Smuga krwi

Jeśli jakaś książka bardzo mi się podoba, trudno jest zacząć kolejną lekturę. Zwykle długo jestem pod wrażeniem poprzedniej i szukam w następnych klimatu, za którym tęsknię. Dlatego też zdarza mi się czytać jedną po drugiej kilka książek lubianego autora. Tak właśnie zrobiłam tym razem, czytając wszystkie części kwartetu olandzkiego wydane dotąd w Polsce.

Trzecia książka Theorina tradycyjnie jest zaproszeniem na surową Olandię. W "Smudze krwi", podobnie jak w "Nocnej zamieci", na pierwszy plan wysuwają się nowi mieszkańcy wyspy. Autor nie zapomniał jednak o poczciwym Gerlofie Davidssonie i obsadził go w roli mentora, który udziela młodym cennych wskazówek.

Theorin nie zrezygnował więc z ciekawego moim zdaniem rozproszenia narracji tak, że nie skupia się ona na jednej głównej postaci. Dzięki temu każde wydarzenie może zostać opisane z kilku punktów widzenia, a my poznajemy różne interpretacje faktów w zależności od tego, za czyim pośrednictwem do nas docierają.

Efekt jest najbardziej zauważalny, kiedy w książce pojawiają się nawiązania do wierzeń ludowych. Niektóre postacie wydają się traktować je zupełnie serio, inne odrobinę metaforycznie, a jeszcze inne potrafią podać naukowe wyjaśnienia zjawisk, które wyglądają na tyle tajemniczo, że niektórzy mieszkańcy Stenviku skłonni są widzieć w nich wynik działania elfów i trolli. Dzięki temu "Smuga krwi" nie odrzuca tych, którzy nie są do przesądów ludowych przywiązani tak bardzo jak niektórzy Skandynawowie.

Dużą zaletą tej książki jest także to, że Theorin przemycił charakterystyczne dla siebie retrospekcje. Dał przy tym mały popis swojego talentu, bo za każdym razem robił to nieco inaczej. W rozdziałach dotyczących Gerlofa przeszłość wprowadzona jest zgrabnie dzięki pamiętnikom jego żony. Drugi wątek związany jest z nową bohaterką o imieniu Vendela. W jej przypadku retrospekcje to wspomnienia z dzieciństwa, opowiadane z dziecięcą naiwnością i wiarą w niemożliwe. Wreszcie w opowieściach Pera pojawia się trzeci sposób przywoływania przeszłości- wspomnienia z dzieciństwa, ale tym razem przefiltrowane przez umysł dorosłego. A wszystko to umiejętnie powiązane i pod względem formy nie budzące żadnych zastrzeżeń. 

Tu jednak czyha pułapka nieumiarkowania w mnożeniu wątków. Theorin stworzył tak bogate tło dla każdego z  bohaterów, że wątek kryminalny wyblakł i zszedł na odległy plan. W efekcie można odnieść wrażenie, że autor miał pomysł na trzy książki, ale nie mógł się zdecydować, którą najbardziej chciałby napisać. W rezultacie powstała jedna z trzema wątkami, które tak silnie ze sobą rywalizują, że żaden nie mógł rozwinąć skrzydeł.  

Czuję się, jakby była Gwiazdka. Upał? Ach, tak, upał. Czuję się jakby była Gwiazdka w Australii. I przyjechał wujek znany z tego, że robi najlepsze prezenty. Podarunki od niego zawsze są trafione, a wujek w dodatku pięknie je pakuje. Warto czekać cały rok na tę Gwiazdkę i prezent od wujka. Ale tym razem jest inaczej. Prezent od wujka jest jak zwykle ładnie zapakowany, ozdobiony błyszczącą wstążką, jednak w środku znajduję skarpetki.

Ładne skarpetki, ale jednak skarpetki.

8 komentarzy

  1. Skarpetki nawet lubię dostawać i lubię Gerlofa, więc i tak się chętnie skuszę:):)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli spodziewasz się skarpetek, nie będziesz rozczarowana:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Małgosiu, skarpetki, czy nie, mnie Twoja recenzja bardzo zachęciła do przeczytania tej książki. Chętnie poznam styl Theorina. A, że pochodzi ze Szwecji to ma u mnie dodatkowy plus ;)

    Udanego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się cieszę, bo lubię Theorina:) Jedynie w porównaniu z pierwszą książką ta trzecia wypada blado. I mnie też skusiła w nim własnie Szwecja. Mam do niej słabość, czego nie da się ukryć;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też mam słabość do Szwecji. :) Jestem zainteresowana: zarówno autorem, jak i narracją. I wierzeniami ludowymi!

    PS Bardzo mi się podoba twój blog!

    OdpowiedzUsuń
  6. Theorina gorąco polecam, słabość do Szwecji rozumiem jak nikt;) Bardzo się cieszę, że Ci się podoba:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam,bardzo mi się podobało,ale faktycznie kryminalnej wisienki na torcie zabrakło;) Ale chciałoby się taki kamień elfów mieć...eh:)M.

    OdpowiedzUsuń
  8. M., poczekaj aż przeczytasz Świętego Psychola! :D

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.