Teczka Senseia

Hiromi Kawakami. Pierwsze skojarzenie? Jeśli pamiętacie moje recenzje Nadepnęłam na węża i Manazuru, musiało Wam zamajaczyć słowo-klucz  surrealizm. Tym razem jest inaczej, Kawakami ściągnęła wodze wyobraźni, utemperowała nieco styl i napisała powieść niemal zwyczajną. Niemal, bo oniryczna atmosfera pojawia się w niektórych akapitach, jednak z nieokiełznanym uniwersum z poprzednich książek nie ma już wiele wspólnego. Kawakami dla trzeźwo patrzących na świat? Oceńcie sami.   


Jedno na pewno się nie zmienia – zarys fabuły w przypadku książek tej japońskiej pisarki niewiele potencjalnemu czytelnikowi mówi. Krótkie wprowadzenie? Sensei i miłość zaczyna się, kiedy Tsukiko składa zamówienie w barze i zauważa, że o identyczne potrawy prosi jakiś mężczyzna. Zaciekawiona przygląda się mu i odkrywa, że to jej dawny nauczyciel japońskiego. Od tego przypadkowego spotkania zaczyna powstawać więź, która połączy odrobinę ekscentryczną Tsukiko i staroświeckiego Senseia.

O czym to jest? O samotności, przyjaźni i w końcu o miłości. Ale wyróżnienie miłości w tytule może wprowadzić w błąd. Zwłaszcza w połączeniu z tajemniczym zdjęciem dziewczyny na okładce i dopiskiem: Książka jak lekcja szczęścia. Od takich tropów prosta droga do skojarzenia z tandetnym romansidłem, a nic bardziej mylnego! Zacznijmy od tego, że jedynie polski tytuł tak wygląda. Z Sensei no kaban wyewoluowały na przykład: The Briefcase (wersja amerykańska), Aktovka (chorwacka), Der Himmel ist blau, die Erde ist weiß (niemiecka) i Strange Weather in Tokyo (brytyjska). Nasze Sensei i miłość nie jest szczególnie zaskakujące, ale zawęża możliwości interpretacji, romans stawiając w centrum. O ileż lepsza byłaby po prostu Teczka Senseia!

Miłość w tej książce jest spokojna, daleko jej do porywów młodzieńczych uczuć. Dotyczy dojrzałych ludzi, którzy są tak ostrożni, że przez dłuższy czas w ogóle nie ośmielają się nazwać relacji, która ich łaczy. Tutaj do głosu dochodzi jeszcze kwestia powściągliwej kultury i w efekcie cała opowieść jest dosyć subtelna i na wskroś japońska. Choć przychodzą mi do głowy wyjątki (na przykład Dzieci ze schowka), z japońskimi książkami kojarzy mi się też ta nieśpieszna narracja i akcja pozbawiona zawrotnej dynamiki. Pozornie niewiele się dzieje, w rzeczywistości jednak nie wydarzenia, lecz zmysły odgrywają tu największą rolę. 

A kiedy o zmysłach mowa, smak wysuwa się na plan pierwszy. Gdyby przyrządzić wszystkie potrawy, które jedzą bohaterowie, powstałaby prawdziwa uczta. Korzeń lotosu smażony na ostro, solone cebulki, wieprzowina z kimchi, bibimba z jajkiem sadzonym. Egzotyczne potrawy suto popijane sake – tym sposobem Sensei i miłość zasila szeroki nurt literatury z jedzeniem w tle. Nawet wśród samych azjatyckich książek łatwo znaleźć podobne, weźmy na przykład koreańskie Zaopiekuj się moją mamą, Smak języka albo japońską Kuchnię Banany Yoshimoto. U Kawakami jedzenie staje się czynnością niemal intymną, nierozerwalnie związaną z relacją między Tsukiko i Senseiem.

Brzmi interesująco, prawda? Pewnie dlatego w Japonii powieść doczekała się realizacji na scenie i w serialu telewizyjnym, a Jirō Taniguchi stworzył na jej podstawie mangę.

Sensei i miłość na pewno spodoba się wielbicielom literatury japońskiej w jej zachowawczej, klasycznej odsłonie. Kto będzie zawiedziony? Wszyscy, którzy liczyli na powtórkę z Nadepnęłam na węża. Te książki są tak różne, jakby miały innych autorów. 

Werdykt Ekrudy? Kawakami nieokiełznana vs Kawakami dla realistów 2:0. 
Ale walka była wyrównana.

Tytuł oryginału: Sensei no kaban;
Przełożyła Anna Zalewska;

8 komentarzy

  1. Czuję, że powinno się poznawać tę autorkę od końca - od tej właśnie powieści, bliższą klasyki, zanim sięgnie się po dwa pierwsze tytuły. Opisujesz tak...sensualnie, że zapewne się nie oprę lekturze...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już zależy od Twojego gustu, bo mnie Kawakami kupiła tymi szaleństwami z poprzednich książek i taką ją bardziej lubię. Ale jeśli lubisz tę charakterystyczną gęstość japońskich książek, "Sensei i miłość" będzie o niebo lepsze na pierwsze spotkanie z Kawakami :) No i tej książce dużo bliżej do "Kuchni", na którą ostatnio zwróciłaś uwagę u Ambrose'a.

      Usuń
  2. Aż sobie przejrzałam ten kawałek mangi na próbkę! Ale myślę, że jeśli napocznę kiedyś Kawakami, to zacznę od tych szalonych książek, o których wspominasz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Manga była też chyba po niemiecku, to już dla mnie "trochę" łatwiejsze w odbiorze niż oryginał :)
      A Kawakami polecam. W tej surrealistycznej wersji jest dużo odważniejsza niż Haruki Murakami w 1Q84 albo w Kronice ptaka nakręcacza. Widać w niej ten zachwyt, że w literaturze można wszystko :)

      Usuń
  3. Oni tam w tej mandze jedzą tuńczyka <3
    Ale, ale. Chyba nienajlepiej o mojej lekturze "Nadepnęła na węża" świadczy to, że... nic z niej nie pamiętam. Nic a nic. Wstyd. Muszę się targnąć na "Senseia", żeby trochę zadośćuczynić pani Kawakami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Sensei i miłość" jest bardziej klasyczna, podejrzewam, że to z niej mniej bym zapamiętała niż z pokręconego "Nadepnęłam na węża" ;) Choć tamtych opowiadań nawet streścić się nie da, więc zapamiętać można chyba tylko styl i szalone pomysły. Ale polecam "Sensei", jest taaak japońsko, mniam.

      Usuń
  4. Panią Kawakami, także za sprawą Twoich poprzednich recenzji, mam na oku już od pewnego czasu. Prędzej czy później po nią sięgnę :) A tytuł polskiego przekładu rzeczywiście niezbyt udany, ale wydaje mi się, że wpasowuje się w trend naszego rynku wydawniczego, by dzieła autorstwa kobiet traktować jako romansy (wystarczy popatrzeć na polskie okładki książek Munro).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafna uwaga. Jednak niektórzy się powstrzymują. Karakter robił świetne okładki Kawakami, to W.A.B. ją zaszufladkowało.

      Usuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.