Znacie tę opowieść? To historia dziewczynki, która była odważna i mądra, a nade wszystko ceniła przyjaźń. Kiedy lato się kończy i trzeba znowu dorosnąć, Astrid Lindgren przybywa z odsieczą. Chodźcie z nami do Lasu Mattisa.
Tej nocy, gdy Ronja miała przyjść na świat, nad górami przetaczała się burza tak gwałtowna, że wszystko, co tylko żywe, a co mieszkało w Lesie Mattisa, w popłochu wciskało się w swoje norki i kryjówki. Tylko złowrogie Wietrzydła, jedyne, które lubiły burzę, z wyciem i wrzaskiem latały wokół zbójeckiego zamku na Górze Mattisa. Przeszkadzało to leżącej w zamku Lovis, która miała właśnie rodzić, więc powiedziała:– Przepędź Wietrzydła, żeby były cicho, bo nie słyszę, co śpiewam*.
Tak narodziła się Ronja, podczas burzy i pieśni. A jeśli w takich okolicznościach przychodzi się na świat, wiadomo już, że reszta życia też nie może być zwyczajna. Jak mogłoby być inaczej, skoro Ronja, była córką zbójeckiego herszta i za wujków miała dwunastu zbójników. Miała też mądrą mamę i kochającego ojca, a całym jej światem był nieprzebyty Las Mattisa. To tam żyły magiczne stworzenia – urocze Pupiszonki, niebezpieczne Wietrzydła, Szaruchy i Mgłowce. Czysta magia.
Tata nauczył ją, że jeśli zabłądzi – musi znaleźć właściwą ścieżkę, jeśli wpadnie do rzeki – powinna zacząć pływać, a reszty miała nauczyć się sama. Dziewczynka zielononóżka, wolna i beztroska, mogła chadzać własnymi drogami i uczyć się na błędach. To się nazywa dzieciństwo!
Zaraz, zaraz. Mattis dał jej jeszcze jedną przestrogę – wystrzegać się zbójców Borki, ci byli gorsi nawet od Wietrzydeł. Czy to możliwe, że ten jeden raz ojciec nie miał racji? Ronja spotkała bowiem Birka, syna Borki, i ten wcale nie wydawał się groźny. Tutaj sielanka się kończy, Drogie Dzieci. Ten motyw znają już dorośli czytelnicy – czy to w Weronie, czy w Lesie Mattisa potomkowie zwaśnionych rodów nie mogą tak po prostu się zaprzyjaźnić. Na szczęście Astrid Lindgren to nie Szekspir, a zbójecka córka nie bez powodu urodziła się przy wtórze gromów.
Ronja, córka zbójnika to przede wszystkim piękna opowieść o przyjaźni. Cała jej natura odbija się w krzepiącej historii więzi między Ronją i Birkiem – od ostrożnej ciekawości do niezachwianej lojalności. Ale ta książka jest też opowieścią o mądrym rodzicielstwie. Spójrzcie na Lovis – ona wie, kiedy trzeba pozwolić dziecku odejść. Nie zatrzymuje go, zna naturalną kolej rzeczy i jeśli nadal czuwa, to z daleka. Inna jest miłość Mattisa, ale jaka prawdziwa. Tak, rodzice też odkryją w tej opowieści coś dla siebie. Może nawet to, że czasami dzieci są najzwyczajniej w świecie mądrzejsze od upartych dorosłych.
A jeśli to za mało, wiedzcie, że w Ronji, córce zbójnika znajdziecie też nutkę grozy w wersji dla dzieci, cudowną fantastyką z leśnymi strachami w roli głównej i na dodatek odrobinę dowcipu. A co jest najlepsze? Przygody! Zbójnickie dzieci wiedzą, jak korzystać z lata. Znikają na długie dnie, psocą i pakują się w tarapaty, ale zawsze wiedzą, że kiedy będą miały dosyć, mogą wrócić do bezpiecznego domu.
Birk rozejrzał się dookoła po ogarniętym zmrokiem lesie i zrobiło mu się jakoś dziwnie na duszy, nie wiadomo dlaczego. Nie rozumiał, że to, co odczuwał jako lekki smutek w sercu, to był tylko czar letniego wieczoru i spokój, nic innego.
– To lato – zaczął i spojrzał na Ronję. – Tak, to lato będę nosił w sobie do końca życia, to wiem**.
* Astrid Lindgren, Ronja, córka zbójnika, Nasza Księgarnia 1985, s.5.
** tamże, s. 185-186.
Tytuł oryginału: RONJA RÖVARDOTTER,
Przełożyła Anna Węgleńska,
Ilustrował Ilon Wikland;
Astrid Lindgren, Ronja, córka zbójnika, Nasza Księgarnia 1985.
Chcecie więcej?
Zajrzyjcie na blog Polka w Szwecji, Monika odwiedziła między innymi park Astrid Lindgrens Värld i dzieli się pięknymi zdjęciami.
Chcecie więcej?
Zajrzyjcie na blog Polka w Szwecji, Monika odwiedziła między innymi park Astrid Lindgrens Värld i dzieli się pięknymi zdjęciami.
Pięknie napisane. :) "Ronja" to moja ulubiona książka Lindgren. Chciałabym tylko wiedzieć, dlaczego zielononóżka? :)
OdpowiedzUsuńHa, to jednak nie jest czytelne dla innych? Ech, tak to się kończy, kiedy się zapędzę z metaforami ;) Tej nie wymysliłam sama, to od kurek zielononóżek i padło w jakimś artykule o dzieciństwie, jakiego już sie podobno nie praktykuje ;) Zamiast zajęć dodatkowych, karate i gry na skrzypcach dzieci zielononóżki chadzają samopas ;) Same zapewniają sobie atrakcje, mogą się włóczyć, mogą siedzieć na trzepaku, grać w gumę i klasy. To są takie wolne i beztroskie dzieci, czasem brudne, ale zadowolone. Byłam dzieckiem zielononóżką, było świetnie :D
UsuńDzieci zielononóżki - ładnie. :) Obiła mi się o uszy tylko wersja: dzieci z wolnego wybiegu. :)
UsuńO właśnie, to ci sami :) Ronja pasuje, prawda?
UsuńJeszcze jak.:)
UsuńJuż kiedyś sobie myślałam, że warto by się zabrać za klasykę dziecięcą, za to, co mnie ominęło. Astrid Lindgren czytałam tylko "Dzieci z Bullerbyn" i "Pippi", kuszą mnie teraz inne jej książki, a po przeczytaniu Twojego tekstu mam naprawdę wielką ochotę na "Ronję" ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie polecam! Pokochasz Pupiszonki!
UsuńDorosły czyta inaczej (ja na przykład tym razem bardziej przyglądałam się Lovis), ale jestem pewna, że także z przyjemnością. I podoba mi się pomysł z czytaniem dziecięcej klasyki, ja też chętnie wrócę do książek z dzieciństwa! Po Ronji będą Muminki :)
A jak wydanie?? Ostatnio u Teściów sięgnęłam po Baśnie Braci Grimm wydane w 1987 i raaany! Wstępem są wstępy do wszystkich klasycznych wydań autorstwa braci G. i jeszcze jest dołączona dedykacja z któregoś wydania dla pani von Arnin, ale nie wiem, czy Bettiny, czy Giseli:( Ale miodzio!:) A Ronję kojarzę z dzieciństwa, fajnie że mi ją przypomniałaś:) Małe dziewczynki to jest to! M.
OdpowiedzUsuńTu też jest wisienka na torcie -- Astrid Lindgren opowiada o sobie. To tylko kilka stron, ale bardzo to ciekawe :)
UsuńRonja! Biegało się z nią po lasach...Najpierw sama biegałam, potem z córkami. Bardzo chętnie kiedyś wrócę - mnie się bardziej podobała od "Braci Lwie Serce". Może dlatego, że o dziewczynce...
OdpowiedzUsuńŁadnie powiedziane - "kiedy kończy się lato i trzeba znowu dorosnąć". Na szczęście Lindgren to świetne remedium:)
To właśnie jest najprzyjemniejsze, wracać do takich książek :) I odkrywa się, że z czasem człowiek czyta je inaczej i że kolejne pokolenia też wpadają po uszy :) A potem zaczynają się marzyć odwiedziny w Vimmerby w Świecie Astrid Lindgren :)
UsuńDziecięciem będąc uwielbiałam Astrid Lindgren, zaczytywałam się w "Dzieciach z Bullerbyn", "Lottcie", "Kalrssonie", "Pippi" i "Ronji" też:) Ten akapit o porodzie w burzy na zawsze mi się zapisał w pamięci, do tej pory pamiętam wizję, którą wymalowała mi wyobraźnia... Dzięki za przypomnienie, cieplej się na sercu zrobiło!
OdpowiedzUsuńDo usług :) Pewnie jeszcze kiedyś coś Ci przypomnę, bo podzielam uwielbienie dla Lindgren ;) Burza też zrobiła na mnie wielkie wrażenie, ale teraz chyba bardziej ten śpiew. Lovis jest niesamowita, mądra, silna -- chyba będzie jedną z moich ulubionych książkowych mam :)
UsuńO, w dzieciństwie zaczytywałam się w "Dzieciach z Bullerbyn" (tak skutecznie, że rozkleiły się o szczętu i musiałam kupić nową, szytą wersję Naszej Księgarni), a "Ronji" nie czytałam ani razu - zupełnie nie wiem czemu? Widzę, że muszę to nadrobić, bo to jedna z tych mądrych książek dla dzieci, którą z przyjemnością mogą czytać także dorośli.
OdpowiedzUsuńTo jest tak ładna, ciepła książka, że trudno jej nie polubić. I wiek nie ma znaczenia, podejrzewam, że zostaniesz wielbicielką Ronji, kiedy tylko połkniesz książkę :) Lindgren musiała być czarownicą, jak inaczej mogła zdobyć tyle serc?! :D
UsuńW takim razie wpisuję na listę do przeczytania :)
UsuńPS. Lindgren była czarownicą, to więcej niż pewne ;)
Jeśli chodzi o Astrid Lindgren, to zatrzymałem się na "Dzieciach z Bullerbyn" i przygodach Pippi. Widzę jednak, że warto zagłębić się w twórczość tej pisarki. Jeśli doczekam się kiedyś potomstwa, to z pewnością rozważę lekturę tej pozycji :)
OdpowiedzUsuńMoże zdążę jeszcze kilka dobrych książek polecić do tej pory i będę miała wkład w czytelnictwo Ambroziątek ;) Muminki, Muminki się nadadzą? :)
Usuń"Ronja" to była moja dziecięca miłość książkowa, pamiętam, że podobała mi się bardziej niż "Pippi" (ale trochę mniej niż "Dzieci z Bullerbyn"). Cudownie jest wracać do książek z dzieciństwa! :-)
OdpowiedzUsuńKocham Ronję, jedna z książek mojego dzieciństwa, muszę ją sobie odświeżyć :)
OdpowiedzUsuń