To nie jest tak, że znałam twórczość wszystkich pisarzy, którzy przyjechali na Conrad Festival. Wielu czytywałam już wcześniej, ale do niektórych spotkań przygotowywałam się specjalnie, doczytując to, na co sama nie trafiłam. I tak właśnie Festiwal zmotywował mnie do sięgnięcia po książki Hoomana Majda. Podobnie było z Kristiną Sabaliauskaitė -- pierwszy tom trylogii Silva rerum jeszcze długo czekałby na swoją kolej, gdyby nie moje ulubione literackie święto.
W dodatku, z okazji dwudziestopięciolecia odzyskania niepodległości przez Litwę, w Krakowie trwa właśnie Sezon Kultury Litewskiej, a rozmowa z Sabaliauskaitė była tylko jedną z całego litewskiego pasma na Festiwalu. To doskonała okazja, żeby porozmawiać o książce, która w ojczystym kraju autorki była już wiele razy wznawiana, a kilka miesięcy temu doczekała się polskiego wydania.
Spotkanie z litewską autorką poprowadził Michał Nogaś. Pierwsze zaskoczenie? Rozmowa była po polsku, bo Kristina Sabaliauskaitė pięknie mówi w naszym języku. Co swoją drogą, zdaniem samej pisarki, czyni z niej autorkę z piekła rodem, bo mogła osobiście sprawdzić jakość przekładu Silva rerum. Rozmowie przysłuchiwała się zresztą Izabela Korybut-Daszkiewicz, tłumaczka, która wiele razy tego dnia słyszała gratulacje, także od samej pisarki.
Michał Nogaś zastanawiał się nad sukcesem książki, która nie należy przecież do literatury popularnej. Saga szlacheckiej rodziny Narwojszów z XVII wieku, w dodatku pisana długimi (na kilkadziesiąt linijek) zdaniami i pozbawiona dialogów -- kto by pomyślał, że znajdzie tak wielu odbiorców. Z widowni dobiegały też podpowiedzi Jerzego Ilga, który dodał, że także polskie wydanie wymagało już dodruków. Dlaczego? Bo opisywane dzieje Litwy i Polski zazębiają się, wspólna jest historia i kultura, a fabuła książki dobrze to odzwierciedla. Poza tym treść jest tak bogata, że czytelnicy odczytują ją na kilka sposobów. Jedni czytają ją jako powieść o losach kobiet, inni skupiają się na obrazie żmudzkiej szlachty, a jeszcze inni zachwycają się rekonstrukcją wielokulturowego Wilna.
A skoro o rekonstrukcji mowa, Kristina Sabaliauskaitė opowiedziała o czasochłonnych przygotowaniach do książki, podczas których wertowała archiwa i korzystała z pracy historyków i historyków sztuki. Sprawdziła każdy drobiazg i weryfikowała różne wersje historii, żeby stworzyć powieść jak najbardziej wiarygodną. Opłacało się, a ja wkrótce opowiem o tym bardziej szczegółowo, obiecuję!
To było bardzo udane spotkanie, w piątek w środku dnia kilkadziesiąt osób zebrało się, żeby rozmawiać o litewskiej książce. I to jak rozmawiać! Gdybyście słyszeli, jakie ciekawe pytania zadawała publiczność! Warto było tego posłuchać, to takie budujące, że są jednak ludzie, którzy tak uważnie czytają i z taką pasją mówią o literaturze.
Zdjęcia pochodzą z materiałów prasowych Festiwalu Conrada, autorem jest Tomasz Wiech.
Książkę mam w planach; żałuję, że nie dane mi było posłuchać rozmowy z pisarką:)
OdpowiedzUsuńDzięki tej rozmowie jeszcze bardziej doceniłam książkę :) No i teraz już wiem, jak duuużo pracy autorka włożyła w przygotowania do tej książki.
UsuńTe wszystkie spotkania, o których piszesz, ach, żałuję <3
OdpowiedzUsuńPewnie znalazłabyś tam dla siebie jeszcze coś ciekawszego, bo ja oczywiście łapałam wszystko, co pachnie literaturą faktu :)
UsuńI taka właśnie motywacja do sięgania po dzieła nieznanych mi pisarzy - spotkania z nimi na Conradzie, byłaby mi potrzebna. I te rozmowy o litewskiej literaturze...
OdpowiedzUsuńTo jest zaskakujące, ale z naszych sąsiedzkich chyba właśnie litewską literaturę współczesną znam najsłabiej. I tak oto zaczęłam nadrabiać :)
Usuń