Dziarsko powtórzę za klasykiem: pogłoski o mojej śmierci były mocno przesadzone. Żyję i nawet grasuję po Targach Książki, o czym świadczą nieostre zdjęcia wrzucane tu i tam. A kiedy nie bywam i nie wydaję pieniędzy na kolejne książki - czytam te, które od dawna czekają na swoją kolej. Tym razem wylosowałam opowiadania Alice Munro, a że miło wspominałam poprzednie spotkanie z jej twórczością, znowu wybrałam wersję audio. I gorzko zapłakałam nad swoją naiwnością, bo jednak audio audio nierówne. Ale o tym później - zanim poznęcamy się nad lektorką, zapłaczmy nad okładką.
Nie, nie dlatego, że brzydka, bo zdarzało mi się oglądać dużo gorsze. Nie zgrzytałabym zębami, gdyby nie to, że często za sprawą tej okładki wrzuca się noblistkę do szufladki z niezbyt wartościową literaturą. Ze wszech miar niesłusznie, bo można Munro nie lubić, ale chyba trudno odmówić jej doskonałego warsztatu, a Miłość dobrej kobiety jest jego przykładem.
Opowiadania zebrane w tym tomie nie są tak ściśle połączone jak te z Za kogo ty się uważasz. Gdybym koniecznie musiała wskazać, co je wiąże to chyba temat, ogólnie rzecz ujmując, człowiek w rozterce. To niezbyt precyzyjne określenie, ale trudno znaleźć inne, które zawierałoby wszystkie problemy pojawiające się w tej książce. Może ta tytułowa miłość, ale to chyba jeszcze bardziej wieloznaczne.
Jest tu mowa o nieplanowanej ciąży, o aborcji, o trudnym macierzyństwie. Skomplikowane uczucia, relacje w rodzinie, w społeczeństwie - wszystko to znajdziecie w Miłości dobrej kobiety. Miszmasz? A właśnie nie. Munro świetnie nad tym panuje, a każde opowiadanie to zamknięta i dopracowana całość. Jasne, że trudno wyczerpać tematy, jeśli porusza się ich tak wiele, ale przecież nie o to chodzi. Powiedziałabym nawet, że to, co niedopowiedziane jest jedną z zalet tej książki. Drugą jest nietypowa perspektywa. Przykład? Ostatnie opowiadanie - nieopierzona matka zmaga się ze swoją nową rolą i doprowadza do pełnej grozy sytuacji. Intrygujące? Tylko trochę? A autorka podkręciła akcję, opisując wszystko z perspektywy dziecka. Proste, a tak dobrze wpłynęło na atmosferę utworu!
Podobne napięcie powstało dzięki nielinearnej narracji - to nic oryginalnego, ale u Munro świetnie zgrywa się z tematyką. W niektórych opowiadaniach mieszają się więc wydarzenia przeszłe z teraźniejszymi, dostajemy opowieść we fragmentach, dzięki czemu całość robi się bardziej intrygująca, a narrator raz po raz wyprowadza nas w pole. W rezultacie kluczymy w domysłach, dla mnie nie lada gratka.
A gdzie łyżka dziegciu? Munro jest świetna, gromy należą się wyłącznie wydawcy. Niezależnie od tego, jaką formę książki wybieram, spodziewam się, że będzie dopracowana pod każdym względem. Tymczasem wydawcy zapominają czasem, że audiobookowi też przydałaby się korekta. Pamiętacie, jak narzekałam na Marcina Perchucia, który mylił imiona bohaterów i przypadkiem ożywił martwą Księżniczkę z lodu? Niniejszym do grona potępionych lektorów włączam czytającą Miłość dobrej kobiety Annę Cieślak, która akcentowała losowe wyrazy w zdaniach, prawie każde imię czytała na kilka sposobów (i to w obrębie jednego akapitu, więc raczej nie zapominała jaka wersja obowiązywała poprzednio), a do pokoju wprowadziła postać, która od dawna w nim była. Ale to wszystko drobiazgi. Nigdy nie zapomnę "szturowej drogi"! Za pierwszym razem myślałam, że to przejęzyczenie, ale kiedy lektorka powtórzyła to bez najmniejszego zawahania, jęknęłam. Anno Cieślak, myślę że w Kanadzie bardziej popularne są jednak drogi szutrowe.
Nie da się tego zignorować, stąd apel: Wydawcy, zadbajcie o korektę audiobooków!
Tym razem wersja dla zwolenników krótkiej formy brzmi tak: audio Munro wilkiem.
Tytuł oryginału: The Love of a Good Woman,Opowiadania zebrane w tym tomie nie są tak ściśle połączone jak te z Za kogo ty się uważasz. Gdybym koniecznie musiała wskazać, co je wiąże to chyba temat, ogólnie rzecz ujmując, człowiek w rozterce. To niezbyt precyzyjne określenie, ale trudno znaleźć inne, które zawierałoby wszystkie problemy pojawiające się w tej książce. Może ta tytułowa miłość, ale to chyba jeszcze bardziej wieloznaczne.
Jest tu mowa o nieplanowanej ciąży, o aborcji, o trudnym macierzyństwie. Skomplikowane uczucia, relacje w rodzinie, w społeczeństwie - wszystko to znajdziecie w Miłości dobrej kobiety. Miszmasz? A właśnie nie. Munro świetnie nad tym panuje, a każde opowiadanie to zamknięta i dopracowana całość. Jasne, że trudno wyczerpać tematy, jeśli porusza się ich tak wiele, ale przecież nie o to chodzi. Powiedziałabym nawet, że to, co niedopowiedziane jest jedną z zalet tej książki. Drugą jest nietypowa perspektywa. Przykład? Ostatnie opowiadanie - nieopierzona matka zmaga się ze swoją nową rolą i doprowadza do pełnej grozy sytuacji. Intrygujące? Tylko trochę? A autorka podkręciła akcję, opisując wszystko z perspektywy dziecka. Proste, a tak dobrze wpłynęło na atmosferę utworu!
Podobne napięcie powstało dzięki nielinearnej narracji - to nic oryginalnego, ale u Munro świetnie zgrywa się z tematyką. W niektórych opowiadaniach mieszają się więc wydarzenia przeszłe z teraźniejszymi, dostajemy opowieść we fragmentach, dzięki czemu całość robi się bardziej intrygująca, a narrator raz po raz wyprowadza nas w pole. W rezultacie kluczymy w domysłach, dla mnie nie lada gratka.
A gdzie łyżka dziegciu? Munro jest świetna, gromy należą się wyłącznie wydawcy. Niezależnie od tego, jaką formę książki wybieram, spodziewam się, że będzie dopracowana pod każdym względem. Tymczasem wydawcy zapominają czasem, że audiobookowi też przydałaby się korekta. Pamiętacie, jak narzekałam na Marcina Perchucia, który mylił imiona bohaterów i przypadkiem ożywił martwą Księżniczkę z lodu? Niniejszym do grona potępionych lektorów włączam czytającą Miłość dobrej kobiety Annę Cieślak, która akcentowała losowe wyrazy w zdaniach, prawie każde imię czytała na kilka sposobów (i to w obrębie jednego akapitu, więc raczej nie zapominała jaka wersja obowiązywała poprzednio), a do pokoju wprowadziła postać, która od dawna w nim była. Ale to wszystko drobiazgi. Nigdy nie zapomnę "szturowej drogi"! Za pierwszym razem myślałam, że to przejęzyczenie, ale kiedy lektorka powtórzyła to bez najmniejszego zawahania, jęknęłam. Anno Cieślak, myślę że w Kanadzie bardziej popularne są jednak drogi szutrowe.
Nie da się tego zignorować, stąd apel: Wydawcy, zadbajcie o korektę audiobooków!
Tym razem wersja dla zwolenników krótkiej formy brzmi tak: audio Munro wilkiem.
Przełożyła Agnieszka Pokojska,
Czytała: Anna Cieślak,
Alice Munro, Miłość dobrej kobiety, Wydawnictwo W.A.B. 2013.
Twórczość Munro jeszcze przede mną, choć coraz bardziej mam ochotę po nią sięgnąć. W moim przypadku na pewno nie będzie to jednak audiobook, bo nie gustuję w tej formie ;)
OdpowiedzUsuńTym razem nawet lepiej, że nie audiobook :) Gdyby nie wpadki pani Cieślak, zachęcałabym z całego serca, bo uwielbiam audiobooki :)
UsuńNie lubię audiobooków... Słuchałam tylko jednego i nigdy więcej :). Co do twórczości Munro, to mam zamiar sięgnąć po jakąś jej powieść :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Jeden audiobook tak Cię zniechęcił? To musiało być okropne nagranie. A Munro polecam oczywiście, mnie przypadła do gustu :)
UsuńPróbowałam już raz zmierzyć się z audiobookiem i niestety nie wspominam tego doświadczenia pozytywnie. Wad, które wymieniasz nie sposób zapomnieć, przemilczeć. Z pewnością zepsułyby i mnie odbiór tej pozycji.
OdpowiedzUsuńJest szansa, że kolejny audiobook spodobałby Ci się :) A szturową drogę na długo zapamiętam :)
UsuńOch, niezawodna Munro... Cieszę się, bo mam na półce i to w wersji "szutrowej" ;) Co do okładek, to marzą mi się klasycznie skromne, na jakie zasługuje noblistka... Dziś będę na targach, ale zapewne Cię nie rozpoznam (chyba, że masz wyszyte żółte E na bluzce;) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOlu, nie mogę już niestety wpaść na Targi, ale będę dziś na Festiwalu Conrada, pewnie na spotkaniu z Jergoviciem. Jesli przypadkiem tez się tam wybierasz, na pewno znajdę Cię w tłumie i podejdę, żebyśmy mogły się spotkać :) A jeśli nie tym razem, na pewno jeszcze będzie wiele okazji, żebyśmy się w końcu poznały osobiście, byłoby mi naprawdę bardzo miło :*
UsuńDlatego też wolę książki papierowe, miałam zaledwie kilka spotkań z audiobookiem, ale żadne nie było dla mnie jakieś wow, wręcz nużyło. Ale wiem , że "Karalauchy" Nesbo są ciekawie wydane, zatem jeśli już to sięgnę bo ten tytuł w tej formie. Co do noblistki wolę spotkać się z nią na zapisanym papierze :)
OdpowiedzUsuńAniu, ja mam troszkę inne doświadczenia - rzeczywiście zdarzały mi się paskudne audiobooki z błędami, ale słuchałam też (chyba już kilkudziesięciu) bardzo dobrych nagrań, więc się nie zrażam :) "Karaluchy" są świetne na początek, rzeczywiście bardzo dobrze zrobione, pewnie pamiętasz moje zachwyty :) Ale masz rację, że tę noblistkę warto czytać :) Miłego weekendu :)
UsuńKaraluchy są obłędne! M.
UsuńA któż to miał czelność rozpuszczać takie obrzydliwe plotki?! Zresztą nie uwierzyłbym w nie, dopóki nie potwierdziłabyś ich osobiście :)
OdpowiedzUsuńPanią Munro znam, ale tylko i wyłącznie za sprawą jednego skromnego opowiadania. To stanowczo za mało i cały czas mam w czytelniczych planach szersze zapoznanie się z twórczością kanadyjskiej noblistki :)
Do Ciebie na pewno bym zajrzała, nawet z zaświatów ;) Poczytaj Munro, poczytaj! Bałam się, że tak o niej głośno przez Nobla, ale jednak bardzo przypadła mi do gustu. Nawet bardziej "Miłość dobrej kobiety" niż "Za kogo ty się uważasz". Myślę, że gdyby nie przylepiła się do niej łatka "kobieca literatura", miałaby więcej czytelników :)
UsuńKocham Alice miłością wierną i jestem zafascynowana jej sposobem postrzegania świata, talentem do dostrzegania szczegółów, które zwykli ludzi omiajają wzrokiem. Niestety boleję bardzo nad tymi okładkami jej książek. Marketing jest na pierwszym miejscu.
OdpowiedzUsuńA co do audiobooków...eh, jakość większości (!!!) jest słaba, niedopracowana, słychać, że czytana pierwszy raz, bez przygotowania i z ingnorowaniem wszelkich zasad stylistyki. Często nad tym płaczę. M.
Aż tak? Większości? Może rzeczywiście masz rację. Ale nie zrażam się, audiobooki to moja wielka przyjemność i wierzę, że mnie nie zniechęcą szturowe drogi ;) A tym razem byłam szczerze zaskoczona, że ktoś nie kojarzy takiego słowa jak "szutrowy". Może nie używa go na co dzień, ale chyba w jakiejś książce już widziała?
UsuńHmmm, no kto ją tam wie;)
UsuńJa nie zrezygnuję z audiobooków, bo są w wielu miejscach idealnym rozwiązaniem:) Ale akurat te na które trafiam są w większości straszne, mimo to nie porzucam. No bo albo audio albo nic:) Ale bardzo chcę przyłączyć się do apelu do wydawców: dbajcie o jakość audiobooków swych! M.
Przeczytałam w wersji papierowej, także nie miałam nic do zarzucenia ;)
OdpowiedzUsuńSzczęściara :D
UsuńPróbowałam poznać Munro, nawet od opisywanej przez Ciebie książki, nie dałam rady. To chyba jeszcze nie jest czas, żebym ją polubiła. Nie chcąc się zrażać, książkę odłożyłam i poczekam aż nadejdzie odpowiedni czas. Za to Ty widzę, że docenisz chyba wszystko, co napisze :)
OdpowiedzUsuńMyślisz? Własnie się zastanawiam, co pomyślałabym o tych nowszych tekstach, bo to, co czytałam to jednak sprzed lat. Muszę spróbować :) Szkoda, że Ci nie podeszła, ale ona chyba zbiera nawet cięgi, że Nobel niezasłużony, prawda? :)
UsuńWiesz, znając już próbkę jej pisania, myślę że kiedyś podejdzie. Na razie chyba nie trafia tematem. Nie skreślam :) A wszelkie rozmowy, czy jakakolwiek nagroda jest zasłużona, czy nie, traktuję z dystansem. To rzecz subiektywna. Tak jak nie oceniam inteligencji kogoś, komu powieść Noblisty się nie podoba, tak też nie odważyłabym się ocenić, czy ktoś na nią zasługuje. Rzecz gustu.
UsuńW takim razie jesteśmy podobnego zdania :) A z książkami rzeczywiście i u mnie tak bywa, że muszą trafić na dobry moment.
UsuńCiekawe jak odbiorę twórczość Munro, bo jeszcze nie czytałam jej książek.
OdpowiedzUsuńSpróbuj i pochwal się :)
UsuńKopię się po kostkach, że jeszcze nic Munro nie czytałam - ani tym bardziej nie słuchałam. Twoje przeżycia z audiobookiem przypominają mi z kolei moje zszargane nerwy podczas słuchania Millenium. Lektor czytał tak powolnie i rozwlekle, że wywracałam oczami. Także ważna jest i korekta tekstu, i właściwe tempo czytania:)
OdpowiedzUsuńA tak, jasne :) I nie lubię jeszcze jak słychać rozpaczliwe łapanie powietrza, mlaskanie albo coś w ten deseń, ale to się już rzadko zdarza :)
Usuń"Szturowa droga" - nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać... Zgadzam się z Tobą, że Munro można lubić albo nie lubić, ale przyznać trzeba, że warsztatowo ta autorka jest doskonała. Chętnie poznam "Miłość dobrej kobiety", ale na audiobooka nie zdecyduję się, wybiorę wersję papierową :)
OdpowiedzUsuńPrzez panią Cieślak zaczęłam się wahać, kiedy chcę powiedzieć "szutrowa", bo na końcu języka mam "szturową" ;) Do tego audiobooka nie zachęcam, papier będzie lepszy zdecydowanie :) Miłego dnia!
Usuń