Nikt nie widział, nikt nie słyszał... określa się mianem powieści psychologiczno-obyczajowej. Zdaje się jednak, że jest w niej więcej zagadek niż w kryminałach Wagnera.
Książka Wardy to poruszająca opowieść o dziewczynkach, które zaginęły bez śladu. Dziś już wiem, że nie jest to pierwsza książka tej autorki na temat zaginionych dzieci. Wcześniej wydano bowiem Środek lata, do którego nawiązuje akcja Nikt nie widział, nikt nie słyszał...
W książce Wardy przeplatają się trzy historie. Pierwsza to opowieść o młodej kobiecie, która szuka swojej zaginionej przed laty młodszej siostry. W czasie, gdy Lena zaczyna tracić nadzieję, w okolicy zostaje odnaleziona kobieta utrzymująca, że uciekła z domu porywacza, który uwięził ją, gdy była małą dziewczynką. Tymczasem w dalekim Paryżu utalentowana Agnes zaczyna podejrzewać, że jej matka nie jest tym, za kogo się podaje.
Losy tych trzech kobiet łączy dramatyczna przeszłość, a autorka umiejętnie podsyca naszą ciekawość i sprawia, że dzielimy lęk i bezradność bohaterów.
Małgorzata Warda powiedziała, że pewną inspiracją do napisania tej powieści była nagłośniona w mediach historia Nataschy Kampusch. Udało jej się bardzo sugestywnie opisać skomplikowane relacje dziewczynek, potem kobiet z ich porywaczami. Kiedy obserwuje się te sytuacje z zewnątrz, łatwo jest jednoznacznie oceniać porywaczy i nie sposób wykrzesać dla nich ani krzty sympatii. Warda starała się pokazać, że ofiary mogą zupełnie inaczej odbierać rzeczywistość. Pokazała te historie z innego punktu widzenia. Nie sprawiło to jednak, że syndrom sztokholmski stał się dla mnie łatwiejszy do pojęcia - rozumiem sam mechanizm, ale relacje które łączą ofiarę z porywaczem są dla mnie jeszcze bardziej przerażające.
Niewątpliwą zaletą tej powieści są ciekawe postacie, które nie są jednoznaczne ani schematyczne. Słaba jest jedynie kreacja policjanta, który poza entuzjazmem nie wnosi do tej historii niczego ważnego.
Zaskakujące i mało prawdopodobne jest też dla mnie to, że w książce Wardy po porwaniu policja nie kontaktuje się z matką jednej z dziewczynek. Po latach młody policjant odkrywa, że dziecko wychowywane przez ojca mogło zostać porwane przez matkę, której nikt nie sprawdził.
Policja u Wardy okazuje się bardziej nieudolna niż w rzeczywistości. Nie wydaje mi się to możliwe - jakkolwiek dwuznacznie to zabrzmi.
Czy Nikt nie widział, nikt nie słyszał... to dobra książka? Moim zdaniem niezła. Sam problem, którego dotyczy jest oczywiście trudny i budzi takie emocje, że książki na ten temat zawsze będą poruszające.
To szkoda, że ten policjant nie bardzo, bo lubię charyzmatycznych przedstawicieli tego zawodu, bohaterów kryminałów:)
OdpowiedzUsuńM.
Ta książka to raczej nie jest kryminał, mozesz spróbować przymknąć oko na policjanata;)
OdpowiedzUsuńJak się trafi to chętnie:)
OdpowiedzUsuńM.