Daleko stąd na ciepłych wodach Oceanu Indyjskiego leży maleńka wyspa Toteele. Próżno szukać jej na mapie, bo pojawia się tylko na tych najdokładniejszych. Jej powierzchnia jest tak niewielka, że nie można było zbudować tam lotniska, więc jedyny sposób, żeby odwiedzić Toteele to długa podróż drogą morską. Ale i to nie jest łatwe, bo statek z Port Louis na Mauritiusie kursuje tylko dwa razy w roku. Dlaczego tak rzadko? Taka jest tradycja.
Dawno, dawno temu mieszkańcy Toteele zdecydowali, że wyspę trzeba ochronić przed przybyszami z zewnątrz. Przebierali więc swoje dzieci za diabełki i kazali im stać na brzegu, żeby odstraszać załogi przypływających statków. Przyjmuje się, że właśnie stąd pochodzi nazwa Toteele, czyli w tłumaczeniu z kreolskiego Wyspa Małych Diabłów. Badacze jednak podejrzewają, że nazwa upamiętnia raczej diabły indyjskie (Sarcophilus indicus), czyli przodków diabłów tasmańskich. Torbacze na Toteele już niestety nie występują – pewnego dnia cała ich populacja zebrała się nad brzegiem Oceanu, a o zachodzie słońca weszła do wody i utonęła. Właśnie o tej i innych nierozwikłanych zagadkach wyspy przeczytacie w książce Wyspa Małych Diabłów.
Reportaż amerykańskiej dziennikarki April F. Day to moim zdaniem najbardziej niedoceniona książka minionego roku. Nie zainteresowały się nią szerzej media, nie pisali o niej blogerzy. A już zupełnie niezrozumiałe jest to, że wydawca nie zgłosił jej do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. Jestem pewna, że znalazłaby się wśród finalistów! Dlaczego? Bo to książka pod każdym względem idealna.
Największą jej zaletą jest oryginalna treść. Doskonały jest także styl reporterki. Rzadko kiedy literatura faktu jest napisana tak lekko i dowcipnie! No i trzeba przyznać, że Day potrafi utrzymać uwagę czytelnika odpowiednio dozując napięcie. Nieczęsto czyta się o tak egzotycznych miejscach, a jeszcze rzadziej reporterzy tak bardzo poświęcają się dla tematu.
Musicie bowiem wiedzieć, że autorka rzuciła pracę, spaliła za sobą wszystkie mosty i zamieszkała na Toteele, na której nikt inny nie dostrzegłby dla siebie perspektyw. Wyspa jest mała, ma niewielu mieszkańców, żadna sieć komórkowa nie ma tam zasięgu, a w jedynym miasteczku znajdują się tylko dwa budynki użyteczności publicznej – księgarnia i biblioteka. Planowana jest jeszcze budowa szpitala, ale na tym władze chcą poprzestać, żeby Toteele nie straciło swojego charakteru.
Opowieść o tym niezwykłym miejscu została zilustrowana pięknymi fotografiami, dlatego tym razem polecam papierową wersję książki. To ważne także dlatego, że do każdego egzemplarza dołączona jest zakładka ręcznie wykonana ze spilśnionych włókien łubinu, który jest wizytówką wyspy. Dzięki temu drobiazgowi Wyspa Małych Diabłów przesiąknięta jest zapachem Toteele. Znacie drugą tak dopracowaną książkę?
Mogłabym tak długo, bo to najlepsza rzecz, jaką czytałam w tym roku, ale zostawię Was z cytatem na zaostrzenie apetytu:
* A.F. Day, Wyspa Małych Diabłów, Wydawnictwo Szare 2014, s. 83.
DALSZY CIĄG TEJ HISTORII
Dziękuję za książkę Wydawnictwu Szare.
Tytuł oryginału: Toteele,
Przełożyła: D. Zwodziciel;
A.F. Day, Wyspa Małych Diabłów, Wydawnictwo Szare 2014.
Dawno, dawno temu mieszkańcy Toteele zdecydowali, że wyspę trzeba ochronić przed przybyszami z zewnątrz. Przebierali więc swoje dzieci za diabełki i kazali im stać na brzegu, żeby odstraszać załogi przypływających statków. Przyjmuje się, że właśnie stąd pochodzi nazwa Toteele, czyli w tłumaczeniu z kreolskiego Wyspa Małych Diabłów. Badacze jednak podejrzewają, że nazwa upamiętnia raczej diabły indyjskie (Sarcophilus indicus), czyli przodków diabłów tasmańskich. Torbacze na Toteele już niestety nie występują – pewnego dnia cała ich populacja zebrała się nad brzegiem Oceanu, a o zachodzie słońca weszła do wody i utonęła. Właśnie o tej i innych nierozwikłanych zagadkach wyspy przeczytacie w książce Wyspa Małych Diabłów.
Reportaż amerykańskiej dziennikarki April F. Day to moim zdaniem najbardziej niedoceniona książka minionego roku. Nie zainteresowały się nią szerzej media, nie pisali o niej blogerzy. A już zupełnie niezrozumiałe jest to, że wydawca nie zgłosił jej do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. Jestem pewna, że znalazłaby się wśród finalistów! Dlaczego? Bo to książka pod każdym względem idealna.
Największą jej zaletą jest oryginalna treść. Doskonały jest także styl reporterki. Rzadko kiedy literatura faktu jest napisana tak lekko i dowcipnie! No i trzeba przyznać, że Day potrafi utrzymać uwagę czytelnika odpowiednio dozując napięcie. Nieczęsto czyta się o tak egzotycznych miejscach, a jeszcze rzadziej reporterzy tak bardzo poświęcają się dla tematu.
Musicie bowiem wiedzieć, że autorka rzuciła pracę, spaliła za sobą wszystkie mosty i zamieszkała na Toteele, na której nikt inny nie dostrzegłby dla siebie perspektyw. Wyspa jest mała, ma niewielu mieszkańców, żadna sieć komórkowa nie ma tam zasięgu, a w jedynym miasteczku znajdują się tylko dwa budynki użyteczności publicznej – księgarnia i biblioteka. Planowana jest jeszcze budowa szpitala, ale na tym władze chcą poprzestać, żeby Toteele nie straciło swojego charakteru.
Opowieść o tym niezwykłym miejscu została zilustrowana pięknymi fotografiami, dlatego tym razem polecam papierową wersję książki. To ważne także dlatego, że do każdego egzemplarza dołączona jest zakładka ręcznie wykonana ze spilśnionych włókien łubinu, który jest wizytówką wyspy. Dzięki temu drobiazgowi Wyspa Małych Diabłów przesiąknięta jest zapachem Toteele. Znacie drugą tak dopracowaną książkę?
Mogłabym tak długo, bo to najlepsza rzecz, jaką czytałam w tym roku, ale zostawię Was z cytatem na zaostrzenie apetytu:
Rybacy – jeszcze otuleni ciemnością – jak każdego ranka wyruszyli na swoje łowiska. Ale tego dnia dżungla była wyjątkowo cicha [...] Zobaczyli je jednocześnie – setki śladów małych łapek wyraźnie widocznych w pierwszych promieniach letniego słońca. Pierwsze z nich właśnie rozmywał przypływ*.
* A.F. Day, Wyspa Małych Diabłów, Wydawnictwo Szare 2014, s. 83.
DALSZY CIĄG TEJ HISTORII
Dziękuję za książkę Wydawnictwu Szare.
Tytuł oryginału: Toteele,
Przełożyła: D. Zwodziciel;
A.F. Day, Wyspa Małych Diabłów, Wydawnictwo Szare 2014.
Niezwykle oryginalny sposób na ochronę przed obcymi. Do tego b. mała społeczność egzystująca w separacji od reszty świata - gratka dla antropologów :) Ja też z chęcią dowiedziałbym się o niej czegoś więcej. Swoją drogą interesujące, dlaczego książka nie wzbudza zbyt wielkiego echa.
OdpowiedzUsuńBędziesz musiał przeczytać! I to jest myśl, przeczytaj, napiszesz o niej na blogu i może trochę zyska na popularności! Szkoda, żeby takie dobre książki przechodziły bez echa, prawda? :)
Usuń(umarłam... ze śmiechu po tym komentarzu)
UsuńNie umieraj, tylko propaguj wiedzę o dobrej literaturze. Gdybyście wzięli się do roboty, cała Polska usłyszałaby o Toteele!
UsuńJak tylko znajdę tę książkę, to na pewno o niej napiszę :)
UsuńWiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć ;)
UsuńUbawiłam się przednio! :D Jesteś genialna ;)
OdpowiedzUsuńZnaczy, że dopisujesz do listy? :)
UsuńJuż zamówiłam w księgarni :D
UsuńAle papierową? E-book przegrałby tu z kretesem.
UsuńOczywiście, ze papierową! W końcu tak radziłaś, a ja posłuszna jestem :D
UsuńPrawie dałam się nabrać! Aż mi smutno, że nie poczytam o wyspie małych diabłów :P
OdpowiedzUsuńNigdy nie mów nigdy. To jest tak niesamowita historia, że prędzej czy później może wpaść w Twoje ręce! A wydawnictwo rozwija się prężnie, pewnie jeszcze wiele dobrych pozycji wyda.
UsuńNa wyspie jest tylko księgarnia i biblioteka? Zbyt piękne aby mogło być prawdziwe:) Żart na 1 kwietnia?
OdpowiedzUsuńPoczekaj, znajdę odpowiedni cytat z tą biblioteką. Ta autorka zawsze pisze o takich niesamowitych miejscach :)
UsuńBardzo ciekawa jestem tej książki, bo wygląda na prawdziwie rzadką perłę. Już po wczorajszej zapowiedzi wiedziałam, że nie będzie tuzinkowa:)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że dostrzeżesz jej potencjał :)
UsuńDałam się nabrać: nieistniejące wydawnictwo? ;)
OdpowiedzUsuńNie załamuj mnie. To moja pierwsza współpraca recenzencka, chyba mnie nie oszukali?
UsuńW dodatku napaliłam się na tę zakładkę ze spilśnionych włókien łubinu ;)
UsuńGdybyś wiedziała, jak to cudownie pachnie! :)
UsuńHahaha, świetne! Gdzieś do połowy czytałam to biorąc wszystko na serio, potem coś (hm, nazwisko autorki?) przestało mi pasować i zorientowałam się, jaki dzisiaj mamy dzień :D Nie no, to Ci się udało! Ale teraz musisz tę książkę sama napisać, chcę przeczytać tę najlepszą powieść :D
OdpowiedzUsuńCałą książkę? Cytat Ci nie wystarczy?
UsuńCALUSIEŃKĄ :D
UsuńMatko Owco, słowa prawdy dziś tu nie uświadczysz... Wrócę jutro :D
OdpowiedzUsuńUściski!
Jak nie uświadczysz prawdy?! Naprawdę nikt jej do Kapuścińskiego nie zgłosił :(
UsuńNo nieee! Ty oszukańcu jeden! A ja już się zakochałam, chciałam czytać, pakowac manatki i wyjeżdżać! :D <3 Uwielbiam Cię! <3 To jeden z najcudniejszych żartów EVER! :D
OdpowiedzUsuńNie ma się co spieszyć, pamiętaj, że statek bardzo rzadko kursuje ;)
UsuńNo i teraz będziesz musiała tę książkę napisać, bo ja ją bardzo chcę przeczytać :D
OdpowiedzUsuńAle muszę przyznać, że na początku się nabrałam ;) Niezła jesteś :D
Przyznaj, chodzi o zakładkę, tak? To ona tak Cię kusi? :)
UsuńJeśli ręcznie pleciona przez Ciebie... :D
UsuńNigdzie o tej książce nie słyszałam, a faktycznie brzmi na wartą uwagi. Dołączam do grona zaciekawionych :)
OdpowiedzUsuńNo i o to własnie chodzi! Naprawdę nie wiem, jak to możliwe, że przez rok nikt jej nie promował! Wydawca ma tu sporo na sumieniu!
UsuńPewnie sporo jest takich książek, które cichaczem przechodzą z księgarni na biblioteczne półki, byśmy później mogły odkrywczo zakrzyknąć "wow, spójrz jakie cudeńko znalazłam w bibliotece!" Szczerze mówiąc wolę ten stan od czytania "bo wszyscy czytają".
UsuńNo tak, masz rację :) Ta książka tak mi się spodobała, że podeszłam do sprawy bardzo emocjonalnie :)
UsuńSzare się postarało. Chyba coraz lepiej im idzie. Od roku czekam na ich decyzję o współpracy, ale widzę, że warto! I jakie wspaniałe tłumaczenie tytułu! Zazdrość mnie zżera, że już przeczytałaś!
OdpowiedzUsuńW ogóle cały przekład jest genialny. Ta pani tłumacz będzie moją drugą ulubioną autorką przekładów (Iwona Zimnicka ciągle jest na pierwszym miejscu)! A okładka?! Tutaj czerpią z najlepszych wzorców, prawda?
UsuńTak, okładka rewelacja! :) Przemyślana, przyciąga wzrok. Oto wydawnictwo, które wie, co chce pokazać.
UsuńYou made my day:):):) Mistrzowskie! I tyle smaczków! No i okładka na deser, mniam! M.
OdpowiedzUsuńTak się cieszę :D
UsuńPo czasie, ale zawsze - mistrzostwo! Zwłaszcza godne uwagi miano autorki ^^
OdpowiedzUsuńBałam się, że przedobrzę z tym nazwiskiem, ale udało się ;)
UsuńPiękne wkręcadło;>
OdpowiedzUsuńDziękuję :D Śmiałam się, pisząc, ale bałam się, że tylko mnie to śmieszy. Fajnie, że Wam też się spodobało :D
Usuń