Niespodzianka! Miałam dziś napisać o książce Dulce Chacón, ale Hiszpania musiała ustąpić Szwecji. Ci, którzy mnie znają, wiedzą już, że kiedy pojawia się nowy kryminał Johana Theorina, wszystko inne schodzi na dalszy plan. A tak się wspaniale składa, że dwudziestego drugiego września była premiera Ducha na wyspie. Nie byłabym sobą, gdybym zwlekała z lekturą. We wtorek z szaleństwem w oczach, z rozwianym włosem pognałam do księgarni, żeby już w środę odłożyć przeczytaną książkę. Teraz mogę podzielić się wrażeniami. Zaczynamy?
KWARTET OLANDZKI
Tym, którzy jeszcze Theorina nie znają należy się krótkie wprowadzenie. Duch na wyspie to czwarta część cyklu zwanego kwartetem olandzkim. Seria wzięła nazwę od miejsca akcji, czyli szwedzkiej wyspy, Olandii. Poprzednie tomy to Zmierzch, Nocna zamieć i Smuga krwi, a całość została wydana przez Czarne w serii "Ze Strachem"*.
Jeśli dotąd nie czytaliście, powyżej znajdziecie linki do moich "recenzji". Cudzysłów jest tu uzasadniony jeszcze bardziej niż zwykle, bo o książkach Theorina nie potrafię pisać jak Pan Bóg przykazał i o normalnych recenzjach nie może być mowy. Sprawdźcie sami.
Kwartet olandzki można czytać właściwie w dowolnej kolejności, fabuła będzie zrozumiała, a spoilerów brak. Ja jednak polecałabym zacząć od Zmierzchu, bo to moim zdaniem najlepsza część.
Elementem wspólnym dla wszystkich tomów jest wspomniana Olandia i niektórzy bohaterowie, przede wszystkim Gerlof Davidsson. Ten starszy pan pojawia się we wszystkich książkach, odgrywając mniejszą lub większą rolę w rozwikływaniu zagadek, które trapią mieszkańców wyspy.
Musicie jednak wiedzieć, że Theorin nie pisze takich sztampowych skandynawskich kryminałów, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Właściwie to nie do końca są kryminały, a niektórym tomom zdecydowanie bliżej do thrillerów. W dodatku autor świetnie wykorzystuje szwedzki folklor i wierzenia (najwyraźniej w Smudze krwi) i ma dobry styl, dzięki czemu jego książki to naprawdę niezła literatura. Żaden tam Nobel, ale spędzona na czytaniu noc już tak.
DUCH NA WYSPIE
W ostatnim tomie cyklu spotykamy Gerlofa i kilkoro bohaterów znanych z poprzednich części. Pojawiają się także nowe postacie, a jest ich tak dużo, że na początku można się odrobinę pogubić, kto jest kim i do kogo warto się przywiązywać. Szybko jednak wyłaniają się najważniejsze osoby i to one są naszymi przewodnikami podczas rozwiązywania zagadki.
Co zaś się tyczy zagadki, nie mogę wyjawić za dużo, żeby nie zepsuć Wam przyjemności czytania, ale zdradzę, że na wyspie pojawia się chłopiec, który widzi coś przerażającego. Pewnej nocy dostrzega statek widmo, potem natyka się na ducha, a kiedy mówi o wszystkim dorosłym, sprawy bardzo się komplikują. Zwłaszcza, że trwa upalne lato i w tłumie urlopowiczów nawet duchowi łatwo się ukryć. Myślicie pewnie, że to zupełnie niewiarygodna opowieść, ale jesteście w błędzie. Jest tak prawdopodobna, że poczujecie gęsią skórkę!
Duch na wyspie jest jak puzzle. Theorin podrzuca nam historię w kawałkach, w rozdziałach opowiadanych z różnych punktów widzenia, w retrospekcjach, które przeplatają się wydarzeniami aktualnymi. A czytelnik musi ułożyć obrazek z rozsypanych fragmentów. Podpowiedzi na pudełku nie ma. W dodatku autor sprytnie myli tropy, co rusz wyprowadzając nas w pole. To jest to, co lubię najbardziej!
Jest jeszcze ciekawostka! Często trafiacie na kryminały opatrzone bibliografią? Ostatni tom kwartetu takową zawiera! Nie wyjawię, jakiego zagadnienia dotyczy, bo to byłby dosyć poważny spoiler, ale wygląda na to, że autor przyłożył się do pracy. A mimo to tłumacz znalazł błąd, który odnotował w przypisie. I tutaj pojawia się coś nowego - przypisy. Nie było ich w poprzednich tomach (każdy tom został przełożony przez innego tłumacza), a są świetnym sposobem na objaśnienie nieprzekładalnego. Nie ma ich tutaj dużo, ale ułatwiają lekturę.
Czy to już widać, czy powinnam napisać wprost? Duch na wyspie to bardzo dobre zakończenie bardzo dobrego cyklu. A Theorin wrócił do formy, którą zachwycałam się, czytając pierwszy tom. Jest nutka grozy, jest tajemnica, a jak się uprzeć, to i echo zaświatów się znajdzie. Czytajcie bez obaw, przetestowałam, działa!
DLA LENIWYCH LUB ZMĘCZONYCH
Darujcie sobie czytanie tego, co napisałam wyżej. Poproście kogoś, żeby skoczył do księgarni, bo musicie przeczytać Ducha na wyspie!
Tytuł oryginału: Rörgast,
Przełożył: Józef Gast,
Johan Theorin, Duch na wyspie, Czarne 2014.
zamówiłam, bo uwielbiam. Wszystkie wcześniejsze już przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńAż żal, że to się kończy. Będą inne książki Theorina, ale Olandia miała coś w sobie :) Kiedyś się tam w końcu wybiorę :)
UsuńJa też przeczytam:) lubię Autora i Twoją recenzję:) M.
OdpowiedzUsuńDziękuję :* Musisz przeczytać, to jest taki Theorin jakiego lubimy! I jest wątek historyczny, oryginalnie :)
UsuńJa wiedziałam, że tak będzie - że to właśnie u Ciebie przeczytam pierwszą recenzję :) Co tu dużo pisać... Trzeba poprosić kogoś, żeby skoczył do księgarni ;)
OdpowiedzUsuńRobiłam, co mogłam, żeby zdobyć "Ducha" jak najwcześniej :) Nie mogłam się doczekać, a teraz troszeczkę żałuję, że to już koniec cyklu.
UsuńJej, to moja pierwsza skończona seria kryminałów :D Pomińmy to, że jest taka krótka;)
Ha, mimo tej euforii, ja cierpliwie czekam na recenzję książki Dulce Chacón :)
OdpowiedzUsuńP.S. Przypisy to coś, co naprawdę sobie cenię. Lubię kiedy tłumacz, który zazwyczaj dobrze zna kulturę danego kraju, przybliża meandry obyczajów obcej nam zbiorowości. Lektura jest wtedy pełniejsza, zyskuje dodatkową perspektywę oraz zdecydowanie szerszy kontekst. A kiedy dodatkowo przypisy znajdują się na dole danej strony, a nie na końcu książki, to jestem wręcz wniebowzięty :)
Będzie recenzja, będzie lada chwila :)
UsuńW kwestii przypisów zgadzam się z Tobą całkowicie. Dodatkowo tłumacz zaznacza się wtedy jako pełnoprawny współtwórca książki, przyłącza się do dialogu.
A przypisy na końcu książki to męka, najgorzej było chyba w biografii Miłosza napisanej przez Franaszka. Operowałam dwiema zakładkami, żeby się nie pogubić :)
Znam te książki jedynie z twoich wpisów (swoją drogą, jesteś już znawczynią tych nie-całkiem-kryminałów, może więc pokusisz się o jakiś długi wpis przekrojowy?) - wydają się ciekawe. :) Zwłaszcza wspomniane wierzenia i szwedzki folklor mnie intrygują (bo za samymi zagadkami kryminalnymi, jak wiesz, raczej nie przepadam; jeśli sięgam po kryminał, to z innych powodów niż śledztwo). Dobrze, że zwracasz uwagę na przypisy od tłumacza. Takie rzeczy trzeba głośno chwalić, to może będzie ich więcej. ;)
OdpowiedzUsuńPS Nawiązując do komentarza u mnie: nie wiedziałam, że czytałaś Dodie Smith, jakoś mi to umknęło! Idę czytać twoją recenzję. :)
Nad wpisem przekrojowym pomyślę, dziękuję za sugestię :)
UsuńWarto w ogóle zwracać uwagę na przekład, tłumacze są chyba odrobinę niedoceniani. Dlatego tak cieszy mnie to, że na przykład Nagroda im. Kapuścińskiego jest przyznawana także tłumaczom :)
A Dodie to chyba jakoś pod Twoją nieobecność czytałam. Cieszę się, że o niej napisałaś, bo to naprawdę ładna książka, ludzie powinni o niej wiedzieć :) Miłego weekendu!
Nie kuś! Ładnie proszę.
OdpowiedzUsuńTo silniejsze ode mnie, wybacz ;)
UsuńLata temu kupiłam "Zmierzch", odłożyłam na półkę i już do tej książki nie wróciłam. Od tego czasu wydano kolejne trzy powieści Theorina a ja nadal nie znam tej serii. Po Twojej recenzji mam wrażenie, że to niewybaczalne! Muszę przesunąć "Zmierzch" na początek kolejki :)
OdpowiedzUsuńPrzesuń, przesuń, warto sprawdzić, jak Theorin pisze, bo jednak jest dosyć oryginalny. Nie ma tego schematu - niedogolony detektyw po przejściach, na którego lecą wszystkie spotkane kobiety rozwiązuje zagadkę, pakując się w niebezpieczeństwo i za każdym razem wychodzi z tego bez szwanku, bo ma wszystkie możliwe "czarne pasy" ;) Nie gwarantuję, że Cię zachwyci, ale na pewno nie pożałujesz :)
UsuńOdstępstwo od schematu się przyda, więc mam nadzieję, że będzie dobrze :)
UsuńBaardzo ostrożnie i coraz bardziej niechętnie podchodzę do piszących Skandynawów (zawody potrafią być tak bolesne, że hoho... Po niektórych miałam ochotę ciskać książki gdzie popadnie i już nigdy nie próbować z żadnym autorem z tamtych cudownych zimnych stron). No, ale tu Ciebie (i siebie samą) zaskoczę, bo nowego Theorina...kupiłam. Autor wszędzie zachwalany, a pomysł kusi... A skoro przetestowałaś, zaufam dodatkowo.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tym razem zawodu nie będzie :) Theorin jest naprawdę niezły, choć zdarzają mu się słabsze fragmenty - nieliczne, obiecuję, że nieliczne! Ja już od pierwszego tomu Theorina kupuję w ciemno :)
UsuńO kurczę... Nie mogłaś tego dopisku dla leniwych dać na początku?;) Może Nobel to rzeczywiście nie jest, ale czuję, że wyskakujesz ze skóry :) Przecież Ty nas gotowa jesteś zawlec do księgarni!
OdpowiedzUsuńLiczyłam, że leniwi przebiegną choć wzrokiem i zauważą dopisek ;) Jestem samozwańczą ambasadorką Theorina, niechże Theorin trafi pod strzechy ;)
UsuńOj, czuję się trochę zawstydzona, bo jeszcze nie znam tego autora... Mam jednak nadzieję, że na moją obronę przyda się powiedzenie, że "lepiej późno, niż wcale" i zapewnienie, że na pewno po niego sięgnę ;) Może nie od razu, bo kolejka książek czeka, ale z pewnością to zrobię ;)
OdpowiedzUsuńJasne, że lepiej późno niż wcale, zwłaszcza, że to znaczy, że przed masz te świetne książki dopiero przed sobą :) To będzie dobra rozrywka, zobaczysz :)
UsuńŻadnej z powyższych książek nie znam. Wczoraj miałam przedsmak jego stylu czytając antologię "Ciemna strona". Poszukam podczas najbliższego pobytu w bibliotece.
OdpowiedzUsuńJeśli przedsmak Cię zachęcił, nie będziesz zawiedziona :) Mam nadzieję, że znajdziesz w bibliotece!
UsuńNie znam tej serii...
OdpowiedzUsuńŻałuj, bo dobra :)
UsuńO tak, uwielbiam Theorina i jego specyficzny klimat - aż się chce pojechać na Olandię. Zacieram łapki, kiedy w końcu będę mogła przeczytać najnowszą książkę. Tylko żal, że to już ostatnia część :(
OdpowiedzUsuńPojechać na Olandię <3 Taki jest dalekosiężny plan ;)
UsuńI znowu to zrobiłaś! A ja znowu nie wiem kiedy i za co :D Tylko po Twoich ostatnich wpisach moja lista na zakupy powiększyła się o 6 książek o_O A najgorsze jest to, że wybierasz takie książki, które wiem, że MUSZĘ przeczytać i w tej konieczności nie ma nic przesadzonego. Eh. To ja chyba sobie na Święta zamówię na prezent wszystkie 4 tomy :D
OdpowiedzUsuńPoważnie? To jednak istnieje sprawiedliwość!
UsuńBo ja mam tak zawsze u Ciebie :D
"Świętego psychola" kiedyś czytałam. Dobry był :)
OdpowiedzUsuńA moim zdaniem Zmierzch (tylko Theorinowy) jeszcze lepszy :D
UsuńDuch na wyspie to książka o której myślę już jakiś czas i mam ją na liście! koniecznie muszę przeczytać;))
OdpowiedzUsuńDobry jest, powinnaś być zadowolona, sądząc po Twoich lekturach :)
UsuńJak sie ciesze kiedy trafiam na kolejna rownie opetana Theorinem jak ja! ;)
OdpowiedzUsuńNie czytalam jeszcze polskiego wydania Ducha na wyspie (do przetlumaczenia tytulu tlumacz sie nie przylozyl), ale cieszy mnie, ze mimo to widac wieksza starannosc wydania. Szkoda troche, ze caly kwartet nie ma tej samej szaty graficznej, choc ta poprzednia byla KOSZMARNA!
Moj absolutny faworyt tego kwartetu to Nocna zamiec :)