Trzy w jednym, czyli czytaj do góry nogami

Lubicie literackie eksperymenty? Książki nietypowe pod względem formy? Dla mnie to nie lada gratka, bo fascynuje mnie efekt, który można osiągnąć, łamiąc schematy. Pamiętacie na przykład książkę Jeśli zimową nocą podróżny Italo Calvina? A może nowszą i dużo prostszą powieść Jej wszystkie życia Kate Atkinson? Calvino igrał z konwencją, Atkinson eksperymentowała z fabułą, ale oboje przy okazji puszczali oko do czytelnika: „Wiem, że tutaj jesteś. Zobacz, jakie sztuczki dla ciebie robię

Jeszcze ważniejszą rolę (bo nie tylko obserwatora, ale w pewnym sensie współtwórcy) przyznawał odbiorcy Cortázar, powierzając mu decyzję, w jaki sposób czytać Grę w klasy. Właśnie z tą ostatnią powieścią skojarzyła mi się książka Huberta Klimko-Dobrzanieckiego. To bardzo dalekie podobieństwo, bo polega jedynie na zbliżonej roli czytelnika. Nasz pisarz także pozwala odbiorcom decydować, jak czytać jego książkę, ale mechanizm jest dużo prostszy i śmiem twierdzić, że odrobinę wadliwy. Zobaczcie sami.


DOŁEM DO GÓRY

Wspomniałam o eksperymencie, ale zdaje się, że w przypadku książki Dobrzanieckiego to trochę za duże słowo. Zastosowano tu jedynie prostą sztuczkę edytorską  okładka nie ma czwartej strony, zamiast niej jest... kolejna pierwsza. Jeśli odwrócisz książkę tyłem do przodu i dołem do góry, znajdziesz drugie, równoprawne rozpoczęcie. Ty decydujesz, które wybrać.

hubert klimko-dobrzaniecki, dom róży, kołysanka dla wisielca, krysuvik, recenzja
Z jednej strony zamieszczono dyptyk, na który składają się nowele Dom RóżyKrýsuvík. Teksty są oczywiście powiązane, choć pod względem stylu zupełnie inne. Dom Róży to opowieść o pracy w islandzkim domu starców. Pierwszoosobowa narracja, bezlitosny język, który trafia w samo sedno i żadnych tematów tabu  trzeba mieć się na baczności, żeby nie ulec złudzeniu, że czyta się przenikliwy reportaż. 

Proza Dobrzanieckiego zawiera bowiem mnóstwo elementów autobiograficznych i pewnie dlatego sprawia wrażenie wyjątkowo wiarygodnej. A świadomość, że część opisanych wydarzeń mogła naprawdę mieć miejsce, jest szczególnie poruszająca, bo Dom Róży czytelnika nie oszczędza. Starość, samotność, śmierć  ten tekst musi boleć.

Uzupełnieniem tej noweli jest wspomniany Krýsuvík, trochę ballada, trochę przypowieść, a trochę dziennik bez dat. Poetycki w swej prostocie i kontrastujący z momentami surowym Domem Róży. Niezwykłe jest, jak zmienia się interpretacja jednego utworu, kiedy poznaje się ten drugi. 

hubert klimko-dobrzaniecki, dom róży, kołysanka dla wisielca, krysuvik, recenzja
Po przeciwnej stronie książki zaczyna się Kołysanka dla wisielca, hołd złożony nieżyjącemu już Szymonowi Kuranowi  skrzypkowi i kompozytorowi, z którym przyjaźnił się autor. Kołysanka miała być zapisem ich przyjaźni, ale nie obawiajcie się, nie ocieka sentymentalnymi banałami i patosem. U jej zalążka leży śmierć, ale paradoksalnie to intensywne życie wysuwa się na plan pierwszy. Zaskakujące jest też to, że Szymon nie jest w tym tekście postacią dominującą, a jednak to jego zapamiętuje się najlepiej. Czary.

DYPTYK, TRYPTYK, PUDŁO

Wróćmy do sztuczki z okładką  z jednej strony Kołysanka, z drugiej dwa pozostałe utwory. Pomysł genialny, ale ostrzegałam, że wadliwy. Dlaczego? 

Teksty zamieszczone w tym tomie wiele łączy  elementy autobiograficzne, miejsce akcji, niektóre postacie, spojrzenie na Islandię z perspektywy przybysza z Polski. Sęk w tym, że szybko staje się jasne, że te utwory nie były zamierzone jako wspólna całość. Gdyby czytać je oddzielnie, nie przeszkadzałyby powtarzające się anegdoty i podobne sceny, ale w obecnej wersji widać, że to nie zostało przemyślane.

Pierwotnie to właśnie Dom RóżyKrýsuvík były wydane przez Czarne (w 2006 r.) jako jedna książka z dwiema okładkami, dopiero Znak (2013 r.) dołączył Kołysankę dla wisielca. To nawet mogłoby się sprawdzić  teksty w jednym tomie, bo łączy je tematyka, a jednak oddzielone dzięki sztuczce z okładką. Sęk w tym, że Kołysanka i Dom Róży czytane bez dłuższej przerwy, mogą się kojarzyć z opowieściami stryjka, który przy różnych okazjach wspomina tę samą historię z wojska.

To nie znaczy, że na taki drobiazg nie można przymknąć oka. Przymknęłabym chętnie, ale zabieram się już za następną książkę Dobrzanieckiego. Tak, to było aż tak dobre.

Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Kołysanka dla wisielca. Dom Róży. Krýsuvík, Wydawnictwo Znak, 2013.

38 komentarzy

  1. Skojarzenie z Grą w klasy od razu mnie przekonuje ;) Takie eksperymenty edytorskie również! Bardzo. Choć okładka raczej by mnie odstraszyła (gdyby nie Ty!). A tutaj islandzki dom starców, jakieś emocje... Poszukam jej w nowym roku, już zapisałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę odstraszyłaby? Mnie się tak bardzo podoba! Zwłaszcza ta z siwą kobietą :)
      Skojarzenie z "Grą w klasy jest bardzo", bardzo odległe, ale mam nadzieje, że rzeczywiście coś w tym jest i nie wyprowadzam Cię właśnie na manowce :)

      Usuń
    2. Domyślam się, że chodziło Ci bardziej o formę i Cortazara się tam nie spodziewam :) Mnie takie okładki jakoś zniechęcają... są takie "kobiece" (skojarzenie: literatura kobieca). Ja takich książek nie czytam, nie lubię. Dlatego zaskoczyłaś mnie wnętrzem. Spokojnie, zaryzykuję na własną odpowiedzialność :)

      Usuń
    3. O, to zupełnie inne skojarzenie. Gdybym skojarzyła z "kobiecymi", też bym wiała, gdzie pieprz rośnie ;) Myślę, że to jest po prostu niezła książka, więc ryzyko, że będziesz rozczarowana jest niewielkie ;) Może nie trafić w gust (normalna sprawa), ale na pewno nie pomyślisz, że marnujesz czas. A ja już się szykuję na "Grecy umierają w domu" Dobrzanieckiego. Będą donosić, jak poszło :)

      Usuń
  2. Okładka ze skrzypcami obijała mi się o oczy, ale jakoś mnie ta grafika odpychała, choć w przeciwieństwie do Luki wcale nie kojarzy mi się kobieco i romantycznie. Jestem zaskoczona treścią i z pewnością książkę będę miała na uwadze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Treść jest mocna (zwłaszcza w przypadku Domu Róży) i dająca do myślenia. Żadnego moralizowania, żadnych wielkich słów - po prostu autor zauważył i przemyślał kilka ważnych spraw i potrafi opowiedzieć o tym tak, że chce się słuchać (czy czytać) :) Miej na uwadze, nie pożałujesz :)

      Usuń
    2. No i przez Ciebie, lub dzięki Tobie, kupiłam książkę na wyprzedaży :D

      Usuń
    3. O jak się cieszę :) A ja już czytam "Bornholm, Bornholm" tego autora. Może to też będę polecać :)

      Usuń
  3. Przyznaję Ci - ciekawy pomysł. Jeśli lubisz podobne wyzwania, polecam coś, co jest absolutnie przemyślane i absolutnie zajdzie Ci za skórę - "Podwójna wygraną jak nic" Federmana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dziękuję za podpowiedź! "Podwójna wygrana" dopisana do listy :)

      Usuń
  4. Nie spotkałam się jeszcze z takim eksperymentem. Jestem bardzo ciekawa jak to wypadnie w moim przypadku. Wydaję mi się jednak, że powtarzające się elementy nie będą mi jakoś specjalnie przeszkadzać ;) Najbardziej ciekawi mnie ten tekst o islandzkim domu starców. Pewnie jest bardzo emocjonalny. I muszę to napisać - te okładki są świetne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się podobają, choć zastanawiam się, czy rzeczywiście kogoś nie wprowadzą w błąd, jak wynika z komentarza Luki.
      Tekst o domu starców jest smutny, a że autor nie owija w bawełnę, to dodatkowo dosyć ciężki. Rzecz jasna nie pod względem stylu, styl jest bardzo dobry :) Polecam Dobrzanieckiego, do mnie trafia :)

      Usuń
  5. Dla mnie bomba. :) Lubię takie eksperymenty. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cortázar, Calvino, a pośród nich polski autor, jako ten, który także rzucił wyzwanie Formie? Brzmi bardzo interesująco i nawet jeśli pomysł nie został zrealizowany z pełnym sukcesem, to wydaje mi się, że warto spróbować. Lubię takie nieszablonowe podejście do literatury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To eksperyment na dużo mniejszą skalę niż u Cortazara, ale urzekła mnie prostota tej sztuczki. Tyle możliwości dają "dwie okładki"!
      Wydaje mi się, że Czarne zrobiło to lepiej niż Znak. Upchnięcie trzeciego tekstu w tym tomie to już sytuacja z kategorii "dwa grzyby w barszcz" :)

      Usuń
  7. Powinnam kiedyś przeczytać Grę w klasy i pobawić się z tymi rozdziałami czy też listą, jak czytać.

    Jeśli na powtarzalność można przymknąć oko, to mówię czmu nie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można, na pewno można. To nic wielkiego, czepiam się, bo widzę, że ktoś poprawił dobre :) Dwa świetne teksty zawierają (nieliczne!) powtórzone opisy. Nie słowo w słowo, raczej ta sama sytuacja opowiedziana podobnie. Ale absolutnie nie "kopiuj, wklej" :) Dobrzanieckiego polecam, moje czytelnicze serce już skradł, a to dopiero pierwsza jego książka, którą czytałam :)

      Usuń
  8. Tego autora czytałam na razie tylko "Bornholm, Bornholm". Powieść ciekawa, ładnie napisana, ale zawierała niestety kilka fragmentów, w których autor rozwlekle opisywał czynności fizjologiczne i te opisy budziły obrzydzenie. A teraz przeczytałabym "Dom róży", ale w innym wydaniu, tym starszym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koczowniczko, zdaje się, że "Dom Róży" cierpi na to samo, co raziło Cię w "Bornholm, Bornholm". Może nie ma tam przewlekłych opisów, ale bywa dosadnie.
      Starsze wydanie to dobry pomysł :) "Kołysankę" też radziłabym w starszym, bo to też dobry tekst i może się spodobać. Ewentualnie nowe wydanie, ale trzeba zrobić przerwę w lekturze :)
      A "Bornholm, Bornholm" muszę zdobyć - może dam radę z tymi opisami;) Na półce mam jeszcze "Grecy umierają w domu" i za to lada chwila się zabiorę.

      Usuń
    2. Szczególnie mocno zbrzydził mnie opis, kiedy bohater trze brudne pięty tarką od sera... którą potem używa w kuchni jakby nigdy nic :-(
      To nic, przeczytam "Dom róży", postaram się jakoś wytrzymać dosadne opisy.

      Usuń
    3. Tarki nie będzie, obiecuję ;) Ale opis obowiązków pielęgniarza w domu starców też może być nieprzyjemny. Wytrzymaj, myślę, że warto :)

      Usuń
  9. Szkoda, że czasem dobrej książce może zaszkodzić nieodpowiedni redaktor, albo pomysł marketingowy. Ale historią jestem zainteresowana, a zabawy konstrukcyjne w formie bardzo lubię! M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie tak. Nikt jej nie zaszkodził. Może nie napisałam tego wystarczająco jasno :) To jest dobra książka i trzy bardzo dobre teksty. Gdyby "Kołysanka" była oddzielnie, wszystko byłoby idealnie, a w obecnej formie mam jedynie maleńki zarzut. To nie jest jakaś wielka wada, nie chciałabym, żebyś miała takie wrażenie :)

      Usuń
    2. :) Ok, no to chętnie pożyczę:) M.

      Usuń
    3. Wiesz, gdzie mnie szukać :D Może zdążę przeczytać też "Greków" i dostaniesz obie? :)

      Usuń
  10. Nie przepadam za formą nowel, ale podoba mi się ten oryginalny pomysł z odwracaniem, nie czytałam jeszcze niczego takiego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, mnie też się podoba i zastanawiam się, jak jeszcze można ten pomysł wykorzystać :)

      Usuń
  11. "Jeśli zimową nocą podróżny" to lektura genialna! Byłam zachwycona tą książką :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadam się, świetna książka :) I podejrzewam, że nie odkryłam jeszcze wszystkiego, co tam w niej jest, mimo że czytałam bardzo uważnie :)
      No i ten niezapomniany wstęp o Książkach Które Od Dawna Zamierzasz Przeczytać... :)

      Usuń
  12. takie książki z obu stron kojarzą mi się dość niefortunnie z bajkami dla dzieci, o ile się nie mylę miałam (albo chciałam mieć, albo miał ktoś znajomy) taką książeczkę właśnie. to skojarzenie trochę infantylne, ale chyba jednak wolałabym czytać książki jak bóg przykazał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D
      To ja akurat tym razem chętnie sprawdzam, czy da się inaczej niż przykazał :) Chyba dlatego, że wydaje mi się, że to ma jakiś sens, jest po coś. Ale rozumiem obiekcje :)

      Usuń
  13. Jak ty potrafisz człowieka (czytelnika) zachęcić! :) Najbardziej podoba mi się kontekst literacki, jaki przywołujesz na początku wpisu. No i te tytuły, podtytuły - będę musiała sprawdzić, czy i mnie to oczaruje. ;) A skoro mowa o eksperymentach z formą i narracją: niedawno znalazłam w bibliotece "Miazgę" (Andrzejewski), może nie jest to najbardziej wciągająca powieść, jaką znam, ale dla samego pomysłu, dla wątku autotematycznego warto ją przejrzeć, tak myślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też przyszedł na myśl Andrzejewski, ale z "Bramami raju", bo "Miazgi" nie czytałam. Dziękuję za podpowiedź, poszukam w bibliotece! :)

      Usuń
  14. Wielkie nazwiska... i niecodzienna forma. Szczerze to nie czytałam jeszcze Gry w klasy. Może nadszedł najwyższy czas, aby ją poznać. O Hubercie Klimko-Dobrzanieckim nie słyszałam. Jednak skoro mimo wad zamierzasz poznać jego inne pozycje to i ja poszukam jego książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym czytała te teksty oddzielnie, żadnej wady by nie było :) Poszukaj, poszukaj, bo warto :)

      Usuń
  15. Czytałam już "Grecy umierają w domu" tego autora i spodobał mi się sposób, w jaki dobiera słowa, w jaki opisuje emocje. Za opisywaną przez ciebie eksperymentalną... hmm... książkę również mam zamiar się niedługo wziąć, bo zakładam, że również mi się spodoba to, co autor chce mi za jej pośrednictwem opowiedzieć (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie mam pod ręką "Greków", więc cieszy mnie Twoja opinia :)

      Usuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.