Na okładce umorusana buzia. Nie, to czerwone to nie jest soczek. To krew renifera. Nieńcom zdecydowanie łatwiej o nią niż o marchewkowego Kubusia. Ale bez obaw, ta książka nie pokazuje ich jako dziwacznych dzikusów, nie jest też zbiorem chwytliwych stereotypów. Powstała bowiem dzięki prawdziwej fascynacji, a to świetna motywacja do poznawania świata.
A było to tak: pewnego razu Magdalena Skopek nie miała planów wakacyjnych, więc wybrała się na Półwysep Jamalski, żeby kasłać*. To tak w dużym skrócie, bo w rzeczywistości trafiła tam dopiero po kilku wcześniejszych wyprawach (Mongolia, Chiny, Maroko, Mauretania, Senegal). Dlaczego akurat Jamał? Z miłości. Nie pojechała tam wprawdzie za mężczyzną, nie posądzajcie jej o takie nieracjonalne zachowania. W tundrę wyruszyła, bo zauroczyli ją wspomniani już Nieńcy. No dobrze, może to rzeczywiście nie brzmi rozsądnie, ale jak fascynująco!
"Dobra krew" to relacja z podróży, której celem było dotarcie jak najdalej na północ i odnalezienie koczowników. Nie było więc żadnych rezerwacji, przewodników, planów awaryjnych - właściwie tych podstawowych też nie było - a mimo to autorka pokonała wiele kilometrów i jeszcze więcej przeciwności losu, żeby znaleźć się za kręgiem polarnym. W drodze poznała życzliwych Rosjan, którzy wprawdzie z niedowierzaniem słuchali o planach szalonej Polki, ale chyba zarazili się jej entuzjazmem, bo pomogli jej dotrzeć do czumów. Kto wie? Może Nieńcy zgodzili się na tę wizytę, bo wcale nie wierzyli, że młoda podróżniczka wytrzyma w ich osadzie aż dwa miesiące?
A ona wytrzymała! Zamieszkała z nieniecką rodziną w zadymionym czumie, zbierała piung i nieru** na opał i, o dziwo, próbowała wszystkiego, czym ją częstowano. W dodatku dostarczała gospodarzom rozrywki, dziwiąc się oczywistym dla nich rzeczom. I skrzętnie wszystko notowała, dzięki czemu z jej książki możemy dowiedzieć się wiele na temat ich języka, wierzeń i zwyczajów. Opowieść jest tym ciekawsza, że autorka uzupełniła ją - dosyć wprawdzie pobieżnymi - informacjami na temat historii Nieńców. Dzięki temu z jeszcze większym podziwem czytałam o nomadach, których nawet władze sowieckie nie zmusiły do zmiany trybu życia.
O takich właśnie twardych ludziach opowiada "Dobra krew". O koczownikach, którzy żyją tak, jak ich dziadowie. No może niezupełnie, bo nienieckie dzieci coraz częściej rodzą się w szpitalach, niektórzy mają w czumach piecyki, a czasem marzą o telefonach komórkowych, które wprawdzie nie złapią zasięgu, ale pozwolą pograć w węża. Bo jeśli przyjrzeć się dokładniej, okazuje się, że niezależnie od współrzędnych geograficznych wszyscy jesteśmy tacy sami.
Magdalena Skopek napisała bardzo ciekawą książkę, z której na pewno dowiecie się więcej niż powiedziałby Wam wujek Google. Jedynym minusem "Dobrej krwi" jest jej niedopracowana forma. Takie rzeczy nie powinny się zdarzać, zwłaszcza w książkach wydawanych przez PWN. I bardzo przeszkadzałoby mi to, że opowieść jest trochę chaotyczna, a niektóre anegdoty się powtarzają, gdyby nie to, że o Nieńcach mogłabym czytać i czytać. A "Dobra krew" naprawdę zasługuje na uwagę, szczególnie, jeśli pasterzy reniferów znacie już z relacji Jacka Hugo-Badera. Porównanie tych dwóch spojrzeń na ten sam temat może przynieść interesujące wnioski. Szczerze polecam.
To jak? Macie już plany wakacyjne? Pamiętajcie, że takie decyzje mogą być brzemienne w skutkach!
* Kasłanie to przenoszenie obozu na nowe miejsce.
** Piung i nieru to karłowate krzewy, którymi palą Nieńcy, wszak drzew w tundrze brak.
A było to tak: pewnego razu Magdalena Skopek nie miała planów wakacyjnych, więc wybrała się na Półwysep Jamalski, żeby kasłać*. To tak w dużym skrócie, bo w rzeczywistości trafiła tam dopiero po kilku wcześniejszych wyprawach (Mongolia, Chiny, Maroko, Mauretania, Senegal). Dlaczego akurat Jamał? Z miłości. Nie pojechała tam wprawdzie za mężczyzną, nie posądzajcie jej o takie nieracjonalne zachowania. W tundrę wyruszyła, bo zauroczyli ją wspomniani już Nieńcy. No dobrze, może to rzeczywiście nie brzmi rozsądnie, ale jak fascynująco!
"Dobra krew" to relacja z podróży, której celem było dotarcie jak najdalej na północ i odnalezienie koczowników. Nie było więc żadnych rezerwacji, przewodników, planów awaryjnych - właściwie tych podstawowych też nie było - a mimo to autorka pokonała wiele kilometrów i jeszcze więcej przeciwności losu, żeby znaleźć się za kręgiem polarnym. W drodze poznała życzliwych Rosjan, którzy wprawdzie z niedowierzaniem słuchali o planach szalonej Polki, ale chyba zarazili się jej entuzjazmem, bo pomogli jej dotrzeć do czumów. Kto wie? Może Nieńcy zgodzili się na tę wizytę, bo wcale nie wierzyli, że młoda podróżniczka wytrzyma w ich osadzie aż dwa miesiące?
A ona wytrzymała! Zamieszkała z nieniecką rodziną w zadymionym czumie, zbierała piung i nieru** na opał i, o dziwo, próbowała wszystkiego, czym ją częstowano. W dodatku dostarczała gospodarzom rozrywki, dziwiąc się oczywistym dla nich rzeczom. I skrzętnie wszystko notowała, dzięki czemu z jej książki możemy dowiedzieć się wiele na temat ich języka, wierzeń i zwyczajów. Opowieść jest tym ciekawsza, że autorka uzupełniła ją - dosyć wprawdzie pobieżnymi - informacjami na temat historii Nieńców. Dzięki temu z jeszcze większym podziwem czytałam o nomadach, których nawet władze sowieckie nie zmusiły do zmiany trybu życia.
O takich właśnie twardych ludziach opowiada "Dobra krew". O koczownikach, którzy żyją tak, jak ich dziadowie. No może niezupełnie, bo nienieckie dzieci coraz częściej rodzą się w szpitalach, niektórzy mają w czumach piecyki, a czasem marzą o telefonach komórkowych, które wprawdzie nie złapią zasięgu, ale pozwolą pograć w węża. Bo jeśli przyjrzeć się dokładniej, okazuje się, że niezależnie od współrzędnych geograficznych wszyscy jesteśmy tacy sami.
Magdalena Skopek napisała bardzo ciekawą książkę, z której na pewno dowiecie się więcej niż powiedziałby Wam wujek Google. Jedynym minusem "Dobrej krwi" jest jej niedopracowana forma. Takie rzeczy nie powinny się zdarzać, zwłaszcza w książkach wydawanych przez PWN. I bardzo przeszkadzałoby mi to, że opowieść jest trochę chaotyczna, a niektóre anegdoty się powtarzają, gdyby nie to, że o Nieńcach mogłabym czytać i czytać. A "Dobra krew" naprawdę zasługuje na uwagę, szczególnie, jeśli pasterzy reniferów znacie już z relacji Jacka Hugo-Badera. Porównanie tych dwóch spojrzeń na ten sam temat może przynieść interesujące wnioski. Szczerze polecam.
To jak? Macie już plany wakacyjne? Pamiętajcie, że takie decyzje mogą być brzemienne w skutkach!
* Kasłanie to przenoszenie obozu na nowe miejsce.
** Piung i nieru to karłowate krzewy, którymi palą Nieńcy, wszak drzew w tundrze brak.
To mi przypomniało, że mam tę książkę na e-booku. W zalewie książek opowiadających o tym jak ktoś pojechał na tydzień na Kubę, wrócił i po prostu musiał napisać o tym książkę, dwa miesiące z Nieńcami robią wrażenie. Może przeczytam przed wakacjami, żeby znaleźć inspirację ;)
OdpowiedzUsuńJa mniej więcej w tym samym czasie czytałam książkę "E-migranci. Pół roku bez internetu, telefonu i telewizji" i to dopiero ciekawe porównanie;)
UsuńBardzo ciekawe, chętnie przeczytam, chociaż zdjęcie na okładce odrobinę przeraża;)
OdpowiedzUsuńM.
Mnie się podoba. Zadowolone dziecko, fajny widok:)
UsuńBijesz mnie tą książką po oczach i przypominasz, że bardzo chcę ją przeczytać... :)
OdpowiedzUsuńCzytaj, czytaj! To bardzo ciekawe. Zazdroszczę autorce tej odwagi i spontaniczności:)
UsuńPrzyciąga mnie ta okładka i sama idea podróży na Północ :D Totalnie o tej książce zapomniałam, bo już się na nią nakręcałam po przeczytaniu wywiadu z autorką jakiś rok temu. Muszę gdzieś przy okazji wynaleźć, bo takie podróżnicze historie, w rejony szerzej nieznane, brzmią nadzwyczaj godnie :)
OdpowiedzUsuńJa to w ogóle mam słabość do ludzi, którzy żyją wyżej na globusie. Fascynują mnie Nieńcy, ciągnie mnie też do Inuitów. Może to jakieś echa poprzednich wcieleń?;)
UsuńZawsze istnieje taka możliwość :D U mnie to tęsknota za wieczną zimą, a przynajmniej zimnem jako takim i zamglonym słońcem :D
UsuńO, taaak, zima, mmmm:)
UsuńJuż wieki temu mi się wpadła w oko ta książka... bodajże w "Wysokich obcasach" był o niej artykuł. Lubię takie, przymknę oko na formę i będzie zacnie :)
OdpowiedzUsuńPrzymknij, jako i ja przymknęłam;) Rzeczywiście było zacnie!
UsuńCoś już kiedyś o niej czytałam, a na pewno widziałam więcej zdjęć niż tylko to na okładce. Jak będzie okazja, sięgnę bez wahania!
OdpowiedzUsuńZdjęć jest dużo więcej. I tak, zdecydowanie warto sięgnąć.
UsuńZamówiłam sobie tę książkę, liczne recenzje mnie przekonały i w końcu udało mi się ją dość tanio kupić. Jestem bardzo pozytywnie nastawiona, choć nie wiem kiedy sięgnę, bo lekki przesyt tematyką u mnie. I formą? A skoro piszesz, że w dodatku niedopracowana... No, w każdym razie na pewno przeczytam, w końcu :)
OdpowiedzUsuńTo niedopracowanie to głównie chaos. Ale treść wszystko mi wynagrodziła:)
UsuńWłaśnie niedawno skończyłam czytać taką chaotyczną książkę... Ale to nie był jej jedyny minus, więc do "Dobrej krwi" podejdę pozytywnie nastawiona :)
UsuńOdkąd tylko pojawiły się pierwsze recenzje tej książki, wiedziałam, że muszę ją przeczytać :) Rzadko sięgam po reportaże, ale moja ciekawość jak wygląda życie tych ludzi jest ogromna. I lekko niedopracowana forma nie będzie mi przeszkadzać :)
OdpowiedzUsuńI słusznie:) przymknij oko, bo sama opowieść jest bardzo ciekawa, a momentami zabawna i można w niej znaleźć mnóstwo ciekawostek. Bardzo interesujący był na przykład opis zwyczajów pogrzebowych Nieńców. Albo uwagi o tym, że w języku nienieckim nie ma zwrotów grzecznościowych. Naprawdę polecam:)
UsuńMam już tę książkę w planach, jako że lubię nietypowe książki podróżnicze... Pozostaje tylko żałować, że człowiek nigdy samemu w tak oryginalną podróż się nie wybierze...
OdpowiedzUsuńZ jednej strony żałuję, ale z drugiej... Jak pomyślę, że wypadałoby wcinać te surowe wątroby renów i pić jeszcze ciepłą krew, to nie mogę pozbyć się wrażenia, że stosunki z gospodarzami uległyby ochłodzeniu:)
UsuńNo tak, musiałabyś poprosić: proszę mi tę krew przegotować;)
Usuń:):):)
UsuńBrzmi to szalenie ciekawie. Podróż za głosem serca w tak nietypowe miejsce, mieszkanie w czumie zamiast hotelu i cała masa atrakcji z tym związanych - super!
OdpowiedzUsuńAtrakcji- delikatnie powiedziane:)
UsuńPlany wakacyjne: zdobyć "Dobrą krew" i się z nią zapoznać. Zdobyć wszystkie polecane przez ciebie lektury. :)
OdpowiedzUsuńCzytając twoje wpisy, mam wrażenie, że siedzimy sobie w jakiejś kawiarence, ja piję herbatę, ty zaczynasz kolejną opowieść: "to było tak...", a lista moich wymarzonych książek rośnie i rośnie.
O, naprawdę? Jak mi miło:) Ja tak mam z Twoimi książkami i dlatego tak ubolewam, kiedy znikasz:) Miłej niedzieli!
UsuńOkładka jest po prostu rozwalająca. To mi się właśnie podoba w tzw. ludach pierwotnych, że nie ma tam miejsca na hipokryzję, czy obłudę - zwierzęta są czczone, szanowane, ale nikt nie ukrywa faktu, że są one niezbędnym źródłem pokarmu, że się je zabija, etc. Żyjąc w zachodnim społeczeństwie, można odnieść wrażenie, że mięso bierze się z supermarketu, a jego produkcja nie ma absolutnie nic wspólnego z żywymi organizmami.
OdpowiedzUsuńA o podejściu Nieńców do renów można w tej książce sporo przeczytać. Właściwie całe życie jest tam podporządkowane reniferom. Świetna książka, naprawdę wiele się z niej dowiedziałam i liczę, że autorka jeszcze o Nieńcach napisze.
UsuńBardzo miło wspominam tę ksiązkę, a czytałam jakoś niedługo po premierze! Najlepsze były fragmenty jak dzieciaki zajadały się surowym mięchem i ich uśmiechnięte buźki umazane krwią :D
OdpowiedzUsuńAh, jaka ciekawa propozycja, chętnie ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuń