Czy wspominałam już, że jestem znawczynią literatury japońskiej? Nie? To dobrze, bo byłoby to sporym nadużyciem. Prawdę mówiąc, literaturę tego kraju znam wyjątkowo pobieżnie i do niedawna jej synonimem był dla mnie Haruki Murakami i ewentualnie Kōbō Abe. Tymczasem istnieje jeszcze na przykład Banana Yoshimoto, która zdaje się ma w Polsce odrobinę słabszy PR niż wspomniani panowie.
Pani Yoshimoto nie jest żadną wschodzącą gwiazdką. W Japonii debiutowała w latach osiemdziesiątych i dziś jest pisarką cenioną na tyle, by jej prozę tłumaczyć na ponad dwadzieścia języków. W Polsce oczywiście można było od dawna zapoznawać się z twórczością tej autorki, bo jej książki były wydawane także w naszym kraju. Idę jednak o zakład, że w rankingach popularności Haruki Murakami bije ją na głowę.
Znajomość prozy Banany Yoshimoto rozpoczęłam od jej debiutanckiej książki, czyli wydanej po raz pierwszy w 1988 roku "Kuchni". Autorka zawarła w niej dwa niedługie opowiadania- tytułową "Kuchnię" i "Moonlight Shadow". Tym, co łączy oba teksty jest temat śmierci, który jednak w każdym z opowiadań służy czemuś innemu. W "Kuchni" śmierć rodziców i babci staje się tym, co popycha główną bohaterkę do rozwoju, dojrzewania. Trochę tak, jakby Mikage, kiedy została sama, obudziła się i zaczęła otwierać oczy na ludzi i uczucia, których nie była świadoma. "Moonlight Shadow"zaś jest bardzo sugestywną opowieścią o żałobie, o sposobach radzenia sobie ze stratą.
Co ciekawe w obu opowiadaniach fabuła nie jest szczególnie porywająca, streszczanie jej nie ma większego sensu. Cała siła tych utworów pochodzi bowiem z warstwy, w której autorka zamknęła emocje bohaterów, a nie z wydarzeń, które były ich tłem.
"Kuchnia" i "Moonlight Shadow" to bardzo ciepłe i spokojne teksty. Najbardziej wyraźną cechą tych opowiadań jest dla mnie jednak atmosfera oniryczna, momentami wręcz surrealistyczna. Można by mieć wrażenie, że sen i jawa dowolnie się przeplatają i rzeczywistość nie musi być ani trochę bardziej racjonalna niż senne marzenia. Zdaje się, że stosowanie tego zabiegu to cecha wspólna znanych mi pisarzy, którzy pochodzą z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Co podobało mi się najbardziej? Wyrażanie uczuć za pomocą jedzenia- urocze i niebanalne. Najsłabsze z kolei były pseudofilozoficzne fragmenty, kiedy bohaterowie silili się na mówienie aforyzmami, w efekcie zaś brzmieli jak bliscy krewni Paulo Coelho. Na ich usprawiedliwienie muszę jednak dodać, że autorka pisała o młodych ludziach, którzy dopiero uczą się życia i mają pełne prawo do górnolotnych przemyśleń.
Co ciekawe w obu opowiadaniach fabuła nie jest szczególnie porywająca, streszczanie jej nie ma większego sensu. Cała siła tych utworów pochodzi bowiem z warstwy, w której autorka zamknęła emocje bohaterów, a nie z wydarzeń, które były ich tłem.
"Kuchnia" i "Moonlight Shadow" to bardzo ciepłe i spokojne teksty. Najbardziej wyraźną cechą tych opowiadań jest dla mnie jednak atmosfera oniryczna, momentami wręcz surrealistyczna. Można by mieć wrażenie, że sen i jawa dowolnie się przeplatają i rzeczywistość nie musi być ani trochę bardziej racjonalna niż senne marzenia. Zdaje się, że stosowanie tego zabiegu to cecha wspólna znanych mi pisarzy, którzy pochodzą z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Co podobało mi się najbardziej? Wyrażanie uczuć za pomocą jedzenia- urocze i niebanalne. Najsłabsze z kolei były pseudofilozoficzne fragmenty, kiedy bohaterowie silili się na mówienie aforyzmami, w efekcie zaś brzmieli jak bliscy krewni Paulo Coelho. Na ich usprawiedliwienie muszę jednak dodać, że autorka pisała o młodych ludziach, którzy dopiero uczą się życia i mają pełne prawo do górnolotnych przemyśleń.
Mimo wszystko podobało mi się i na pewno sprawdzę, jak wyglądają dalsze dokonania Banany Yoshimoto. Zastanawiacie się, czy przeczytać? Jeśli jesteście z frakcji "szkiełko i oko", absolutnie nie czytajcie. Jeśli jednak dopuszczacie myśl, że nie wszystko w życiu musi być racjonalne, to może być książka dla Was!
Bardzo ładnie się pani nazywa:) I przyznam, że poza Murakamim nie umiem wymienić innego japońskiego pisarza:)
OdpowiedzUsuńM.
M., co ciekawe pani Yoshimoto ma w rzeczywistości na imię Mahoko, pseudonim Banana wziął się z uwielbienia dla kwiatów bananowca:)
OdpowiedzUsuńFaktycznie temat śmierci w każdym z opowiadań służy czemuś innemu - trafne spostrzeżenie. Co do górnolotnych przemyśleń, to autorka pisała opowiadania w tak młodym wieku, że sama mogła tak myśleć, ale żeby od razu Coelho?? ;)
OdpowiedzUsuńTigerlily, pojechałam z tym Coelho?;) Naprawdę mnie ta maniera w ich rozmowach uderzała. Ale podobało mi się i tak:) "Tsugumi" mnie nie przyciąga, ale jeśli w przyszłości do mojej biblioteki zawita któraś z pozostałych książek, na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńNo troszkę ;) Manierę można wybaczyć - młodzi byli. Bronię książki, bo mi też się podobała :)
OdpowiedzUsuńA czytałaś "Tsugami", że Cię nie przyciąga, czy Ci po prostu temat nie odpowiada?
Właśnie nie czytałam, chciałam przeczytać, więc pogrzebałam w recenzjach i niespecjalnie zachęcały.
OdpowiedzUsuńPoszperałam, opinie raczej podzielone. Zgodne w punkcie, że "Tsugumi" jest inna. A ja się chyba skuszę i sama wyrobię sobie opinię :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, przeczytaj, zawsze powtarzam, że trzeba czytać, żeby móc ocenić:) Chętnie poznam Twoją opinię, bo wiem już, że mozna jej zaufać.
OdpowiedzUsuńJa się właśnie ostatnio naczytałam mnóstwo japońskiej prozy i po przygnębiającym Dazaiu Osamu, dziwacznym Kōbō Abe oraz niepojętym dla mnie Murakamim pani Yoshimoto stanowiła orzeźwiający powiew świeżości. Ba, wręcz rozczulający! :) pełne rozrzewnienie, mimo, że teksty właściwie traktują o rzeczach wyjątkowo smutnych.
OdpowiedzUsuńWłaśnie to jest zadziwiające w "Kuchni", powinno być smutno, a jest tak kojąco. To jedna z tych rzeczy, które mi się bardzo podobały:)
OdpowiedzUsuńNa literaturze japońskiej się nie znam, więc bardzo lubię czytać recenzje poświęcone należącym do niej książkom - nigdy nie wiadomo, czy nie trafię na coś niezwykłego.
OdpowiedzUsuńOniryzm! Uwielbiam historie z pogranicza jawy i snu, mimo że w życiu codziennym należę do frakcji "szkiełko i oko". ;)
Heh, ja do niedawna miałem na rozkładzie tylko Murakamiego. Do Kōbō Abe zabieram się i zabieram, ale ciągle nie mogę trafić na jego książki. A całkiem niedawno poznałem twórczość Jun'ichirō Tanizakiego, która ogromnie przypadła mi do gustu. Przyznaję, że w trakcie recenzji sądziłem, że Yoshimoto będzie kolejnym japońskim twórcą w kolejce do poznania, ale ta wzmianka o Paulo Złota Myśl Coelho stawia mnie w sytuacji, w której kandydaturę prozy Yoshimoto muszą poważnie rozważyć i raz jeszcze przemyśleć :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, w tej chwili czytam "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" Murakamiego. To mój pierwszy kontakt z książką tego autora. Od pewnego czasu interesuje mnie wszystko co dotyczy biegania, więc nie mogłam odpuścić sobie tego tytułu :)
OdpowiedzUsuńUdanej niedzieli!
Kasiu, ja też zaczęłam już czytać tę książkę. Zrobiłam sobie przerwę, kiedy zepsułam czytnik, ale czytnik już naprawiony, więc wrócę do lektury:) I tu Murakami jest zupełnie inny niż w poprzednich jego książkach, które znam:)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa Twojej recenzji tej książki :)
OdpowiedzUsuńUściski!