Bornholm, Bornholm

Spójrzcie na moje lektury z minionego roku. Zauważyliście jak często pojawiały się w nich wyspy? Lofoty Herbjørg Wassmo, Hebrydy Zewnętrzne Petera Maya, Olandia Johana Theorina, Spitsbergen Ilony Wiśniewskiej i Islandia Huberta Klimko-Dobrzanieckiego. W każdej z tych książek, niezależnie od ich gatunku, stylu i wartości, wyspy odgrywały dużą rolę - były czymś więcej niż tłem akcji. A zauważyłam, że chętnie wybieram takie książki, bo okazało się, że już w mojej pierwszej tegorocznej lekturze niezwykle ważna jest właśnie wyspa. Zobaczcie sami:

BORNHOLM, BORNHOLM

bornholm, hubert klimko-dobrzaniecki, recenzjaGłównymi bohaterami książki Huberta Klimko-Dobrzanieckiego są dwaj mężczyźni, ale to nie oni zostali wyróżnieni w tytule - Bornholm, Bornholm - wyspa pojawia się już tutaj. Zanim rozpocznie się akcja, nim poznamy Horsta Bartlika i drugiego (nienazwanego) bohatera, wiemy już, że Bornholm to słowo klucz:

Wiesz, mamo, a może to jest tak, że to miejsce, ta wyspa działa na tych, którzy się tu urodzili, jak echo. Gdziekolwiek będziesz poza nią, zawsze odbije się echem w twoim sercu i wrócisz, nawet jeślibyś z tym miejscem wiązał najgorsze wspomnienia*.

Wyspa jest tym spoiwem, które łączy historie oddalone o wiele lat. Pierwsza opowiada o niemieckim nauczycielu (wspomniany Horst),  który trafił na Bornholm, kiedy dostał powołanie do hitlerowskiej armii. Wiele lat później na wyspie rodzi się drugi bohater, chłopiec osaczony przez zaborczą matkę. Lecz wbrew pozorom mężczyzn łączy coś więcej niż miejsce, w którym wszystko się zaczyna i kończy. Jeśli podsumować obie opowieści, Bornholm, Bornholm okazuje się książką szukaniu własnej tożsamości i o rozczarowaniu życiem. Trochę jak w piosence: to nie tak miało być, zupełnie nie tak.

NIE ZATKASZ USZU

Dwóch bohaterów i dwie narracje - pierwsza w trzeciej osobie dotyczy zgorzkniałego Horsta, kolejna to monolog drugiego mężczyzny, który odwiedza w szpitalu pogrążoną w śpiączce matkę. Teraz może powiedzieć jej wszystko, bo matka w końcu nie przerywa, nie może zatkać uszu. Obaj mężczyźni w pewnym momencie przestają się hamować, mówią (robią), co chcą i obie opowieści zamieniają się w potok gorzkich wyrzutów pod adresem bliskich (kobiet, ale nie jestem przekonana, że to ważne - w końcu ucieczkę też stanowią kobiety).

Możemy się jedynie domyślać, jaki jest związek między głównymi postaciami, bo dopiero na końcu pojawia się supeł, w którym ich wątki się spotykają. Rozdziały dotyczące wydarzeń oddalonych o kilkadziesiąt lat przeplatają się, jak gdyby czas nie miał znaczenia, jakby historia wciąż się powtarzała, choć opieram się przed nazwaniem jej uniwersalną.

Ale nie waham się, kiedy nazywam ją przygnębiającą. Treść i forma są tu idealnie dopasowane i pełne goryczy. Klimko-Dobrzaniecki nie patyczkuje się z czytelnikiem - świat, o którym pisze jest brzydki, więc język tego nie może łagodzić. Toksyczne relacje między bohaterami dobrze oddaje surowy, niemal agresywny styl. Nie spodziewajcie się metafor, ten pisarz nazywa rzeczy po imieniu, co wiemy już od lektury Krýsuvíku

To nie jest książka, którą się czyta, żeby było przyjemnie. Ona daje do myślenia, nawet jeśli (na szczęście) nie możemy się w niej przejrzeć jak w zwierciadle. Możemy zamiast tego przestudiować porażkę, pokręcić głową nad zdegenerowanymi związkami, które opisuje i sięgnąć po kolejną lekturę, żeby odreagować.


* Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Bornholm, Bornholm, Wydawnictwo Znak, s. 72.

19 komentarzy

  1. Tak, ta powieść jest bardzo przygnębiająca, pełna goryczy. Wywarła na mnie wielkie wrażenie, przeczytałam ją jednym tchem, w oczarowaniu, aczkolwiek kilka fragmentów - tych zawierających zbyt naturalistyczne opisy czynności fizjologicznych - bym wykreśliła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam i przy niektórych fragmentach myślałam: o, o tym pewnie myślała Koczowniczka :) Brutalnie było, nie tylko w treści, ale czasem też w formie.

      Usuń
    2. Oj, takie naturalistyczne opisy mnie tylko przyciągają. Chyba jestem inna :)

      Usuń
    3. Mnie też na razie nie odstraszyły. A w "Krysuviku" jest nawet mocniej.

      Usuń
  2. Ciekawa książka, postaram się przeczytać za jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafia do mnie ta szczerość autora. Czasami wręcz lepiej jest coś napisać dosadnie, niż rozmywać przekaz pod kolorowymi woalami metafor. Zwłaszcza jeżeli powieść ma za zadanie skłonić czytelnika do rozważań. Lubię Huberta i Ty o tym wiesz. Bardzo trafna recenzja bardzo dobrej książki (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :) To teraz już mogę przeczytać "Greków", o których wspominałaś!

      Usuń
  4. A więc to ten polecany przed Ciebie "islandzki" autor :) A przecież już go u Ciebie widziałam. Ja metafory lubię, ale dosadność też. Wreszcie znajdę gdzieś Klimko-Dobrzanieckiego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, widziałaś :) Ale zrobiłam taki szum z obracaniem książki, że nie zauważyłaś swojej wymarzonej wyspy :D

      Usuń
    2. Tak, to musiał być ten cały szum z formą ;D Już ja się będę pilnować za każdym razem tu, bo mi znów coś dobrego umknie ;)

      Usuń
    3. Teraz już wiem, żeby zaznaczać wielkimi literami: UWAGA! ISLANDIA! :D

      Usuń
  5. Kupiłam dwie książki Klimko-Dobrzanieckiego dzięki Tobie, ale póki co nieśmiało zerkam w ich kierunku. Jeszcze nie odważyłam się czytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odkąd o tym wiem, siedzę z zaciśniętymi kciukami i drżę czy się spodoba ;)
      Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz!

      Usuń
  6. Jak mi brakuje tego bezpośredniego i nieograniczonego dostępu do polskich księgarń....
    Widzę w sieci nową książkę i muszę się obejść ze smakiem....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja własnie podczas pobytu w Szwecji odkrywałam zalety czytnika e-booków :) Wtedy zaczęłam trwonienie majątku na książki elektroniczne i do tej pory nie przestałam, choć księgarnie z papierowymi polskimi książkami mam znowu na wyciągnięcie ręki. Może to jest jakieś rozwiązanie? :)

      Usuń
  7. Przestudiować porażkę - pięknie to określiłaś. Uwielbiam takie książki! Muszę zapamiętać tytuł, będzie dość łatwo :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to jeszcze nie koniec, będę dalej zarażać tym autorem :D

      Usuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.