Dokładnie pierwszego kwietnia 1978 roku pomyślał po raz pierwszy, że zdoła napisać książkę. Nie pozwolił sobie wmówić, że po trzydziestce nie wypada już zaczynać życia od nowa. Nie miał wielkich planów i wybujałych ambicji, po prostu kupił pióro i zaczął pisać.
Po wydaniu drugiej powieści, Murakami doszedł do wniosku, że pisaniu powinien poświęcić wszystko. Sprzedał klub jazzowy, który dotąd prowadził i rozpoczął karierę pisarską. W tym samym czasie zaczął biegać. Od tej pory oddaje się obu pasjom z równym zaangażowaniem.
Według Murakamiego Japończycy sądzą, że pogodzenie stylu życia pisarza i biegacza jest niemożliwe. Wydaje im się, że pisarze muszą źle się prowadzić, żeby mieli o czym pisać. Boją się, że Murakamiemu wkrótce skończą się tematy. Tymczasem on sam mówi, że jego książki są, jakie są, właśnie dlatego, że biega na długich dystansach. W dodatku między swoimi pasjami dostrzega liczne podobieństwa i o tym właśnie jest ta książka.
Po wydaniu drugiej powieści, Murakami doszedł do wniosku, że pisaniu powinien poświęcić wszystko. Sprzedał klub jazzowy, który dotąd prowadził i rozpoczął karierę pisarską. W tym samym czasie zaczął biegać. Od tej pory oddaje się obu pasjom z równym zaangażowaniem.
Według Murakamiego Japończycy sądzą, że pogodzenie stylu życia pisarza i biegacza jest niemożliwe. Wydaje im się, że pisarze muszą źle się prowadzić, żeby mieli o czym pisać. Boją się, że Murakamiemu wkrótce skończą się tematy. Tymczasem on sam mówi, że jego książki są, jakie są, właśnie dlatego, że biega na długich dystansach. W dodatku między swoimi pasjami dostrzega liczne podobieństwa i o tym właśnie jest ta książka.
"O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" to pamiętnik z 2005/2006 roku, wzbogacony licznymi wspomnieniami i dygresjami. Murakami dzieli się z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami na temat biegania. Mówi o tym, jak zmienia się sylwetka biegacza, jak na wysiłek reagują mięśnie. Opowiada o bieganiu w różnych miejscach świata, w różnych warunkach atmosferycznych. Wspomina swój pierwszy maraton i przygotowania do kolejnych biegów, a nawet treningi do triatlonu.
Ta część książki stanowi wielką pochwałę biegania i mogłaby być niestrawna dla czytelników, których ten sport nie interesuje. Na szczęście Murakamiemu bliżej do weterana niż do neofity i nie ma misji nawracania. Co więcej, twierdzi, że nikogo nie powinno się do tego namawiać, bo nie każdy musi biegać, tak jak nie każdy musi pisać.
Kto mimo wszystko chciałby pisać, znajdzie w tej książce kilka wskazówek. Zdaniem Murakamiego dobry pisarz to oczywiście ten, kto posiadł talent w tej dziedzinie. Kluczem do sukcesu jest jednak koncentracja i wytrwałość. To zupełnie tak jak z bieganiem. Biegacz musi trenować systematycznie, by przyzwyczaić mięśnie do wysiłku. Pisarz podobnie powinien wdrożyć pewną rutynę, siadać przy biurku nawet, jeśli miałby w danym dniu nic nie napisać.
Murakami opowiada więc o bieganiu i pisaniu, ale bardzo często robi dygresje i przemyca trochę informacji o wykładach, na jakie jest zapraszany, o tłumaczeniach, nad którymi pracował w trakcie pisania książki, o płytach muzycznych, które zbiera. "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" jest więc prawdziwą skarbnicą wiedzy o autorze.
Muszę jednak dodać, że ta książka jest zupełnie inna od pozostałych dzieł Murakamiego. Nie ma w niej ani odrobiny tego surrealizmu, z którym autor zawsze mi się kojarzył. To oczywiście nie dziwi, bo przecież jest to utwór autobiograficzny, ale ciekawie było sprawdzić, jak pisarz poradził sobie bez całego onirycznego rynsztunku. A poradził sobie nieźle, choć przyznaję, że wyraźnie widać, że książka nie powstawała jako całość i stanowi zlepek tekstów pisanych niejako z doskoku. Te posklejane zapiski w połączeniu z licznymi dygresjami sprawiły, że efekt jest nieco chaotyczny i nieuporządkowany.
Mimo drobnych wad, warto tę książkę przeczytać, żeby poznać Murakamiego w wersji dla twardo stąpających po ziemi.
PS Jedna z jego ulubionych książek nosi tytuł "O czym mówimy, kiedy mówimy o miłości". Domyślacie się już, o czym mówi Haruki Murakami, kiedy mówi o bieganiu?
Hmm...to może i dla mnie jest jeszcze czas żebym została wielką pisarką...eh...kusi, może tego pióra mi brakuje?;)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą ciekawe faktycznie, czy w tej chwili Murakami zastanawia się, jaki jutro będzie miał dzień, czy spokojnie biega?
M.
M., pod poprzednią notką Ambrose bardzo trafnie napisał, że Murakami to także w kwestii Nobla długodystansowiec:) Może na tym etapie już go to nie rusza;)
OdpowiedzUsuńHeh, przyznaję, że skojarzenie z długodystansowcami, które pojawiło się w moim komentarzu do poprzedniej notki zainspirowane zostało Twoim blogiem - w zakładce "Teraz czytam" widniała okładka zrecenzowanej powyżej lektury :)
OdpowiedzUsuńA sam Murakami to dla mnie człowiek-zagadka, który musi posiadać niezwykłą osobowość. Co prawda, poznałem go wyłącznie za sprawą "Kafki nad morzem", ale tak mnie zauroczył, że w domu mam już kolejne jego utwory, do których zabiorę się prędzej bądź nieco później.
Czytałam tylko "Na południe od granicy, na zachód od słońca". Książka zrobiła na mnie spore wrażenie, ale potem eksplodował szał na Murakamiego i pojawiła się lekka nieufność, jaką zwykle budzą we mnie bestsellery. Na pewno będę kontynuować tę znajomość literacką, mam już chyba 2 powieści, ale ostatnio coraz bardziej odpowiadają mi mniej uczęszczane szlaki. :)
OdpowiedzUsuńAmbrose, zapomniałam, że miałeś podpowiedź;)
OdpowiedzUsuńJa sobie trochę Murakamiego poczytałam i nie zawsze byłam zachwycona. Wydawało mi się, że Murakami ma tendencję do powtarzania się. Jeśli mogłabym coś polecić, to "1Q84" było chyba najlepsze z tego, co czytałam. Z kolei przede mną ciągle "Kafka nad morzem", może kiedyś w końcu ją dorwę;)
Lirael, szlaki, które eksplorujesz bardzo mi się podobają, więc cieszę się, że na nie trafiłaś!
A ja chyba "Córkę grabarza" poczytam Joyce Carol Oates, tak kojarząc po kandydatach do Nobla, ale Murakamiego też muszę w końcu, jak zwykle za dużo tego;)
OdpowiedzUsuńM.
M., jakbyś tak po tegorocznych kandydatach leciała, to trochę byś sobie poczytała! Ale Oates też mnie interesuje.
OdpowiedzUsuńNie planuję czytać tej książki dopóki nie poznam całej twórczości Murakamiego. Muszę być pewna, że lubię go czytać, żebym chciała poznać biograficzne wstawki. Przyznam, że na tę chwilę, czytanie o bieganiu i pisaniu nie wydaje mi się zbyt interesujące.
OdpowiedzUsuńDominiko, myślę, że wielu osobom czytanie o pisaniu i bieganiu nie wydaje się interesujące. Murakami powiedziałby pewnie, że nie musi:)
OdpowiedzUsuńW nawiązaniu do Twojej odpowiedzi powyżej, ja lubię czytać o pisaniu, więc choć z Murakamim trzymamy się na dystans, to tę książkę z chęcią bym przeczytała. Więcej w niej o pisaniu, czy bieganiu?
OdpowiedzUsuń"Wydaje im się, że pisarze muszą źle się prowadzić, żeby mieli o czym pisać" - dziwne podejście...
Tigerlily, chyba jednak o bieganiu.
OdpowiedzUsuńMnie się ten tekst o złym prowadzeniu skojarzył z rockendrolowcami;)
Mi też :) do pisarzy jednak trochę daleko :)
OdpowiedzUsuńNo i jest Alicja, Murakami musi znów spokojnie czekać cały rok:)
OdpowiedzUsuńM.
M., cieszę się, że Alicja. Z wielką przyjemnością poczytam:)
OdpowiedzUsuńJa mam bardzo trudne relacje z Murakamim, jestem po dwóch książkach ("Norwegian Wood" i "Po zmierzchu"), ale cały czas nie umiemy nawiązać wspólnego języka... :)
OdpowiedzUsuńJoasiu, mnie się podobało "1Q84" i "Kronika ptaka nakręcacza". Choć ta druga odrobinę mniej. Murakami nie jest moim ulubionym pisarzem, ale coś tam w jego książkach ciekawego dla siebie znalazłam. Ale fakt, nie było miłości od pierwszego wejrzenia;)
OdpowiedzUsuńTeż mam zamiar rozpocząć swoją przygodę z Murakamim :) Ostatnio zaopatrzyłam się w jego książkę "Zniknięcie słonia" i już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę czytać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie :)
O, proszę, tego jeszcze nie czytałam. Może skuszę się, kiedy poznam Twoją opinię:)
OdpowiedzUsuńMurakami działa na mnie bardzo różnie. Zachwyca, zadziwia, irytuje i wprowadza w mojej głowie zamęt. Zawsze jednak, odkładając kolejną książkę z równie ambiwalentnymi odczuciami, wiem, że i tak sięgnę po kolejną. Opisywana przez Ciebie pozycja jest dla mnie wyjątkowa, bo i ja jakieś trzy miesiące temu uzależniłam swoje życie od biegania. Uwielbiam czuć, że walczę ze swoimi słabościami, pokonując kolejne kilometry, uwielbiam też jednak czytać opowieści ludzi, którzy są znacznie bardziej zaawansowanymi biegaczami niż ja. Mam wrażenie, że mogę się od nich wiele nauczyć, a samo bieganie staje się w takich chwilach niemal przeżyciem metafizycznym. MUSZĘ przeczytać tę książkę!
OdpowiedzUsuńPodejrzewam właśnie, że ta książka podobała mi się przede wszystkim dlatego, że ja też biegam:) Nie tak ambitnie jak Murakami, ale pracuję nad sobą. Przeczytaj koniecznie, mnie troszkę zmotywowała, kiedy przyszedł etap delikatnego zniechęcenia;)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, dzięki temu, że sama próbuję od jakiegoś czasu biegać, wydaje mi się, że wiem o czym mówi Murakami, kiedy mówi o bieganiu ;)
OdpowiedzUsuńRozdział, w którym opisuje swój bieg na 100 km zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Niesamowita sprawa!
ps. Jestem ciekawa Twojej recenzji "Księżniczki z lodu".
Pozdrawiam serdecznie!
Kasiu, ja też byłam pełna podziwu, kiedy czytałam rozdział, o którym wspominasz. Najbardziej zazdroszczę autorowi tej wytrwałości. Próbuję podkraść mu sposób na motywowanie się do biegu:) Miłego wieczoru! :)
OdpowiedzUsuń"O czym mówimy, gdy mówimy o miłości" Carvera to perełka sama w sobie, warto zerknąć i po lekturze spojrzeć na miłość raz jeszcze.
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego autora, właśnie za sprawą "Kafki nad morzem", która mnie zahipnotyzowała :) Osobiście żałuję, że nie dostałam Nobla, uważam , że zasłużył i podejrzewam, że pani Munro mnie nie oczaruje tak jak on, ale o tym przekonam się wkrótce.
OdpowiedzUsuń