Amerykańscy bogowie

Ostatnio na mój blog zajrzał ktoś, kto szukał odpowiedzi na pytanie, jak czuje się człowiek uzależniony od heroiny. Musiał być rozczarowany, bo nic na ten temat nie wiem. Wiem natomiast doskonale, jak czuje się człowiek uzależniony od książek. Moja najnowsza słabość to Neil Gaiman. Bardzo podobał mi się już przeczytany wcześniej "Ocean na końcu drogi", ale "Amerykańscy bogowie" to niemal mistrzostwo świata. 

Głównym bohaterem tej opasłej powieści jest Cień, który ostatnie trzy lata życia spędził w więzieniu. Mężczyzna może już wrócić do domu, jednak tuż przed końcem kary, dowiaduje się, że jego ukochana żona nie żyje. W drodze na jej pogrzeb poznaje tajemniczego mężczyznę, który przedstawia się jako Wednesday i zdaje się wiedzieć o Cieniu zaskakująco dużo. W dodatku uparcie przekonuje, że ten powinien dla niego pracować. I w ten właśnie sposób główny bohater zaczyna towarzyszyć - uwaga, uwaga- samym bogom w ich walce o przetrwanie w Ameryce.

Bogowie bowiem znaleźli się w tarapatach. Ludzie zaczynają o nich zapominać, a jak powszechnie wiadomo religie bez wyznawców nie mają racji bytu. Tymczasem miejsce bóstw zajmują nowe obiekty kultu, które wypierają dawne wierzenia. Zmierzch bogów, czyż to nie wspaniały temat? A jaka jest w tym rola Cienia? Tego nie zdradzę, bo największą frajdę sprawiło mi właśnie odkrywanie, kim on właściwie jest. Przekonajcie się sami, jakie to intrygujące.

"Amerykańscy bogowie" to gratka dla miłośników wątków mitologicznych w literaturze. Takie nawiązania nie są oczywiście u Gaimana niczym zaskakującym, ale w tej powieści możecie spodziewać się ich prawdziwego rozbuchania. Tu nie ma już mowy o nawiązaniach, tutaj autor z mitologii czerpie pełnymi garściami. I jestem pewna, że po przeczytaniu tej książki, będziecie chcieli odświeżyć sobie wiedzę na temat wierzeń z różnych stron świata. Gaiman umieścił bowiem akcję w kraju, w którym spotkali się ludzie i religie z wielu odległych zakątków.

Także dzięki temu autor mógł w jednej opowieści zawrzeć całe mnóstwo kolejnych. Główna linia narracji przerywana jest więc fragmentami opowiadającymi o tym, skąd poszczególni bogowie przybyli i jakie były losy śmiałków, którzy ich ze sobą przywiedli. Każda z tych historii jest już niezwykła, a to zaledwie podwaliny najważniejszego wątku. Nic dziwnego, że książka jest tak efektowna, skoro składa się z samych perełek.

Znajdziecie w niej wszystko, czego do szczęścia potrzeba. Trzyma w napięciu, bo mimo że przynajmniej niektóre mitologiczne pierwowzory są nam znane, nie wiemy do samego końca jak je wykorzysta autor.  Na uwagę zasługują też rewelacyjne gry słowne, które musiały być prawdziwym wyzwaniem dla tłumacza. W nich także kryły się wskazówki dla tropicieli wątków mitologicznych. A dodatkowym atutem jest poczucie humoru, które sprawia, że niektóre fragmenty na długo zapadają w pamięć.

W trzech słowach? Bardzo dobra książka. W pięciu? Ta lektura była niezapomnianą przygodą. I tylko jednego nie mogę sobie darować - że dopiero teraz sięgnęłam po "Amerykańskich bogów". Nie idźcie tą drogą, nie zwlekajcie.

Neil Gaiman, Amerykańscy bogowie. Wersja autorska, Warszawa 2008.

28 komentarzy

  1. No i przez Ciebie ta książka wędruję na moją listę tytułów do przeczytania. A wcześniej wcale mnie ciekawił ani ten konkretny utwór, ani w ogóle twórczość Gaimana. A teraz zachęciłaś mnie i będę musiała towarzyszyć bohaterowi w walce o przetrwanie bogów. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wpadłam po uszy, jestem baaardzo ciekawa czy na Ciebie też tak podziała. A podobno serial planują na podstawie tej książki. Trochę powoli im to idzie, ale może kiedyś:)

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że zdążę przeczytać zanim serial powstanie :P

      Usuń
  2. Czekałam na tę recenzję i utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że muszę ją przeczytać, wskakuje więc na czołówkę:) A jak przeczytam( i pewnie w trakcie też), to na sto procent będę musiała odświeżyć wiedzę mitologiczną, na co też miałam już dawno ochotę, ale jakoś brakowało motywacji:) Teraz jest.
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja z przyjemnością odświeżam, a na przykład niemiecką prawie od nowa poznaję, bo niewiele wiedziałam.

      Usuń
    2. Hmmmm, ja chyba nic w ogóle nie wiem:) Ale będzie pretekst do nadrobienia W KOŃCU!
      M.

      Usuń
  3. Zakupiłam po lekturze "Oceanu na końcu drogi" wraz z "Chłopakami Anansiego" , "Nigdziebądź" i "Księgą Cmentarną". Zwariowałam.. ale cieszę się już na lekturę, bo wszędzie same pozytywy...
    Pozdrawiam. Świetna recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Ci się spodoba. Tu jest taki Gaiman dla dorosłych, naprawdę robi wrażenie:) A "Chłopaków" to ja już teraz też chcę przeczytać:)

      Usuń
  4. Tak - zdecydowanie bardzo godna powieść :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę, ostatnio bierzesz się za autorów, którzy stanowią dla mnie swoisty wyrzut sumienia - pan Neil Gaiman to kolejny literat, którego znam niestety tylko ze słyszenia, nie mając jeszcze styczności z jego dziełami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wet za wet;) Zwykle to ja tak mam z książkami, które czytasz. Pół biedy jeśli miałam przyjemność czytać na studiach, ale jak rzucisz jakimś klasycznym już Japończykiem, którego ciągle nie znam, to nie wiem czy czytać natychmiast, czy wcześniej się przez chwilę powstydzić bezmiaru zaległości;)

      Usuń
    2. Haha, wychodzi na to, że lubimy się dręczyć :) Ja aktualnie mam na podorędziu nie dość, że klasyka, to jeszcze Japończyka - powieść póki co jest wspaniała, ale urzeka mnie również samo jej wydanie, które jest po prostu piękne :)

      Usuń
    3. Mmm, spodziewam się świetnej recenzji:)

      Usuń
  6. O, i to jest właśnie jeden z tych autorów, którzy stoją w mojej kolejce ;) Chociaż przyznaję, że dzięki Tobie dostał jeden wykrzyknik więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie dłuuugo stał w kolejce, teraz wielu wyprzedził;)

      Usuń
  7. Gaimana czytałam "Księgę cmentarną" i szału nie było, ale teraz to jestem nakręcona "Amerykańskimi bogami"... NO nic, na pewno przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ta "Księga cmentarna" kusi, bardzo podoba mi się pomysł. Może nie będzie tak źle;) A "Amerykańscy bogowie" mają rozmach, polecam poniuchać czy lepsze niż "Księga cmentarna":)

      Usuń
  8. Aż sobie przeczytam raz jeszcze, tak mnie nastroiłaś na Gaimanowe szaleństwo :)
    Bardzo zacny tekst, tak poza tym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Ja już się na kolejnego Gaimana zasadzam, bo dla mnie to ciągle terra incognita;)

      Usuń
  9. Niedawno coś mi szepnęła na temat tej książki córka... Widzę, że kupię jej tą powieść w prezencie, sprawię jej radochę, a potem chętnie sama do niej zaglądnę:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Miałam ostatnio w ręku w bibliotece. I.. zostawiłam. Teraz żałuję :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Dawno do Ciebie nie zaglądałam a tu taka cudna książka! Bardzo lubię Gaimana i polubiłam go za "Koralinę". :) Tę książkę zaś mam przed sobą jeszcze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei "Koralinę" przetrzymuję na czytniku:)

      Usuń
  12. "Amerykańskich bogów" czytałam bardzo dawno temu i po tej lekturze wiem, że nie sięgnę już po żadną książkę Gaimana. Wątki z mitologii rzeczywiście ciekawe, ale z tego co pamiętam, książka wydawała mi się wulgarna, wiele scen po prostu mnie odrzucało, zdecydowanie nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdybyś kiedyś chciała sprawdzić, czy Gaiman naprawdę nie jest dla Ciebie, polecam "Ocean na końcu drogi". Na pewno nie będzie wulgarnie, obiecuję;)

      Usuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.