykuł na przykład z pozoru banalny opis przygotowywania obiadu - bohaterka robi indyka w marynacie, podczas gdy jej mąż planuje podróż do Czeczeni. Nie można było dosadniej pokazać jak dramatycznie różnią się światy, w których przyszło im żyć. Czy można nie stracić zmysłów, żyjąc równocześnie w równoległych rzeczywistościach?

Wojciech Jagielski pięćdziesiąt trzy razy podróżował w miejsca objęte konfliktem zbrojnym.
Grażyna Jagielska pięćdziesiąt trzy razy przygotowywała się na śmierć męża.
Ja nawet nie zauważyłam, że aż tyle wojen toczyło się w ciągu ostatnich lat.

4 komentarze

  1. Ja też się zastanawiałam, czy to nie kolejna książka z cyklu "mam znane nazwisko, mogę zarobić", i cieszę się, że to tak nie jest, zewsząd płyną pochlebne recenzje, chętnie przeczytam!
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwie chyba trochę tak jest. Bo jeśli to miałaby byc tylko terapia, nie wydawaliby tego, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm, no pewnie tak:) Ale właściwie, mało kto wydaje książki, żeby na nich nie zarobić, więc pewnie niepotrzebnie się przyczepiłam.
    Tym bardziej chętnie przeczytam:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ potrzebnie. To była słuszna uwaga.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.