Wojna i terpentyna

Ponad trzydzieści lat temu, na kilka miesięcy przed śmiercią, Urbain Martien powierzył swoje pamiętniki wnukowi. Ten długo trzymał je w zamknięciu i dopiero zbliżająca się setna rocznica wybuchu, tak ważnej dla dziadka, pierwszej wojny światowej zmobilizowała go do lektury. Kiedy w końcu poznał treść dwóch starannie zapisanych zeszytów, postanowił zgodnie z wolą Urbaina odtworzyć jego losy w książce.

wojna i terpentyna stefan hertmans

Stefan Hertmans odczytał i zredagował pamiętniki, odnalazł stare dokumenty i podążył tropem sprzed blisko stu lat. Dotarł do miejsc, związanych z najważniejszymi wydarzeniami w życiu dziadka i na własne oczy zobaczył, jak rozprawił się z nimi czas. Tak właśnie po latach dojrzewania powstała Wojna i terpentyna, opowieść o losach Urbaina Martiena gęsto splecionych z burzliwymi dziejami Europy.

WOJNA

Urbain urodził się we Flandrii w 1891 roku. Łatwo obliczyć, że jego młodość dość szybko zakłóciła pierwsza wojna światowa. Jak to mogło wyglądać, wiemy z lekcji historii, co nieco wyczytaliśmy u Remarque'a, ale książka Hertmansa jest chyba jeszcze bardziej obrazowa. W części dotyczącej tych wydarzeń, autor oddał bowiem głos dziadkowi, który bez wygładzania przekazał wszystko, co widział. 

Teraz piszę wyłącznie o wojnie, prawdziwie i szczerze, nie jako hołd. Bóg mi dopomóż. Tylko moje przeżycia. Moje okropności*.


Martien spisywał swoje wspomnienia po wielu latach (zaczął pisać w 1963 roku), a jednak pamiętał wszystkie traumatyczne wydarzenia z frontu. Jak wielki musiały mieć na niego wpływ, skoro tak żywo opisał ostrzał z niemieckich karabinów maszynowych, smród okopów, głód i strach. Przerażeni, dzielni, tchórzliwi, martwi mężczyźni. W tym miejscu doświadczenia jednego człowieka są ponurym świadectwem historii, a opatrzone komentarzem Hertmansa każą zastanowić się nad tym, jak zmienił się etos żołnierza.

TERPENTYNA

W życiu Urbaina starły się dwie potężne siły. Pierwsza to wojna, druga to pasja. Przed pierwszą nie mógł się bronić, a drugiej nie mógł się w pełni oddać.

Tak oto ten paradoks stał się konstantą jego życia: miotał się między tożsamością wojskowego, którym był z konieczności, a artysty, którym chciał być. Wojna i terpentyna**.


„Terpentyny” jest w tej książce dużo, bo Martien najpierw podglądał ojca odnawiającego malowidła w kościołach, potem sam zaczął rysować i może nawet próbowałby rozwijać swój talent, gdyby nie fatalny rok 1914. Ale takiej pasji nie da się zdusić, więc Urbain nawet w okopach szkicował, a po latach w malarstwie wyrażał to, o czym nie mógł mówić.

Farby, pędzle, techniki malarskie, a w tym wszystkim zakodowane uczucia. Hertmans przygląda się obrazom dziadka i próbuje wyczytać z nich jego prawdziwe myśli. Odkrywa sekrety i zbliża się do człowieka, który odszedł, nim zdążyli się dobrze poznać.

Ale malarstwo obecne jest nie tylko w treści, przenika też do formy. Nawet wspomnienia autora o dziadku sprawiają wrażenie obrazów, a długie, pełne szczegółów zdania bez trudu można by przenieść na płótno. Widzicie to?

Żółte światło poranka wpada przez małe, obrośnięte winoroślą okno. W ręce trzyma jedną z wielu reprodukcji, które regularnie wyrywał z książek o sztuce, by wykorzystać podczas sporządzania kopii (przymocowywał reprodukcję do deseczki, którą dwoma drewnianymi klamerkami przypinał do palety malarskiej); trzyma ilustrację w rękach, nie mogę dostrzec, co na niej jest, ale widzę, że po policzkach spływają mu łzy i że w ciszy coś szepce***. 

Pisarz maluje tą książką portret dziadka, a potem dodaje resztę rodziny. Ukochaną matkę Urbaina, jego chorowitego ojca, długowieczne rodzeństwo i cichutką żonę. Bo Wojna i terpentyna to także hołd oddany przodkom starym bogom, których już nie ma. 

Hertmans na chwilę ich ożywił. Zanim znowu znikną, posłuchajcie, co mają do powiedzenia.




* Cytaty jak zwykle z elektronicznej wersji książki, lok. 222,
** lok. 4830,
*** lok. 86.

Tytuł oryginału: OORLOG EN TERPENTIJN
Z niderlandzkiego przełożyła Alicja Oczko,

12 komentarzy

  1. Książkę mam na uwadze od chwili, gdy pojawiła się w zapowiedziach. Wojna, która podcięła dziadkom skrzydła... to częsty motyw w naszej historii. W prywatnych rodzinnych opowieściach. To książka dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to w dodatku pierwsza wojna światowa, więc Hertmans ma tu pole do porównań z drugą. Pod każdym względem wspaniała książka, idę o zakład, że Ci się spodoba.

      Usuń
  2. Ostatnimi czasy Wielka Wojna zdaje się wracać do łask - coraz częściej staje się tematem opracowań historycznych oraz tłem dla wszelakiej maści powieści. Dobrze, że tak się dzieje. A recenzowany utwór sprawia wrażenie b. ciekawej lektury - lubię dzieła, w których losy jednostek zostają wplecione w wichry historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A te są nie tylko wplecione, historia je niemal pokiereszowała. Wojna i epidemia hiszpanki miały chyba największy wpływ na losy Urbaina. W dodatku Hertmans bardzo zgrabnie to wszystko opisał, tak klasycznie, wyważenie i niezwykle barwnie. Tylko czytać :)

      Usuń
  3. Bardzo lubię takie rodzinne historie, zawsze skłaniają do refleksji, jak to było u nas. I że zapominamy, że wielka historia jest udziałem także naszych przodków. Zapamiętuję:) M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze polecam, bo wrzuciłam ją na półkę z napisem "dobra literatura" :)

      Usuń
  4. Chciałabym móc się dokopać do wspomnień mojego pradziadka, ale nie prowadził żadnych pamiętników. Podczas drugiej wojny światowej budował mój dom - dopóki nie usłyszał, że łapanka, że zabierają mężczyzn. Zabrał marynarkę i wybiegł z domu się ukryć, uciec, przeżyć. Złapali go i tak. Wrócił pół roku później, na wiosnę, w tej samej marynarce. Zmarł na zapalenie płuc krótko przed zakończeniem wojny. Nie dowiedział się nigdy o "wyzwoleniu" Warszawy.

    Zazdroszczę Stefanowi Hertmansowi dzienników dziadka, zazdroszczę tego, że mógł opisać historię rodzinną i dzielić się nią z innymi:) Mam jeszcze sporo takich historii w zanadrzu, ale żadnych detali, tylko urywki wspomnień, ogólne opowiastki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei żałuję, że byłam za mała, żeby porozmawiać z moimi dziadkami tak na poważnie. Bo pamiętam jakieś opowieści babci, ale one były dostosowane do mojego wieku, a teraz już niestety za późno.

      Usuń
  5. Co to za książka. Sama bym nie sięgnęła, bo nie przepadam za takimi wspomnieniami, historią, wojną itd., ale ładnie ją... wymalowałaś ;) Miło Cię znowu poczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie miło, że zajrzałaś :) To piękna książka! Nie tylko o wojnie, ale o rodzinie, pasji i wielkiej miłości, a że się wojna po drodze przytrafiła... :)

      Usuń
  6. Czeka na półce, a ja nie mogę się jej doczekać! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, nie każ jej długo czekać. To jest tak ładna i smutna historia! I mówię to ja, która o wojnach czytam prawie wyłącznie reportaże :)

      Usuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.